Słowa uznania od Michaela Jacksona, wspólny utwór z The Beach Boys, trasy koncertowe grane z Run D.M.C., Whodini i Salt-n-Pepą, wprowadzenie do rapu beatboksu, Platynowe i Złote Płyty oraz nieoceniony wkład w propagowanie hip-hopu – jakim cudem Fat Boys jest teraz tak zapomnianym zespołem? 

40 lat temu Charles Stettler, właściciel raczkującej wytwórni Tin Pan Apple we współpracy z radiem WBLS, w którym Mr. Magic prowadził legendarną audycję Rap Attack, ogłosił serię konkursów dla tancerzy i raperów. Przez trzy miesiące co tydzień rywalizowali ze sobą hip-hopowcy z poszczególnych dzielnic Nowego Jorku. Organizatorzy przeprowadzili później półfinały i finał, a zwycięzcy mieli otrzymać kontrakt nagraniowy. Sponsorem tytularnym całego przedsięwzięcia został gigant – Coca Cola. Zawody wygrało szalone trio nastolatków The Disco 3, w składzie: Kool Rock-Ski, Buff Love i Prince Markie Dee z utworem “Stick’ Em”. To był przełomowy moment dla grupy, która powstała niedługo wcześniej.

Chłopaki, z których najstarszy Kool Rock w 1983 roku miał siedemnaście lat, a najmłodszy Markie – zaledwie piętnaście, znali się od dzieciństwa, a doświadczenie zbierali organizując imprezy w piwnicy. Co ciekawe, bardziej niż kontrakt interesował ich możliwy do zdobycia sprzęt nagraniowy. Będący jurorem Kurtis Blow za główny atut grupy uznawał beatboksującego Buffa. To było odejście od klasycznego schematu MCs i DJ, zamiast tego ostatniego za muzykę odpowiedzialny był właśnie niebywale charyzmatyczny Buff, który oczarował wszystkich tym, co robił za pomocą ust. I głównie to zapewniło The Disco 3 wygraną.

Jeszcze w tym samym roku ukazał się ich singiel “Reality”, wydany w cieszącym się szemraną reputacją Sutra Records; labelu prowadzonym przez Morrisa Levy’ego – skazanego później za wyłudzenia finansowe. Mimo tego sam Stettler nie wypuścił grupy z rąk – został ich managerem i stopniowo otwierał przed The Disco 3 kolejne drzwi w karierze. Jeszcze przed wydaniem oficjalnego debiutu chłopaki odbyli europejski tour, odwiedzając m. in. Szwajcarię i RFN. A z racji tego, że występy kończyły się późno, zwykle nastolatkowie jedli w fast foodach. Jak mówi Kool Rock w wywiadzie dla VIBE, jedzenie Big Maców o trzeciej nad ranem było dla nich normą, jednak sami wykonawcy nawet nie zauważyli, że tyją – uświadomił ich dopiero Stettler, Krótko po tym grupa zmieniła nazwę na The Fat Boys (z ang. Wielkie Chłopy). 

Nazwa nie tylko odzwierciedlała ich postury, ale była także wyraźnym mrugnięciem oka dla słuchaczy – raperzy mieli do siebie dystans i olbrzymie poczucie humoru. Słychać to też zresztą w ich tekstach, gdzie rapowali o jedzeniu czy przedstawiali się roli zwariowanych, nieogarniętych ziomków. Sam przydomek umiejętnie potrafili wykorzystywać w celach marketingowych. By wkręcić zespół się na organizowaną przez Russella Simmonsa długą trasę koncertową, w której uczestniczyli m. in. Run D.M.C., Whodini i Kurtis Blow, Stettler wpadł na pomysł kolejnego genialnego konkursu. Ktokolwiek wytypował prawidłowo łączą wagę wszystkich członków grupy, miał dostać 800 puszek Pepsi (dietetycznej!) oraz jednego dolara. O grupie szybko zrobiło się głośno, a oficjalne ważenie pokazało imponujący wynik: trzech Fat Boysów ważyło 394 kilogramy! Sam Kool Rock-Ski przyznawał, że przez kilka lat dobijał nawet do 150 kg i miewał problemy z zawiązaniem sobie butów. 

