Chętnie rozpocząłbym ten tekst stwierdzeniem, że 11 sierpnia 1973 rozpoczął się hip-hop. Impreza na rogu Sedgwick Avenue i Cedar Park, na której DJ Kool Herc grał breaki z gramofonów, a wtórował mu Coke La Rock, niekoniecznie była pierwszą i jedyną w swoim rodzaju, ale przyjmowana jest umownie za początek. Dlaczego niekoniecznie? Mówimy tutaj o zgrai dzieciaków z Bronksu, które miały zdecydowanie lepsze rzeczy do roboty niż dokumentowanie tego, kto i kiedy zrobił coś po raz pierwszy. Ba, na pewno nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo będące ich osiedlową codziennością imprezy zmienią świat. Napędzona przez owe nowojorskie prywatki kultura po 50 latach żyje, ma się świetnie i pokazuje coraz to nowsze oblicza rękami kolejnych pokoleń artystów. Jednak ze względu na charakter tych imprez, pierwsze lata celebrowanego dziś przez nas zjawiska są zapisane głównie we wspomnieniach, czasami spisanych lub uwiecznionych w inny sposób – dokumentacja w postaci nagrań czy zdjęć aż do końca lat siedemdziesiątych jest szczątkowa. Naszą ścieżkę dźwiękową (z drobnym wyjątkiem!) zaczynamy więc od roku 1979, kiedy to po raz pierwszy na płycie gramofonowej wytłoczono utwór, o którym z perspektywy kilkudziesięciu lat możemy powiedzieć, że został zarapowany i że stanowił wkład w kulturę nazywaną dziś hip-hopem. Przejdziemy przez wszystkie kolejne lata, serwując jeden lub czasami dwa kawałki z danego roku – wyboru dokonując kompletnie subiektywnie. Czasami podstawą selekcji będzie wkład w rozwój muzyki, czasami wpływ społeczny. Znajdą się komercyjne hity lub po prostu nasze ulubione utwory. Zupełnie jak na specyficznej, wielopokoleniowej imprezie. Czyli hip-hop.

Kolejne części: druga, trzecia, czwarta, piąta.

1973

Blowfly – Rap Dirty

Niektórzy twierdzą, że z powodu sporu o Wyspy Kurylskie między Rosją a Japonią, II wojna światowa się jeszcze nie skończyła. Mimo to wszyscy znają datę jej zakończenia. Właśnie na tym polega historia – wszystkie obecne okresy, kanony czy nurty są odpowiednio nazywane przez historyków z późniejszych pokoleń. Podobnie było z hip-hopem. Niby już w 1937 roku pojawiły się pierwsze udokumentowane próby rapowania przez gospelowy zespół The Jubalaires, ale to „Rapper’s Delight” The Sugarhill Gang z 1979 roku przyjęło się uważać za pierwsze oficjalne nagranie rapowe. W tym samym roku funkowa grupa Fatback Band eksperymentowała z rapem w utworze „King Tim III (Personality Jock)”, lecz słowo „rap” pojawiło się już w tytule innego numeru kilka lat wcześniej. Dość charyzmatyczny Blowfly, o równie intrygującym życiorysie, co jego strój sceniczny, na albumie „Butterfly” z 1973 roku umieścił utwór „Rap Dirty”.

Sam utwór jest utrzymany w konwencji komedii i braggadocio, jeszcze na mnóstwo lat przed tym, zanim ten termin zaczął funkcjonować w obiegu. Blowfly rapuje z naturalną swobodą, a jego flow jest płynne, czego niestety nie można powiedzieć o wielu nagraniach z początku istnienia gatunku. Wersy, które jakby od niechcenia wypluwa tutaj nasz owad, są obsceniczne i momentami nawet obrzydliwe. Tytuł utworu – „Rap Dirty” – zdecydowanie koresponduje z jego przesłaniem, które zdecydowanie odbiega od dzisiejszych standardów. Mnie osobiście ten tekst nie bawi, ale za to warstwa muzyczna bardzo porusza. Nie jest to – typowy dla tamtych lat – jednostajny beat, będący zapętleniem wyszukanych, krótkich fragmentów piosenek z wyraźną perkusją. To stworzona u podstaw muzyka, zaaranżowana tak, że w pewnym momencie rap ustępuje gitarowym improwizacjom. Nie należy bowiem zapominać, że pod pseudonimem Blowfly ukrywał się Clarence Reid – wokalista, aranżer i przede wszystkim producent.

