Nie od dzisiaj wiadomo, że natura nie znosi próżni. Język również. Nazewnictwo się zmienia, terminy się ścierają, pojęcia się mieszają. Generalnie język ewoluuje wraz z upływającym czasem. Czy Mickiewicz, używając synonimu „frędzla” w Panu Tadeuszu, mógł przewidzieć, że kiedyś będzie oznaczał wulgarną nazwę męskiego przyrodzenia? No właśnie. Ostatnio zauważyłem wiele dyskusji, w których zastanawiano się, czym tak naprawdę jest mixtape? Może to określenie nie wywoła uśmiechu w szkolnych ławkach za kilkaset lat, ale na pewno będzie określać coś innego niż na samym początku. Już można to zaobserwować. Bywam językowym purystą, lecz wobec powyższego daleki jestem od czepiania się, że słuchacze zapominają o pierwotnym znaczeniu słowa „mixtape”. Zobowiązany jednak jestem do tego, aby w prosty sposób to wyjaśnić. Z dala od encyklopedycznych tonów. A potem niech sobie każdy z tego skorzysta zgodnie z własną wolą.

Kiedyś algorytmy nie podsuwały pod nos muzyki podobnej do tej, którą właśnie przesłuchaliśmy. Jedynym sposobem na poznanie wartościowych utworów było oglądanie Yo! MTV Raps, czytanie The Source, przeglądanie katalogów różnych wytwórni, wnikliwe analizowanie wkładek w płytach, a potem samodzielne wyłapywanie czegoś ciekawego z powyższych źródeł. Następnie wizyta w sklepie muzycznym, aby zdobyć upragniony album. Kiedy nie odrobiłeś pracy domowej i poszedłeś do sklepu w ciemno, zawsze siedział w nim osłuchany sprzedawca i służył radą. Ostatecznie można było zapolować na jakiś mixtape i zdać się na gust DJ-a. Tak przynajmniej to wyglądało w Nowym Jorku – kolebce hip-hopu i mixtape’ów.

Pierwsze mixtape’y

Najprościej rzecz ujmując, mixtape’y w dużej mierze przypominały… składanki. A czym różniły się od okolicznościowych płyt, zestawiających najlepsze utwory danego zespołu lub katalogu wytwórni? Stanowiły raczej pewnego rodzaju komentarz do ówcześnie wydawanej muzyki, wyraz jej akceptacji. Często zawierały nagrania spoza głównego nurtu, lecz godne polecenia. Rzadziej blendy. Przede wszystkim jednak miały wyeksponować umiejętności DJ-a. A że powstawały przy użyciu gramofonów i miksera, w odróżnieniu od zwykłych składanek, utwory były miksowane i ubarwiane różnymi turntablistycznymi technikami, jak scratche czy beat juggling.

DJ, tworząc mixtape, nie mógł sobie pozwolić na selekcjonowanie muzyki po macoszemu. Jego wybory musiały być jakościowe, trafne. W końcu to za pomocą tych taśm – czy w późniejszych latach płyt kompaktowych – budował swoją pozycję na scenie jako DJ. Im lepszą muzykę serwował słuchaczom w swoich miksach, tym więcej odbiorców lgnęło później do jego wydawnictw w poszukiwaniu najbardziej wartościowych nagrań. W ten sposób na swój status w środowisku zapracowali DJ Funkmaster Flex czy DJ Doo Wop. W większości przypadków mixtape’y ukazywały się w podziemiu, ponieważ wydanie ich w legalnym obiegu byłoby zbyt kosztowne ze względu na prawa autorskie, których ci autorzy z pewnością nie posiadali.

Z miłości do muzyki

Podczas przygotowywania swoich taśm, DJ-e kierowali się bardziej miłością do muzyki aniżeli chęcią zarobkowania. A doskonałym tego przykładem jest DJ Premier. W momencie premiery każdej części jego Crooklyn Cuts, jako członek Gang Starr był już zakontraktowany z majorsem. Być może wykorzystałby swoje wpływy, aby te kultowe mixtape’y ukazały się legalnie, ale zdecydował się wydać je niezależnie. Preemo jako producent współtworzył scenę nowojorską niemal od jej samego początku, a jako DJ musiał trzymać rękę na pulsie i bacznie obserwować rynek wydawniczy.