Ich wydany w 1984 album “Fat Boys” pokazuje wiele już samą okładką: widzimy na niej członków grupy śliniących się do pizzy, jednocześnie trzymających w rękach lody, burgera i słodki napój. Na pizzy stoją ich pomniejszone wersje ubrane jednak w więzienne uniformy, co odnosi się oczywiście do utworu “Jail House Rap”. To storytelling o głodzie tak potężnym, że zmusił Kool Rocka i Prince’a Markiego do wtargnięcia do pizzerii i Burger Kinga, by najeść się bez opamiętania – ale też bez płacenia, przez co trafili za kratki. O jedzeniu traktuje też oczywiście tytułowy utwór „Fat Boys”, które jest najlepszym przykładem na to, jaki humor prezentowali nowojorscy MCs. Markie rapuje tam:

I devoured chocolate cake, plates, candles and all
For breakfast, it was cheese and five pounds of bacon
And halfway through my tummy starts to shakin’
Toast on the side, five gallons of juice
And that was just for breakfast when I start to get loose

Oprócz żartów i rapu o jedzeniu, często zdarzały im się typowe dla tamtego okresu wersy o tym, że są najlepszymi MCs czy linijki, które miały się po prostu rymować, takie jak: “Now I once had a lady, she was so fly / She was my girl and I was her guy”. Lecz ogólnie rzecz biorąc na pewno nie odstawali od współczesnych sobie raperów. 

Większość płyty to mid-schoolowy wajb, w którym słychać jeszcze wpływy disco i elektro, ale też mocniejsze bębny. Produkcją płyty zajął się Kurtis Blow, namówiony przez niezawodnego Stettlera, a w nagraniach brały udział takie legendy jak Larry Smith, Davy DMX czy Don Blackman. Ikoniczne, wyrywające na parkiet “Can You Feel It?” zawiera mnóstwo sampli, na całej płycie znajdziemy długie instrumentalne fragmenty czy solówki klawiszowe, a twórcy wykorzystali np. zagrany na flecie motyw z utworu Jamesa Thorntona “Streets of Cairo” z 1895 roku (!). Oprócz tego “używano” umiejętności Buff Love’a, który stał się jednym z pionierów beatboxu w rapie – zarówno publiczność, jak i dziennikarze nie mogli się nadziwić, że człowiek potrafi wydawać z siebie tyle przeróżnych dźwięków. Wyeksponowano to także w teledysku nakręconego do “Stick’ Em”. Przy okazji, pewne też jest jeszcze jedno: Markie Dee robił “brrrrrr” na długo przed Westside Gunnem.

Dzięki chwytliwym singlom album “Fat Boys” uzyskał status Złotej Płyty, jednak opinie krytyków bywały – zdecydowanie nazbyt przesadnie – ostre: “To bezsensowne, młodzieńcze tanie chwyty, które zamieniają hip-hop w głupotę i celują w najniższe instynkty” – pisał Chris Roberts w magazynie Sounds.

Ich druga płyta wydana w 1985 roku – “The Fat Boys Are Back” –  zdecydowanie przypomina muzykę Run-D.M.C. Wielkie Chłopy nie tylko wzorem Runa i D.M.C. zaczęli wielokrotnie wymieniać się w poszczególnych zwrotkach, ale w kawałkach słychać wyraźny rockowy sznyt. Eksperymentowali też z innymi gatunkami, jednak np. połączenie rapu z reggae wyszło im słabo. W tekstach wciąż chodziło o jedzenie i zabawę, ale na płycie znajdziemy też storytelling “Don’t Be Stupid” mówiący o konsekwencjach głupich zachowań. Z kolei utwór “Pump It Up” pojawił się w legendarnym filmie “Krush Groove” – komediodramacie opowiadającym o początkach Def Jamu. Mimo że wystąpili tam zarówno raperzy z Run-D.M.C., Beastie Boys czy LL Cool J, to Fat Boys często wskazywano jako tych, którzy skradli show. Wrodzonym luzem i poczuciem humoru przyciągali oko kamery, a to był tylko początek ich kariery na ekranie. Niedługo później zagrali główne role w komedii “Disorderlies”, grupę zapraszano także do nagrywania piosenek do ścieżek dźwiękowych, ale przede wszystkim występowali w telewizji jako goście w programach czy serialach. Gościli tam tak często, że podczas ceremonii rozdania Nagród Grammy 1988 na backstage’u podszedł do nich Michael Jackson i powiedział: “Uwielbiam to, co robicie, a za każdym razem, gdy włączam TV – zawsze tam jesteście”. 