Śledząc uważnie historię muzyki, mogliśmy zaobserwować wiele międzygatunkowych zwrotów akcji. Punkowy zespół Blondie nagrywa „Rapture”, w którym Debbie Harry rapuje, a w teledysku występują Fab Five Freddy i nowojorscy writerzy. Cee-Lo Green nagrywa kilka klasycznych płyt hip-hopowych ze swoją macierzystą ekipą Goodie Mob, żeby potem stać się popularny jako soulowy wokalista. Podobnie w Polsce. Jarecki zaczyna od nawijania, lecz na „Męskim Graniu” występuje ze swoim soulowym materiałem. Mrozu wyspecjalizował się w bluesowych i funkowych brzmieniach, lecz akurat jego prób rapu nigdy nie usłyszeliśmy. Łona trafiał częściej do odbiorców muzyki alternatywnej niż hip-hopowej, Kaliber 44 – do słuchaczy rocka. Nie inaczej jest z autorem „Rap Dirty”, który podobnie postępował już znacznie wcześniej. Clarence Reid nagrał kilka soulowych albumów pod swoim imieniem i nazwiskiem, po czym do końca życia wydawał płyty jako Blowfly. Przez cały czas współtworzył brzmienie wielu dzieł jako producent – w tym te najwybitniejsze Betty Wright czy KC & Sunshine Band. Nigdy natomiast nie był wymieniany jako jeden z najbardziej wpływowych przedstawicieli gatunku hip-hop. Czyżby to była cena za jego wszechstronność? [Modest]

1979

Grandmaster Flash & The Furious Five – Superrappin’

Wybór akurat tego numeru do tak wspaniałego zestawienia może się okazać dla kogoś niezrozumiały, a już na pewno nieoczywisty. W „Superrappin'” nie znajdziemy bowiem niczego, co czyni utwory wybitnymi, wpływowymi, wyznaczającymi kierunek rozwoju dla danego gatunku. „Rapper’s Delight”, które uznano za pierwsze oficjalne nagranie rapowe, miało premierę kilka miesięcy wcześniej, więc w przypadku utworu Flasha i spółki o prekursorstwie nie może być mowy. Nie padają tutaj także żadne kanoniczne wersy jak w „The Breaks” u Kurtisa Blow, cytowane przez późniejsze pokolenia raperów. Ostatecznie to dopiero dwa lata później Grandmaster Flash & The Furious Five opublikowali „The Message”, który uchodzi za początek zaangażowanego rapu. Numer z bardzo ważnym przesłaniem, w przeciwieństwie do „Superrappin'”. Dlaczego jednak zdecydowałem się na nagranie, które stanowi „jedynie” dwunastominutowe rapowanie z grubsza o niczym, gdzie każdego z poszczególnych członków The Furious Five charakteryzuje odrobinę kwadratowe flow? Otóż ze wszystkich wyżej wymienionych utworów to właśnie „Superrappin'” jest najbardziej chwytliwy, melodyjny i zachęci do tańca każdego, nawet pod parapetem. Buja. Zupełnie jak inne funkowe utwory, które ówcześnie wychodziły. Tak, bo zaraz po premierze tego singla, prawdopodobnie w sklepach został umieszczony na półkach z funkiem. A poza tym wsłuchajcie się uważnie w tę linię melodyczną. Czy nie brzmi znajomo? [Modest]

