Moja słaba wiara pozostanie w szortach
W starych, spranych T-shirtach i za długich włosach


***
Miałem na uszach „Shook Ones”, gdy mnie stuknął samochód
Jak porzucić BMX-a to był udany sposób
Jedno z miejsc, gdzie nic się nie wydarzy dopóki
Nie dostaniesz w ryj, napiszesz o tym, nagrasz napruty


***
Gdy już nie czujesz radości, tylko lajki endorfin
Chcesz by się do ciebie modlić? To koniec społeczności

To nie hip-hop, pizdo, jeśli mam być szczery
Robisz kontent i z ziomkiem sprawdzasz CTRy


***
Po pierwsze dla wprawy, po drugie nie dla nędzy
Żyć z rapu to gar gówna gdzieś na końcu tęczy
Zaprzeczysz? Spoko, teraz sam spójrz w lustro
Twoja wolność wypowiedzi – komercyjne samobójstwo


***
Cały czas błądziłem, myśląc, że mam na cos wpływ
Born alone, die alone, sens pomiędzy tym


***

W sumie cud, że nie palę

***
Odmawiam sobie coraz więcej – food, clothes and shelter
Jak tak będzie, to skończę medytując w second-handzie
Te transgresje koniecznie muszę przejść od A do Z
Taki format nikt za mnie zdaje się nie będzie szedł
Moje zen to nie chcieć mieć – cos jak kiedyś „być, nie istnieć”
David Foster Wallace rapu bez warsztatu, to przykre

Dorosły Kidd, Kidd, który nie musi już się drzeć, by opisać problemy sceny, społeczeństwa i swoje własne, to najlepszy Kidd z dotychczasowych Kiddów. I słuchając takiego Kidda, myślisz sobie: „Kidd się pięknie zmienił, to już wcale nie kidd”. Podobają mi się te boomerskie panczlajny wycelowane w rapowych content creators i idealistyczne promowanie niezależności myślenia i tworzenia. Kiwam smutno głową również przy tych bardziej gorzkich przemyśleniach dotyczących żyćka, szczególnie gdy jesteśmy na etapie godzenia się z tym, że zmienić to możemy pieluchę dziecku, a nie ludzkie mindsety i przyjmujemy to jednak dość niechętnie i z solidną dozą wkurwienia.

Ale może rozkmińcie to już sami, bo ja chętnie bym się rozsiadł jak dziad na miedzy i bajdurzył, przeinaczając zapewne myśli Kidda i interpretując je na własne widzimisię. Jednak to chyba dobrze, że Wojtek znowu prowokuje do rozmyślania o swojej egzystencji, prawda?

No i Pstyk. Odkrycie. Jego zajawkę na kolekcjonowanie VHSów i wycinanie z nich sampli traktowałem początkowo jako przyjemną do odsłuchu ciekawostkę, ale pięknie to wyewoluowało i dzięki niemu „Treasure Chest” ma swoisty retro-vibe i noirowy klimat. Nie tylko za sprawą dodających uroku fragmentów filmów z polskim lektorem sprzed dekad, ale głównie dobranych sampli, takich jak dęciak w „Goonies” czy klawisze w „Food, clothes and shelter”. Hołd oddany nowojorskiej scenie w „Bronxie” także dodaje mroku i przenosi nas na na winkiel, gdzie co chwila dochodzi do nielegalnych transakcji.

Jednym zdaniem: to jest tak dobre jak Thom Pynchon.