W poprzednich odcinkach czytaliśmy miłosne listy do hip-hopu, dziś Pstyk ma dla was kilka bardziej gorzkich przemyśleń. Trudno mu się dziwić – jest w rapie od zawsze, a ten odpłaca mu głównie szacunkiem, a to może rodzić frustrację. W ostatnich latach Pstyk zaczął działać prężniej niż kiedyś – wydał kilka instrumentalnych projektów, płyty z raperami oraz zaczął współtworzyć niezależne wydawnictwo Tylda. Jego wysiłki sprawiły, że stał się jednym z filarów polskiego undergroundu, wokół którego skupiło się wielu ciekawych twórców. To właśnie dzięki temu buduje sobie coraz trwalszy pomnik.

Czym dla Ciebie jest hip-hop?

Był kulturą buntu, która kiedyś mocno mnie porwała. Po czasie stwierdzam, że to zwykła maszyna do robienia pieniędzy dla ludzi z wkładem finansowym. Teraz to totalne bagno, bo graczy została garstka.

Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie?

Totalnie pierwsze to 95, może 96 i teledysk Coolio„Gangsta’s Paradise”, film „Młodzi Gniewni” i Fugees – „Ready or Not” na liście 30 ton. Wiadomo, wcześniej też się przewijał ten motyw w filmach i telewizji, jednak te zapamiętałem najbardziej. Coolio przez pełen przemocy i agresji film, a Fugees przez teledysk, bo do dziś jestem fanem militariów. Mocniej hip-hopem się zajarałem jakoś 1997/1998 na obozie harcerskim w Mrzeżynie, gdzie starsi koledzy mieli ze sobą taśmy Pei, Tymona czy WYP-3. Po tych wakacjach już mocno wsiąkłem w hip-hop. Jeszcze gdzieś w tych okolicach przewijał się motyw Nagłego Ataku Spawacza, ale nie traktowałem tego poważnie. Do tego pojawiał się gdzieś tam Liroy, ale mam z nim do dziś problem, żeby go sklasyfikować jako hip-hopowca.

Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?

Bardzo. Od hip-hop heada po osobę nienawidzącą hip-hopu przez jego „rozwój”. Im dalej, tym gorzej. Tak od 2003 do 2011 zaliczałem wszystkie koncerty w promieniu 100 km od Wrocławia, wiecie, spanie na dworcach, siedzenie w klubie do końca, zbieranie autografów, biletów, plakatów – żyłem tym totalnie. Z wiekiem jednak rosła też moja świadomość. (Nigdy nie staraj się poznać swoich idoli, bo się, kurwa, zawiedziesz). Jestem w tym w sumie do dziś, lecz jednak nie daję się już nabierać na marketingowe triki, a przez lata bardziej kopię w tym niż biorę to, co „media” podają na tacy.

Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumny?

Z tego że ludzie, którzy mnie wychowali muzycznie propsują moje produkcje, zbijają mi pionę, są moimi kolegami lub proszą się mnie o beat.

Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?

W 2005 stałem się częścią tego gówna kupując swój pierwszy zestaw didżejski, poznałem sporo ludzi, grałem supporty, a nawet koncert z idolami mojej młodości. Przepaliłem tony lolków z pionierami hip-hopu w Polsce, a nawet z ludźmi z USA. Wymieniałem się samplami z topowymi producentami z Polski czy świata. Jedyne, co bym chciał, to numery z Peją, Eldo i Evidence’em – resztę już odhaczyłem.

Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?

Świadomość słuchaczy.

„Bo telewizja to kupiła i wiesz teraz co chwila
Możesz obejrzeć ciągle coś w rap teledyskach
Złote łańcuchy, alkohol, szybkie kobiety
Zobacz i patrz co oglądają twoje dzieci
Promocja zła, łatwych pieniędzy, seksu
Pięć gram pomoże w twojej drodze ku szczęściu”

Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?

Jak będzie z tego nadal hajs, to i 200 lat.