„Coolio nie zasługiwał na żarty i brak szacunku. Zapewnił radość milionom słuchaczy oraz przyczynił się [do rozwoju hip-hopu] swoim poczuciem humoru, patosem i duszą.” – tak na informację o śmierci jednej z największych gwiazd rapu lat 90. zareagował Jeff Weiss – jeden z najlepszych hip-hopowych dziennikarzy. Oczywiście ma rację. Coolio był kimś znacznie więcej niż posiadaczem charakterystycznej fryzury i autorem „tej piosenki z Młodych gniewnych”. Pisał historię rapu z Los Angeles, występował ze Steviem Wonderem i Quincy Jonesem, rapował obok WC czy Ras Kassa.

Tak jak w przypadku wielu twórców sztuki kojarzonej z nizinami społecznymi, rap był dla Coolio jedną z dróg ucieczki od używek, gangów oraz sposobem na związanie końca z końcem. Próbował innych: był np. strażakiem i pracownikiem ochrony lotniska w Los Angeles. Ale dopiero, gdy połączył siły z WC, Big Gee i DJ-em Crazy Toonesem pod szyldem WC And the Maad Circle, mógł uznać, że dokonał właściwego wyboru kariery. Pamiętać trzeba jednak, że był to trzeci zespół, w skład którego wchodził Coolio. Wcześniej, począwszy od lat 80., udzielał się również w grupach Soundmaster Crew oraz Nu-Skool. Sukces nie przyszedł zatem nagle, Coolio ostrzył zęby i szlifował umiejętności hip-hopowe o wiele dłużej. W 1991 roku ukazał się album Ain’t A Damned Thing Changed – istotny element historii sceny rapowej w Los Angeles. Co prawda, pierwsze skrzypce w grupie zdecydowanie grał WC, ale Coolio był na tyle mocny, że pozostawił wyraźne wrażenie i definicję własnego stylu. Jego rap zawierał więcej elementów humorystycznych, miejscami deprecjonujących siebie, bardzo szczerych – czego potem trzymał się na albumach solowych. Nie był aż tak zdystansowany jak np. Devin the Dude, ale nie fantazjował na temat bycia szefem gangu czy królem L.A. Potrafił się śmiać, ale opisywane sytuacje – rasistowski dress code stosowany przez kluby, trudy regularnej pracy, oszukiwanie administracji w celu otrzymania zasiłku, przyznawanie się do uzależnienia od cracku – są śmiertelnie poważne. Coolio potrafił odkręcić te sytuacje w lekką komedię i funkujący rap – nadal zachowując przekaz i nie rozmydlając powagi sytuacji.

W 1994 roku podpisał kontrakt z wytwórnią Tommy Boy – wtedy jednym z najlepszych labeli w rapie. Pod ich parasolem znajdowali się m.in. De La Soul, Queen Latifah, Digital Underground, Stetsasonic, Naughty by Nature i House of Pain. Wydawało się zatem, że Tommy Boy mają wiedzę i umiejętności w promowaniu świetnego rapu. Ich wiara w debiutanta i poziom oczekiwania na album przez słuchaczy robi wrażenie jednak aż do dzisiaj. Debiutancka solowa płyta Coolio była przez magazyn The Source ogłoszona klasykiem długo przed premierą, podobnie jak Illmatic Nasa. Zapowiedzi nadejścia wielkiego albumu ukazywały się na tyle wcześnie, że nie miał on jeszcze nawet oficjalnego tytułu. Jedną z pierwszych propozycji było Out Da Closet. Ostatecznie stanęło na It Takes A Thief. Wytwórnia Tommy Boy, a także magazyny The Source oraz Rap Pages bardzo wierzyły w Coolio i agresywnie go promowały. Ksywa była na tyle gorąca, że aż trzy utwory mające znaleźć się na albumie: Smoking Stix, Can-O-Corn i Sticky Fingers zostały użyte w filmie Poetic Justice, wydanym cały rok wcześniej. Prawdziwy hit nadszedł niedługo później: Fantastic Voyage, singiel promujący debiutanckie solo stał się hitem i osiągnął trzecie miejsce listy Billboard Hot 100. It Takes A Thief ukazało się w lipcu 1994 roku i w ciągu trzech tygodni osiągnęło status Złotej Płyty. W 1995 był już gwiazdą, z platynowym albumem i platynowym singlem na koncie. Na marginesie, trzeba mu też oddać inną rzecz: pamiętacie Leshaun z pamiętnego Doin’ It LL Cool J-a? Otóż Coolio współpracował z nią wcześniej: w kawałku Mama I’m In Love Wit a Gangsta. Nie było jednak tak całkiem różowo: to był „zaledwie” dobry album, a nie objawienie nowego boga rapu, na co nastawiały publikę wyżej wymienione media. Społeczność zastanawiała się, czy Coolio uda się powtórzyć ten sukces. No cóż, niewiele osób mogło przewidzieć, co miało się wydarzyć.