Kiedy Guru wydawał swoje składanki, dzięki którym promował nieznanych artystów (choćby Illkid Records, gdzie po raz pierwszy usłyszeliśmy Bahamadię), jego kompan z zespołu prezentował niszowe nagrania właśnie na mixtape’ach. Na takim New York Reality Check 101 znalazło się kilka utworów, które uwielbiam – 21 Years Choclaira czy jeszcze genialniejszy Metal Thangz Street Smartz z gościnnym wsparciem OC i Pharoahe Moncha. Drugi z nich ukazał się jako winylowy singiel 12-calowy, zawierający również utwór Problemz. DJ Premier uznał za lepszą stronę singla tę z nagraniem, które zmiksował z pozostałymi wartymi uwagi numerami na swoim krążku. Biorąc pod uwagę, że singiel ten ukazał się w niewielkim nakładzie, przeciętny słuchacz rapu nie miał innej możliwości na zapoznanie się z Metal Thangz, mimo że pojawiły się w nim uznane już wtedy nazwiska.

Od taśm po albumy

Na przestrzeni lat mixtape’y (a przynajmniej wydawnictwa, które występowały pod tą nazwą) przybierały różną formę. DJ Screw został zapamiętany jako autor niezliczonej serii mixtape’ów, zawierających spowolnione wersje najlepszych ówcześnie nagrań raperów z Houston. Ich charakter miał być odwzorowaniem stanu człowieka po zażyciu kodeinowego syropu – popularnej w tamtych czasach używki na południu Stanów. Tego typu zmodyfikowana muzyka do historii przeszła jako chopped and screwed. Przez przypadek kupiłem kilka klasycznych albumów UGK w tej wersji i natychmiast sprzedałem – dla słuchaczy z Polski to niezrozumiała fanaberia. Dla słuchaczy z Houston coś pożądanego. Nie może więc dziwić, dlaczego płyty DJ-a Screw przeszły do legendy. Z całą pewnością komentowały rzeczywistość, ale czy ja wiem, czy wpasowują się w tę pierwotną definicję mixtape’u?

Czymże jest ten mityczny mixtape?
Zdjęcie: Ben DeSoto

Olbrzymi wpływ na popularność mixtape’ów miał serwis DatPiff, z którego można było sobie pobrać – przeważnie za darmo w całkiem przyzwoitej jakości – album danego rapera. Z dzisiejszej perspektywy może nie robi to wrażenia, skoro muzyka praktycznie z całego świata jest dostępna na Spotify, ale wówczas stanowiło to doskonałą alternatywę dla osłuchanych albumów z głównego nurtu, za które trzeba było płacić. Dla słuchaczy była to nie lada gratka, dla twórców – jedna z możliwości zaistnienia w branży muzycznej, szczególnie przy niewielkim nakładzie finansowym.

Większość wydawnictw, które pojawiały się na tej platformie, składała się z numerów, w których MC’s nawijali na kradzionych podkładach. Dzięki nim coraz większe uznanie i popularność zdobywali Termanology i Papoose. Większość słuchaczy rapu zacierała ręce na myśl o ich legalnych debiutach. W Polsce mogliśmy posłuchać Tedego pod przewodnictwem jego alter ego – DJ Buhha, czy składanki Silesia Na Kradzionych Bitach, na której wystąpili górnośląscy raperzy. Nie było możliwości wydania tych produkcji legalnie, a przecież były to albumy z autorskimi tekstami, lecz „pożyczoną” muzyką. Wobec tego z braku laku zaczęto nazywać je mixtape’ami.

Nie masz pomysłu na płytę? Nagraj mixtape

Tha Blaqprint Blaq Poeta ukazało się w 2009 roku nakładem oficyny założonej przez DJ Premiera – Year Round Incorporated. W jednym z wywiadów Preemo został spytany o to, dlaczego tak długo pracują nad tym albumem. Odparł, że Poet nie jest jeszcze gotowy na pełnoprawny album i skupiają się razem na wydawaniu singli 12-calowych, aby zaprawić się przed jego wydaniem. Tłumaczył, że stworzyć świetny album jest ciężko, a za jedną z cech, którą taki musi zawierać, uważał spójność.