Sława Fat Boysów była tak duża, że zostali zaproszeni przez Stevena Van Zandta, znakomitego gitarzystę z zespołu Bruce’a Springsteena, by wystąpić w anty-apartheidowym utworze “Sun City”. Mieli okazję współpracować tam m. in. z Bono, Bobem Dylanem czy Ringo Starrem. Na planie zdjęciowym zapoznali się też z Bruce’em Springsteenem – i to spotkanie było dla chłopaków dowodem na to, że są naprawdę wielcy. “Podeszliśmy do niego zagadać, gdy siedział na krawężniku i zaczęliśmy rozmawiać. Ten gość sprzedawał wtedy 30 milionów płyt, a okazał się naprawdę spoko” – wspomina z przejęciem Kool Rock w wywiadzie z Andrew Rauschem. Inni też próbowali się kąpać w popularności Fat Boys. Gdy nowojorczycy stali się rozpoznawalni pojawił się zespół Skinny Boys, bazujący na prostych przeciwnościach, jeśli chodzi o posturę, lecz naśladujący humor Wielkich Chłopów. Z kolei Sutra Records już w 1987 roku wydała kompilację “The Best Part Of The Fat Boys”, będącą zbiorem kawałków z pierwszych trzech albumów zespołu. Był to pierwszy album typu Greatest Hits w historii hip-hopu. 

Premiera kinowa “Disorderlies” zbiegła się z wydaniem ich czwartego, jedynego w karierze albumu, który uzyskał status Platynowej Płyty, krążka “Crushin’”. Po wydaniu “Big & Beautiful”, które nie odniosło wielkiego sukcesu komercyjnego, grupa szukała pomysłu na hit i ponowne wstrzelenie się w mainstream. Z pomocą znowu przyszedł Stettler: tym razem namówił Fat Boys na wspólny utwór ze słynnym zespołem The Beach Boys. Powód był prosty: skoro Run-D.M.C. nagrali z Aerosmith, a ich wspólne “Walk This Way” z miejsca stało się klasykiem, to dlaczego i oni nie mieliby spróbować. To był strzał w dziesiątkę. „Wipeout”, piosenka łącząca surf rockowy klimat Beach Boys z humorem Fat Boys, okazała się sukcesem i spędziła wiele tygodni na liście Billboardu. Na pewno pomógł w tym ikoniczny teledysk, będący niekończącą się przepychanką jednej grupy z drugą – tutaj też widać echa “Walk This Way”. Co ciekawe, przed tym, jak obie grupy spotkały się na planie “Disorderlies”, Fat Boys nie mieli pojęcia, co to za zespół.

Innym ikonicznym utworem z “Crushin’” jest “Protect Yourself/ My Nuts” (z ang. “Załóż gumę na instrument”). Jak sama nazwa wskazuje, to edukacyjny kawałek traktujący o tym, że zakładanie kondomów może uratować życie. Zdaniem Kool Rocka, mimo że ludzie nie oczekiwali tego akurat po nich, w erze szerzącego się AIDS, chorób przenoszonych drogą płciową czy gorącego tematu nastoletnich ciąż, chcieli być częścią tej debaty i pomóc w promowaniu bezpiecznego seksu.

Prince Markie Dee wspomina, że chociaż “Crushin’” okazało się największym sukcesem grupy, był najtrudniejszym albumem, jeśli chodzi o nagrywanie. ”Czuliśmy, że to początek końca. Przed “Crushin’” po prostu robiliśmy hip-hop, ale kiedy zaczęliśmy z crossoverami, spora część naszej widowni nie zgadzała się z obraną przez nas drogą”. Markie w pewnym sensie przewidział przyszłość: już wtedy hip-hop zaczął odjeżdżać grupie. W 1987 roku dostaliśmy takie albumy jak “Yo! Bum Rush the Show”, “Criminal Minded”, “Paid in Full” czy “Born to Mack”, które jakościowo wyprzedzają “Crushin’” o kilka długości. Niemniej dla Fat Boys to nie był jeszcze całkowity koniec. 

Samo “Crushin’” wychwalał m. in. reżyser kultowego filmu “Clerks” Kevin Smith, uznający ten materiał za jedną ze swoich ulubionych płyt. “Uwielbiam Fat Boys, bo sprawili, że można być grubym i czuć się okej. Rozkminiłem sobie, że ci goście muszą ruchać, a skoro tak – to ja chyba też mogę”. Po premierze albumu Fat Boys ruszyli w wielki “Wipeout Tour”, m. in. razem z Salt-N-Pepa (swoją drogą, Markie był w poważnej relacji z Pepą, więc Smith miał rację), a siłą rozpędu ich kolejna płyta “Coming Back Hard Again” także uzyskała status Złotej Płyty. Wydatnie pomógł w tym singiel “The Twist” (cover hitu Chubby’ego Checkera) znajdujący się także w ścieżce dźwiękowej do “A Nightmare on Elm Street” – świetnie przyjętego slashera Wesa Cravena, w którym pojawia się kultowy Freddie Krueger. 

