Oj, dawno nikt mnie tak nie striggerował, co RakRaczej na swojej EP-ce „Kwark” nagranej na bitach Qzyna. Zaczyna z grubej rury, bo od dziaderskiej wyliczanki: „Nie słucham Malika, Kizo, Oliwki, Fagaty / Wolę Preisnera, Struga, Hansa Zimmera, Santaolalla’e”. No jaki ty jesteś zajebisty, jaki masz wysublimowany i eklektyczny gust! Chwilę później dodaje: „Jestem tu po to, żeby otworzyć ci oczy / Nie kumasz przekazu? Bo nigdy nie słyszałeś rapu o czymś, co ty / gdzie treść i forma, filozofia i puenta”. Zatrzymajmy się tu na chwilę, bo przecież ten numer przesłuchają tylko starzy ludzie, a nie adresaci tego wątpliwej jakości punchline’u. I ci starzy ludzie po pierwsze KUMAJĄ PRZEKAZ, a po drugie też nie słuchają Kizo. Albo słuchają dla beki. Bo czemu by nie. Żaden „niekumaty” nie usłyszy tych bucowatych linijek Raka, bo – umówmy się – mało kto wie czy pamięta, że taki raper istnieje. A już jak odpalą „Clockwork”, to odbiją się od pierwszych wersów, bo Rak wypada dość pokracznie: goni za bitem i ledwo utrzymuje na nim równowagę, w czym nie pomagają dość nierówno napisane linijki oraz niedokładne rymy (albo ich brak, jak w cytowanej wyliczance).

Ale przejdźmy dalej, bo może Rakowi akurat musiało się ulać, a potem poprze ten manifest czymś konkretniejszym i przestanie zadzierać nosa? Połowicznie tak jest. Bo w następnych numerach trójmiejski MC wyraźnie spuszcza z tonu. Rapuje o przyziemnych rzeczach z perspektywy normalnego ziomka. Znajdziemy tu trochę rapu o rapie, nieco o tym, jak wygląda jego dzień. Z tym że to brzmi… dość dziwnie? Bo skoro w pierwszym kawałku narzekał na brak przekazu i konkretów, a także mówił, że „to nie jest lekki rapik”, to dlaczego serwuje nam takie miałkie rzeczy? Żeby nie być gołosłownym – ta filozofia Raka to banały typu: „Znowu pada deszcz i lecą z drzew liście / A że jutro wstanie słońce nie jest takie oczywiste / Tylko z wierzchu złote, tylko tak się błyszczy / Jak się w garści znajdzie, to wrażenie pryśnie”. Bo oczywiście można być wyluzowaną mordeczką rapującą o niczym – póki dobrze to brzmi. Tutaj brakuje tego elementu. RakRaczej swój dzień opisuje w taki sposób: „To był dobry dzień, wstałem o dziesiątej / Jajecznica, kawa, zapaliłem jointa / Na dwunastą studio, przywitałem ziomka / Nagrał dobre gówno, wyślę mix do piątku”. No, faktycznie, to może przerosnąć słuchaczy Malika. W jednym z numerów znajdujących się dalej na trackliście – gdzie znowu przybiera pozę groźnego – pyta nawet: „Co, obchodzi was czym jeżdżę? Gdzie latam na wakacje? Jakie restauracje odwiedzam na kolacje?”, Ty, no sorry, jednak nikt nie pytał.

Więcej konkretów dostajemy w „2028”, gdzie Rak snuje orwellowskie wizje świata w niedalekiej przyszłości. Obrazuje go brakiem gotówki, kontrolującymi wszystko minidronami czy mutowaną żywnością. Problem w tym, że chwilami brzmi, jakby do tego porannego jointa dorzucił kilka filmów z żółtymi napisami. Przedstawia bowiem dystopię i podkreśla tak złe wynalazki, jak „zeroemisyjne strefy”, rzuca takie frazy jak „szczepione, sterylne, potulne jak baranek” – być może się mylę i w tym momencie jestem już po prostu uprzedzony, ale wyczuwam tu foliarskie zapędy. Bo co prawda mamy tu trochę typowo antysystemowych treści o tym, że jesteśmy sterowani przez niezdefiniowanych „tamtych”. Lecz na liście ich złych intencji wymienia np. takie grzechy: „Nie rozwiążą głodu, ale podatkami klimat”.

Kawałkiem oddechu jest na pewno „Prawda”, gdzie Rak ponownie staje się zwykłym człowiekiem. Mimo że dostajemy od niego zlepek frazesów, to podaje je w dość zgrabny sposób, schodzi na ziemię, wraca do bycia skromnym ziomkiem – i w takiej formie jest znośny. Na tyle, że zaczynam się zastanawiać, czy w poprzednich akapitach nie byłem dla niego zbyt surowy. (Jednak wystarczy rzut oka na wyżej wymienione tamże wersy, by pozbyć się tego złudzenia).

Szkoda bitów, bo Qzyn tym projektem wjeżdża do topki podziemnych producentów. „Kwark” ma niesamowicie mistyczny klimat. Podoba mi się, jak leniwy wajb ma „Dobry dzień”, który faktycznie pasuje do tego, co nawinął Rak, tylko – przepraszam, że do tego wracam, ale mnie to mierzi – przydałyby się tam ciekawsze linijki. Wracając: Qzynowi udało się utrzymać spójność, mimo eklektyczności bitów. Świetnie brzmią laidbackowe skity, samplowane fragmenty programów o tytułowych kwarkach budują klimat, a w zawartej tam muzyce można się doszukać nawet wpływów disco z lat 80.. Uwagę kradnie też delikatny dęciak w „Mirabelkach i kranówie”, który snuje się przez minutę i przeszkadzają mu dopiero odpalone po tym czasie soczyście tłukące bębny. „2028” ma futurystyczno-niepokojący klimat, z utworu „Cały czas” wylewa się mobbdeepowy brud, w „Clockworku” z kolei zwraca na siebie uwagę prosty, acz chwytliwy motyw zagrany na elektrycznych klawiszach. Krótko mówiąc, jest czym się zachwycać.

I przede wszystkim, nie potrzeba wiele, by na bitach Qzyna brzmieć dobrze. Warto przypomnieć „Nie napiszą o nas książek”, czyli wyprodukowany przez niego album, na którym rapuje Pękaty. Mimo tego, że ma grubo ciosane flow, to udało mu się zaciekawić tekstami i całości słucha się dobrze. Zresztą, symptomatycznym momentem „Kwarku” jest utwór „Cały czas”, gdzie Rak najpierw przekonuje o tym, że ważna jest stylówa, a zaraz po nim wjeżdżają Hades i Biak – oni nie musza już przekonywać, bo przejmują ten kawałek i brzmią jak Panowie Raperzy. Od razu też wytwarza to apetyt na projekt Hades/Qzyn – chemia między rapem a produkcją jest znakomita. Chociaż wcześniej wyjdzie na pewno zapowiadany projekt z Biakiem, z którym dopiero co wypuścił bardzo dobry singiel „JOCC”

Cóż, RakRaczej tutaj zwyczajnie nie dojechał, a jego mniemanie o swoim rapie jest wyższe niż faktyczna jakość nawijki. Czekam na wersję instrumentalną, bo może być dość ciekawą przygodą. Jak na razie „Kwark” jest po prostu świetnym materiałem na spacer – jak nie uda Wam się wyłączyć głowy na to, co rapuje Rak, to przynajmniej od razu można rozchodzić niektóre wersy.