Tak, kiedyś rapowym artystom bardziej zależało na zachowaniu pewnej spójności materiału na płycie niż teraz. Jednocześnie zdarzało się, że w czasie powstawania płyty nagrali kilka świetnych utworów, które w ogóle do siebie nie pasowały, ale były zbyt dobre, aby nie ujrzały światła dziennego. Różniły się stylistycznie, tematyka była zbyt rozbieżna. Zbierali więc takie nagrania w jedną kompilację i wypuszczali jako mixtape. Zdarzało się, że były to normalne albumy, których proces powstawania był bardziej spontaniczny niż zwykle i z braku lepszych pomysłów również nazywano je mixtape’ami. Czasem ukazywały się przed tymi właściwymi, długo zapowiadanymi albumami, stanowiąc zarazem formę ich promocji. Co nie, Gural?

Niektórzy producenci postępują wbrew logice do tego stopnia, że zwykłą płytę producencką nazywają mixtapem. A właściwie jeden – DJ Decks. Całe szczęście, że na każdej z płyt znajdują się scratche i cuty, dzięki czemu przynajmniej niewielkie pozory mixtape’u są zachowane. Warto jednak odnotować, że dwa pierwsze woluminy z serii Mixtape to taśmy z amerykańskim rapem w swojej pierwotnej formie.

Różnice między USA, a Polską

W Stanach to już w ogóle wszelkiej maści nomenklatura bywała całkiem różna od tej naszej, polskiej. Kendrick Lamar wydał Section 80, ale przyjęło się mówić, że jego debiutem był krążek Good Kid, m.A.A.d City. Dlaczego, skoro obie płyty były normalnie dostępne w sklepach muzycznych i ukazały się legalnie? Otóż, pierwsza z nich została wydana nakładem niezależnej wytwórni Top Dawg Entertainment, a druga – Interscope Records. W majorsie. Czy wyobrażacie sobie sytuację, w której za debiut Bonsona uznamy Królu Złoty, wydany w Def Jamie (za którym stoi majors), nie licząc się kompletnie z jego wcześniejszą dyskografią ze względu na niezależne StoproRap?

Idąc dalej, za oceanem podziemnymi wydawnictwami nazywano albumy z katalogu Rawkus Records, które – przypomnę – można było nabyć w sklepach. Czy płyty ukazujące się w Prosto lub SBM (zanim urosły do obecnych rozmiarów) były nielegalami? Nie. W nielegale, czyli wydane własnym sumptem pełnoprawne autorskie albumy, wyłączone z legalnej dystrybucji, mogłeś zaopatrzyć się bezpośrednio u ich autora lub w którymś z pobliskich skateshopów. Tymczasem dokładnie taki sam album mogłeś pobrać z DatPiff jako mixtape. Choćby genialny Return of 4Eva Big K.R.I.T.a.

Nazywajmy sobie mixtape’ami, co tylko chcemy, ale proszę – rozróżniajmy. Bo – parafrazując stare ludowe porzekadło – są mixtape’y i… mixtape’y. Jako że nie mam czasu na rozmowy prywatne niczym Paweł Zarzeczny, zgadzam się z tezą, którą przedstawił mi Graf And Synths Against Evil Robots w jednej z rozmów. W dzisiejszych czasach najbliżej pierwotnej formy mixtape’ów są… playlisty. Naprawdę. Tylko że tworzone przez algorytm lub edytorów Spotify, których nie posądzałbym o posiadanie umiejętności scratchowania. Jeśli natomiast chcesz posłuchać prawdziwych mixtape’ów, włącz sobie proszę takie, nie wiem, Holiday Hell czy Rare Play Volume II DJ Premiera. A po czym poznasz jego esencję? Ode mnie mała podpowiedź: po wszystkim, co usłyszysz pomiędzy rapowaniem i beatami.