1980

Kurtis Blow – The Breaks

W latach 1980-1985, rap jako gatunek muzyczny bazował na singlach, a nie albumach. W tym okresie, niekwestionowanym królem był Kurtis Blow – pierwszy raper wydający w dużej wytwórni, autor pierwszego rapowego singla ze statusem Złotej Płyty. W krótkim czasie wytyczył wiele ścieżek, o których wcześniej raperzy nie mieli prawa nawet marzyć. Ambasador kultury, mainstreamowy gwiazdor, symbol seksu, rozchwytywany autor utworów, producent muzyczny, próbujący przebijać się również w biznesie filmowym. Seria przebojów, rozpoczęta przez „Christmas Rappin’”, a kontynuowana przez m.in. potężne „The Breaks” uczyniła z niego pierwszą ikonę rapu i standard, do którego dążyli i chcieli przebijać rywale. Kurtis Blow zaczynał w czasach, gdy raperzy grali co najwyżej support przed grupami disco i soulowymi, wypadało im występować z bandem, a nie DJ-em, a patrzono na nich z tak dużą rezerwą, że zanim trafili do programu Soul Train, to musieli latać za ocean i przekonywać do siebie brytyjską publiczność w Top of the Pops. Przebił sufit: zdobył światową sławę, jego hity grane były nawet w komunistycznej Europie, reklamował Sprite’a zanim Run-D.M.C. podpisali kontrakt z Adidasem. Oczywiście, fala wielkich MC z lat 1986-1987 i początek pierwszej Złotej Ery wypchnął Kurtisa całkowicie z pola widzenia, ale pamiętajmy: to on był pierwszym prawdziwym królem hip-hopu. [Adam Tkaczyk]

1981

The Clash – The Magnificent Seven

Ogromnym wpływem na brzmienie hip hopu w jego okresie raczkowania było disco. Bogate w taneczne melodie i linie basowe kawałki dziś określamy jako disco rap. Wyjątkowy sukces muzyki np. Kurtisa Blowa czy Sugarhill Gang z tej świeżej niszy z Ameryki sprawił, że wczesny hip hop stał się inspiracją nie tylko dla jego przyszłych artystów.

Ze względu na popowy potencjał rapu, popularni w tamtych czasach artyści new wave i post-punku jak Blondie czy Falco zachłysnęli się tym brzmieniem nieraz w swoich piosenkach. Moim zdaniem jednak, najlepszą piosenkę w tej konwencji nagrali punkowcy z The Clash. „The Magnificent Seven” to utwór otwierający ich szalony, różnorodny, potrójny album pt. „Sandinista” i jeden z największych singli inspirowanych rapem w Wielkiej Brytanii w tamtych latach. Funkowe rytmy zaskakująco łatwo się wpasowały w konwencję punkowej prostoty, a świetny bassline umila całe pięć minut, ale co najważniejsze Joe Strummer nie szczędzi tu swojego ostro naostrzonego politycznego pióra. Sam o rapie mówi:

„Kiedy przybyliśmy do Stanów, Mick natknął się na sklep muzyczny w Brooklynie, w którym była muzyka Grandmaster Flash and the Furious Five, the Sugar Hill Gang… Te grupy radykalnie zmieniały muzykę i zmieniły dla nas wszystko”

The Clash zauważyło większy potencjał we wczesnym hip hopie i wykorzystali wcześniej utożsamianą z parkietem muzykę do siania marksistowskich treści dla brytyjskiego proletariatu. Unikatową cechą gatunku stała się możliwość opowiadania opowieści, wyrażania opinii czy agitowania politycznego. To wszystko coś, co w następnych dekadach w rapie stało się kluczowe. [Ania]

1982

Afrika Bambaataa & Soulsonic Force – Planet Rock

W lipcu 1982 r. ukazał się singiel „The Message” grupy Grandmaster Flash & the Furious Five, niosący ważny, społeczny przekaz, definiując w ten sposób podgatunek zwany „świadomym hip-hopem”. Jednak ówczesne ekipy nadal były wierne swoim korzeniom i zamiast nieść przesłanie, wolały zachęcać ludzi do dobrej zabawy.