W 1995 roku Coolio nagrał chwytliwy utwór Rollin’ With My Homies na ścieżkę dźwiękową do filmu Clueless (w Polsce: Słodkie zmartwienia). Utwór grał niemałą rolę w filmie, a raper wykonał go podczas premiery emitowanej na antenie MTV. Mimo to, nie zawojował list przebojów. Ale spokojnie – w 1995 roku do kin wchodził również inny film.

Producenci obrazu Dangerous Minds (Młodzi gniewni) obawiali się, czy dramat spełni ich oczekiwania i zarobi wystarczająco dużo. Pokazy testowe nie zbierały dobrych opinii, a legendarny krytyk Roger Ebert wskazywał, że film jest miałki i rozwodniony na potrzeby białej widowni. Michelle Pfeiffer używała tekstów Boba Dylana, podczas gdy prawdziwa Pani Johnson, która zainspirowała postać, uczyła na bazie tekstów rapowych! Film miał jednak tajną broń: 10 dni przed premierą kinową ukazała się ścieżka dźwiękowa, a na niej jeden z największych hitów dekady. Mroczny, niepokojący i zostający w głowie na zawsze joint Gangsta’s Paradise autorstwa Coolio, z refrenem L.V. z South Central Cartel. Utwór okraszono klimatycznym teledyskiem z udziałem samej Michelle Pfeiffer. I poszło: złoto, platyna, podwójna platyna… Trzy miesiące po wydaniu potrójna platyna! Coolio wszedł do świadomości nie tylko społeczności hip-hopowej, ale władował się prosto pod strzechy. Gorąco polecam performance podczas Billboard Awards 1995 ze Steviem Wonderem, autorem piosenki Pastime Paradise, zinterpretowanej w przeboju rapera. Ciary. Nawet najgorsze, najbardziej zamknięte muzycznie polskie stacje radiowe pokroju Zet i RMF FM grały Gangsta’s Paradise prawie codziennie (a przynajmniej około roku 2002, gdy jeszcze ich słuchałem).

Kolejne single Coolio: Too Hot, 1, 2, 3, 4 (Sumpin’ New) i All The Way Live (Now) wszystkie osiągnęły co najmniej status złotej płyty. Coolio pojawił się też na soundtracku do Kosmicznego Meczu w doborowym towarzystwie B-Reala, Method Mana, LL Cool J-a i Busty Rhymesa – co pokazuje, że nie był uważany za popową popierdółkę pokroju Vanilli Ice’a, tylko nadal trzymał sztamę z hip-hopem. It Takes A Thief sprzedało się w liczbie 1 miliona egzemplarzy, Gangsta’s Paradise osiągnęło poziom 2,6 miliona. Coolio był megagwiazdą – o jego utwory prosili producenci filmowi i telewizyjni (kto inny może pochwalić się utworem nagranym do Laboratorium Dextera?!), występował w licznych talk-show, był tematem odcinków Sister Sister (w Polsce znane jako Jak dwie krople czekolady) i przedmiotem żartów Weird Ala Yankovicia. Jak jednak wiemy, hip-hopowy krajobraz zmieniał się bardzo dynamicznie, szczególnie w tamtych latach, i utrzymanie takiego poziomu komercyjnego udawało się naprawdę nielicznym. Wypada też wspomnieć, że w 1996 roku Coolio zagrał koncert w Sanoku, w ramach koncertu Euro Eco Meeting Bieszczady 96.

