Ignoranci mogą powiedzieć, że rap to zwykła melodeklamacja i wypada blado przy „normalnej” muzyce. Szczególnie że sprawne rapowanie wydaje się być łatwiejsze do opanowania niż śpiew czy gra na saksofonie. Tymczasem rap jest naturalną kontynuacją muzycznej ewolucji, a ja stałem się poszukiwaczem miejsc, w których rap brzmi jeszcze lepiej w zestawieniu z „normalną” muzyką. Janelle najwidoczniej również. Uwielbiam utwory różnych wokalistów, w których sporo się dzieje – wokaliści dają popis swoim umiejętnościom, śpiewając pod smakowicie zaaranżowaną muzykę, zgodnie z wizją producentów – aż nagle następuje pewnego rodzaju przełamanie i niespodziewanie pojawia się rapowa zwrotka, zarapowana z werwą, godną prawdziwego mistrza ceremonii. Jednym z tych utworów jest bogata w syntezatory, funkowo-soulowa bomba – Q.U.E.E.N.
Po doskonałym The ArchAndroid, w 2013 roku pojawia się drugi album Janelle Monáe – The Electric Lady. Jednym z singli, promujących ten wyczekiwany przez słuchaczy i krytyków krążek, jest właśnie Q.U.E.E.N. z gościnnym udziałem Eryki Badu. Dziś taki duet może nie robić wrażenia, ale w tamtych latach spotkanie takich artystek co najmniej elektryzowało. Ten numer zresztą luźno interpretuję jako symboliczną sukcesję tronu królowej. W teledysku zwiedzamy muzeum starożytności, gdzie za różnego rodzaju artefakty służą przedmioty codziennego użytku, a wokalistki odgrywają rolę człowieka pierwotnego. Za produkcję odpowiada duet Deep Cotton, zachwalany już zresztą przeze mnie na łamach Braku Kultury. Sam utwór z kolei to istny manifest wolności, w którym Janelle Monáe staje w obronie uciśnionych i dyskryminowanych. Nie brakuje w nim odniesień do historii (królowa Nefertiti) i kultury (działaczka Harriet Tubman). A jej ostatnia zwrotka? Po jej przesłuchaniu unosi się jedynie dym zdmuchniętej świeczki na torcie, zwanym grą. Wielu powinno się ukorzyć.
Ciekawostka na sam koniec. W wywiadzie dla Fuse TV, Janelle tłumaczy rozwinięcie akronimu Q.U.E.E.N. – Queer community, Untouchables, Emigrants, Excommunicated, Negroid.