Tak też postąpił Afrika Bambaataa, który wraz ze swoją grupą Soulsonic Force wydał „Planet Rock”. Kawałek ten, oparty o sample z „Trans Europe Express” niemieckiego zespołu Kraftwerk, nie tylko stanowi ważną inspirację dla zespołów takich jak Run-D.M.C. czy 2 Live Crew, ale też dla twórców rozwijających popularny w latach osiemdziesiątych nurt electro. Debiutanckie nagranie założyciela Zulu Nation samplowało wielu artystów jak np. Public Enemy, Fugees, De La Soul, Madonna, Lana Del Rey, Freestylers czy WestBam, a do słynnego „Zih Zih Zih Zih Zih” (będącego improwizacją rapera Pow Wowa, który zapomniał tekstu podczas sesji nagraniowej) nawiązywali m.in. Kendrick Lamar, Redman, czy LL Cool J i Jennifer Lopez. [AlkiAlkz]

1983

Whodini – Magic’s Wand

Tworzona przez Jalila Hutchinsa, Grandmastera Dee i zmarłego już Johna Fletchera grupa Whodini wymieniana jest raczej drugim tchem, gdy mowa o pionierach hip-hopu. Mimo że ich sofomor „Escape” zyskał status platynowej płyty, a do tego dołożyli dwa złota za kolejne albumy, debiutancki self-titled nie odniósł wielkiego komercyjnego sukcesu. Niemniej dwa singlowe kawałki – wielokrotnie samplowane później „The Haunted House of Rock” i „Magic’s Wand” – dały się zauważyć szerszej publiczności. Szczególnie drugi utwór miał ku temu wiele powodów: został do niego nakręcony klip, który stał się pierwszym oficjalnym hip-hopowym teledyskiem. Cały numer to humorystyczna rozkmina na temat tego, czym jest hip-hop, jak ważnym jego elementem jest taniec oraz gdzie można go znaleźć. Oprócz tego jest także hołdem dla Mr. Magica – nowojorskiego DJ-a radiowego ze stacji WBLS prowadzącego kultową audycję „Rap Attack”, w której prezentował najnowsze hip-hopowe nagrania. W produkcji „Magic’s Wand” słychać echa lat 80. w rapie: wpływy disco i elektro, dużo syntezatorów, a nawet solówkę na gitarze basowej. [Matt]

1984

Run-D.M.C. – Rock Box

Dla mnie „Rock Box” to jeden z ulubionych tracków puszczanych w kultowej radiostacji „Wildstyle” w uniwersum GTA: Vice City. To także druga strona kasety zakupionej na elbląskim „ruskim rynku”, gdzie utwory Run-D.M.C. były przetasowane z weselnymi przyśpiewkami, pomimo że miły pan zza lady zapewniał o wysokiej jakości nagranego materiału. Dla reszty świata był to pierwszy gitarowy riff w kawałku rapowym – wcześniejsze rockowe eksperymenty, np. ekipy Treacherous Three nie zyskały dużej popularności. Trudno sobie dziś wyobrazić fakt, że zaproszenie gitarzysty do hip-hopowego tracku było czymś egzotycznym. Było. Na tyle, że powstała również wersja bez udziału Eddiego Martineza, w której główną rolę odgrywa beat z automatu perkusyjnego Oberheim DMX. Na szczęście do odpowiednich osób i rozgłośni trafiła gitarowa wersja i… dalej już poszło – MTV, sława i stałe miejsce w muzycznym panteonie.

Niezależnie od daty, okoliczności i szerokości geograficznej, „Rock Box” to znakomicie wyprodukowana porcja muzyki, którą trudno zaszufladkować. Perła w hip-hopowej (i rockowej) koronie. [Gap1]

1985

Schoolly D – P.S.K. What Does It Mean?

Czy gangsta rap powstałby, gdyby nie wyszczekany gnojek z Filadelfii? Podejrzewam, że tak. Czy już w późnych latach osiemdziesiątych wziąłby szturmem listy Billboarda za sprawą N.W.A. i ich naśladowców? Na pewno nie.