Znowu jednak sukces komercyjny rozjeżdżał się ze sceną. Podczas gdy Fat Boys dalej bawili się w covery (na “Coming Back Hard Again” pojawia się też wątpliwej jakości hip-hopowa wersja “Louie, Louie”), w przepięknym dla rapu roku 1988 ukazały się takie albumy jak “Critical Beatdown”, “Lyte as a Rock”, “The Great Adventures of Slick Rick”, “It Takes a Nation of Millions to Hold Us Back” czy “Long Live the Kane” – by wymienić tylko kilka tych najważniejszych. 

Sami muzycy mieli tego pełną świadomość. Czuli, że ich hip-hopowi fani się od nich odwracają i zaczynają uważać bardziej za klaunów niż za raperów. Kool Rock-Ski przyznawał, że np. w porównaniu do N.W.A ich muzyka brzmiała jak wycieczka do Disneylandu. Mimo tego zgadzali się na kolejne propozycje swojego managementu oraz wytwórni. “Po współpracy z Beach Boys powinniśmy byli przestać robić takie rzeczy”, stwierdził po latach Kool Rock. Jednak po sukcesie “Wipeout” presja na kolejny hit była wielka, a muzycy nie ukrywali, że choć kochają hip-hop i uwielbiają tworzyć, to ostatecznie najważniejszy okazywał się dla nich stan konta.

O dwóch ostatnich albumach Fat Boys lepiej nie wspominać. “On and On” to totalnie nieudany projekt (znowu próbowali eksperymentować z reggae…), po którym z grupy odszedł Markie Dee. Prince rozpoczął solową karierę, radykalnie zmieniając styl i kierując się w stronę soulowych sampli. Udało mu się nagrać przebojowe “Typical Reasons” czy wyprodukować “Real Love” dla Mary J. Blige. Natomiast nagrane w okrojonym składzie i wydane w 1991 roku “Mack Daddy” było tylko odcięciem kuponów. Kool Rock-Ski przyznaje, że gdyby nie pieniądze, jakie dostali, płyta nigdy by nie powstała. “To był totalny chaos. Niczego nie mieliśmy zaplanowanego. Do tej pory ten album mnie wkurza, bo mógł być o wiele lepszy. Powinniśmy wykorzystać finansową szansę, jaką mieliśmy. Zamiast tego obijaliśmy się i robiliśmy piosenki w godzinę”. 

Obecnie jedynym żyjącym członkiem grupy pozostaje Kool Rock-Ski, któremu udało się zrzucić prawie 80kg. Motywacją do tego na pewno było przedwczesne odejście Big Buffa, który zmarł na atak serca przebywając w studio – mimo prób odchudzania, ważył wtedy ok. 200kg, co na pewno wpływało na jego kondycję. W 2021 roku niewydolność serca pokonała też Prince’a Markiego Dee. 

Grupa co jakiś czas jednak wspominana przez innych raperów. W 2001 roku Jay-Z parafrazując Chris Rocka zaczynał “Heart of the City” słowami: “First the Fat Boys break up, now every day I wake up / Somebody got a problem with Hov”. Bit z “Fat Boys Are Back” wykorzystał też inny Wielki Chłop – Action Bronson w utworze “Let Me Breathe”. Nie możemy zapominać też o wspomnianym adlibie “Brrrr”. Lecz choć Kool Rock mówi, że bardzo mu miło, gdy słyszy follow-upy do swojej twórczości, Markie Dee nieco rozczarowany stwierdzał: “Myślę, że ludzie patrzą na Run-D.M.C. i na Whodini jak na hip-hopowców, a na nas jak na komików. Nie jestem na to specjalnie zły, ale chcieliśmy rozśmieszać ludzi i sprawić, by czuli się dobrzy z tym, kim są – grubi, chudzi, wysocy, niski, homoseksualni czy jacykolwiek inni. Ten przekaz chcieliśmy zostawić światu”.

Wydaje mi się zatem, że jesteśmy im winni choćby jedynie pamięć o ich istnieniu. Nawet jeśli nigdy nie byli numerem jeden w środowisku, często inspirowali się innymi grupami, a finalnie woleli iść z prądem niż szukać własnych ścieżek, to przez kilka lat udało im dokonać kilku przełomowych rzeczy. Ich wkład w promowanie hip-hopu poza środowiskiem jest nieoceniony, a dwa pierwsze albumy są świetnymi przykładami Mid-Schoolowego hip-hopu. No i przede wszystkim to sympatyczne Wielkie Chłopy.