W 1997 roku Coolio wypuścił na rynek singiel C U When U Get There. Chociaż krytycy i słuchacze go docenili, to jednak, ku zaskoczeniu wytwórni, sprzedał się „jedynie” w liczbie 700 tysięcy egzemplarzy. Oczekiwania były zdecydowanie wyższe. Tommy Boy oczekiwał międzynarodowego sukcesu. Jednak uwaga słuchaczy skłoniła się ku innym stylistykom i wydany w tym samym roku album My Soul osiągnął zaledwie status złotej płyty. W numerze Billboardu z września 1998 roku Coolio mówił, że szuka nowej wytwórni. „Nie dbają o stronę biznesową. Dałem im plan marketingowy, plan radiowy, propozycję zestawu singli z My Soul. Zgodzili się na wszystko i nic z tym nie zrobili”. Muszę jednak przyznać, że publikacji na temat premiery albumu było sporo, a szczególnie widoczne były występy w programach Jaya Leno, Davida Lettermana i Rosie O’Donnell – wszystkie w 1997 roku. W tekście pada też informacja, że pracował nad nowym albumem dla Tommy Boy, ponieważ nie wierzył, że uda się opuścić szeregi wytwórni. Kontrakt między Coolio a labelem miał obowiązywać do 2000 roku. Udało mu się odejść w 1999. Założył wtedy własny label: Crowbar Records.

Przez kolejne lata Coolio był aktywny koncertowo, a jego starsze utwory nadal były regularnie używane w filmie i telewizji. Nie nadchodziły jednak nowe przeboje i z roku na rok znaczył on coraz mniej w branży. Młodsi słuchacze mogą go kojarzyć głównie z charakterystycznej fryzury oraz udziału w programach kulinarnych i reality show. Zaczął pojawiać się w żenujących zestawieniach typu „najwięksi one-hit wonders” oraz stał się bardziej bohaterem memów niż szanowanym artystą – siłą nie do zatrzymania w swoich latach świetności. Jego ucho to chwytliwych refrenów i bitów mogło rywalizować z największymi gwiazdami popu. Teksty, choć czasami proste, rapował z charyzmą, prezencją wokalną i pewnym urokiem, dzięki któremu Coolio sprawiał wrażenie gościa z sąsiedztwa, a nie gwiazdora-bufona, patrzącego na słuchaczy z góry. Jego osobowość lśniła nawet w tak powalających posse-cutach jak wymienione wcześniej Hit Em High, czy Tha Points, obok Notoriousa B.I.G, Redmana, Ill Al Skratch, Big Mike’a, Buckshota i Bone Thugs-n-Harmony. Gangsta’s Paradise, przebój gargantuicznych rozmiarów, tak naprawdę przykrył cieniem całą resztę dobroci z katalogu Coolio – solowego, jak i tego z zespołów i gościnnych udziałów. Dar i przekleństwo.

Coolio zmarł 28 września 2022 roku, najprawdopodobniej na atak serca. Miał 59 lat. 21 miesięcy wcześniej, w styczniu 2021 odszedł DJ Fatbox – jego DJ koncertowy. Twitter bywa czasem fajnym miejscem. W ostatnich dniach mogliśmy czytać wiele wpisów oddających hołd Coolio, podkreślających jego znaczenie dla rozwoju muzycznego użytkowników tego portalu. Dużą część zajmowały też wspomnienia ze spotkań i opowieści, jakim fajnym, zabawnym, pozytywnym był człowiekiem.

Dbajmy i szanujmy legendy naszej kultury.