Ze Schoollym D jest trochę jak z The Velvet Underground. Wybitnego sukcesu nie osiągnął ani przed omawianym przez nas singlem (a debiutował już rok wcześniej), ani po nim. Słychać zresztą niedostatek werwy, którą czuło się u współczesnych mu artystów, takich jak Run-D.M.C. czy LL Cool J. Nie w tym jednak była jego siła. Reprezentant Philly jako prawdopodobnie pierwszy raper opowiadał o przystawianiu pistoletu do głowy, robieniu pieniędzy z gangiem czy transakcjach narkotykowych. A że brakowało mu w głosie śmiałości, która podkreśliłaby uderzający rytm automatu perkusyjnego Rolanda? Wybaczyli mu to Ice-T, Eazy-E, Biggie Smalls i całe rzesze raperów, którzy mniej lub bardziej wprost przyznawali się do inspiracji tym numerem. No i może nie każdy się dowiedział, co znaczy to P.S.K., ale kto ma wiedzieć, ten wie. Czyli prawilnie. [Admin Ćpun SNP]

1986

Run-D.M.C. – My Adidas

Run-D.M.C. było zespołem przełomowym dla hip-hopu w wielu aspektach. To oni jako pierwsi odważniej eksperymentowali z rockowym brzmieniem (pamiętamy np. hitowe “Walk This Way” z Aerosmith), to oni byli jednymi z pierwszych prawdziwie rapowych gwiazd w mainstreamie, czy wychodząc już poza aspekt czysto muzyczny – to oni podjęli się pierwszej współpracy na linii rap-moda. Chociaż, patrząc na to po latach, można dojść do wniosku, że ich ruchy być może były nieświadomym początkiem komercjalizacji hip-hopu (ale to już chyba za duży overthinking).

Zalążkiem kolaboracji Run-D.M.C. i Adidasa był singiel “My Adidas”. Był to statement track, w którym grupa była głosem większości dzieciaków na nowojorskich przedmieściach, dumnie chodzących w swoich Superstarach, ale też krypto-diss na pewnego amerykańskiego doktora i utwór “Felon Sneakers”. Nie jest to ich największy banger, nie jest to najbardziej znany hit z tamtego roku, ale ten track jest zbyt ważny, żeby go miało nie być. A rozbudowaną wersję tej historii możecie przeczytać tutaj. [mlody trggrd]

1987

Public Enemy – Miuzi Weighs A Ton

Czy da się połączyć wyśmienity bit z dobrą nawijką, wpadającym w ucho, prostym refrenem i chwytającym za serce, choć momentami radykalnym przekazem? Public Enemy już na swoim debiutanckim albumie pokazali, że ewidentnie się da. Chuck D co linijkę ukazuje swoją wyższość nad rywalami z rapowego środowiska, jednocześnie ukrycie wspominając w owych wersach o trapiących go problemach – zarówno jako artysty jak i jako człowieka wywodzącego się z mniejszości.

Jego śmiałej manierze w głosie towarzyszy ostry, lecz łatwy do zapamiętania podkład. Przepełniony jest on skreczami, które nadają utworowi brudnego i krwiście hip-hopowego charakteru, a słuchaczowi pozwalają potupać nóżką w wybijany przez nie rytm. Dodatkowo Miuzi Weighs A Ton oprawiane jest przez zróżnicowane sample, takie jak fragmenty Christmas Rappin’ Kurtisa Blowa, czy też Rock Steady Arethy Franklin. Co ciekawe, pomimo mnogości zabiegów użytych na tym kawałku, jest on prosty i przystępny.

PE swoimi odważnymi, wręcz rewolucyjnymi tekstami i ogólną postawą buntu zainspirowali wielu innych twórców do poruszania motywów kultury czarnoskórych w swojej muzyce, a są to twórcy powszechnie znani, którzy również szczycą się ogromnym sukcesem w świecie hip-hopu, np. Queen Latifah, grupa A Tribe Called Quest czy też Kool Moe Dee. [Lena]