Jedną z największych tajemnic polskiego rapu pozostanie sprawa, dlaczego produkcji Urbka nie słychać na dziesiątkach polskich hip-hopowych płyt. Dinal jest wszak legendarnym zespołem, producent swoje dołożył do równie klasycznego „Obskurw Kinga” Zkibwoya i co, te kilka bitów rzuconych ziomkom z Okolicznego Elementu, Lilu, Te-Trisowi (pamiętacie, jakiego rozpierdalacza tam zostawił???), to ma być wszystko? Jestem świadomy, że niedawno były pojedyncze rzeczy dla Quebo czy schaftera oraz wyprodukowanie całych płyt Pivotowi i kulerowi, ale naprawdę przez 20 lat nikt nie walił do niego drzwiami i oknami po bity? Czy ci raperzy są, kurwa, normalni? Nie no, wiadomo, że nie, po prostu często nie chcieli płacić, o czym Urb mówił u Flinta, trochę rozwiewając tę tajemnicę, ale po prostu ubolewam nad tą sytuacją.

W każdym razie – Urb wreszcie wpadł na pomysł, by podzielić się swoją twórczością w formie beattape’u i chwała mu za to, bo potrafi wynajdywać doskonałe sample, a co poklika na SP-1200, to jego. Wszystko ma tak przecudownie truskulowy wajb, że ręce same składają się do walenia konia oklasków. Niby to takie proste, takie znajome, a całość tworzy bardzo zajmującą opowieść i skłania ku zaznaczeniu opcji „włącz powtarzanie playlisty”. „Basic Batch” to też idealny album dla LastFMowych świrów, bo dzięki temu, że album ma 23 utwory, a tylko 36 minut, można nabijać scrobble w przebrzydłym tempie.