Teoretycznie nie ma zbyt wielu powodów, aby włączyć Idlewild OutKast, skoro w ich dyskografii znajdują się takie albumy jak ATLiens czy Aquemini, które śmiało można przesłuchać w tym samym czasie. Mam wrażenie, że tym podejściem charakteryzuje się większość słuchaczy legendarnego duetu z Atlanty. Sam do ostatniej płyty OutKast przez lata podchodziłem w sposób lekceważący. Spędziłem z nią jednak kilka ostatnich dni i postanowiłem zmienić tę perspektywę. Ten album otrzymał różne oceny od krytyków, lecz większość stanowią raczej niskie noty. Tymczasem nie jest on taki zły, jak się go przedstawia. Być może wynika to tylko z jednego prozaicznego powodu – oceniany jest przez pryzmat reszty dokonań zespołu. Gdyby tak zapomnieć o wcześniejszych tytułach i Idlewild potraktować odrębnie, moglibyśmy usłyszeć głosy o ponadczasowej, wybitnej płycie. Utwierdziłem się tylko w tym przekonaniu, gdy po kilku latach ją przesłuchałem.

Ścieżka dźwiękowa do filmu o tym samym tytule

Idlewild był przedstawiany jako ścieżka dźwiękowa do filmu o tym samym tytule, w którym główną rolę grali André 3000 i Big Boi. Z tym że, o ile mnie pamięć nie myli, większość wykorzystanych w filmie utworów pochodziło z wydanego trzy lata wcześniej Speakerboxxx/The Love Below. Nie na tym kończą się podobieństwa pomiędzy obiema płytami. W zasadzie obaj artyści podążają różnymi ścieżkami, którymi stąpać zaczęli już wcześniej. W przypadku Idlewild nie rozdzielają tego na osobne krążki. André 3000 wciąż pozostaje artystą, przedstawiającym słuchaczom pewien zakres historii czarnej muzyki, a Big Boi – pełnokrwistym raperem. Spotykają się jedynie w trzech utworach. W obłędnym Mighty „O„, którego refren jest czytelnym nawiązaniem do Minnie the Moocher Caba Callowaya. W Hollywood Divorce porównywanym do I Used to Love HER Commona ze względu na tematykę. A także w PJ & Rooster (filmowi bohaterowie, grani przez nich), gdzie tylko Big Boi rapuje.

Za produkcję Idlewild odpowiada stałe grono – w większości André i Organized Noize, po części Big Boi i Mr. DJ. Jej stylistyka utrzymana jest w wodewilowym stylu. Momentami zahacza o jazz, blues czy ogólnie dominujące gatunki w latach czterdziestych XX wieku. Zresztą fabuła filmu umiejscowiona jest również gdzieś w tych czasach. Gościnnie słyszymy praktycznie stałą obsadę, pojawiającą się na każdym albumie OutKast – Khujo Goodie, Sleepy Brown czy Whild Peach. Do nich dołączają Snoop Dogg, Lil’ Wayne, Macy Gray czy debiutująca… Janelle Monáe.

Płyta wykraczająca poza ramy hip-hopu

Przez większość płyty rapowe utwory przeplatają się z wykraczającymi poza gatunek. Genialny Chronomentrophobia (jeden z trzech numerów, w których rapuje 3 Stacks). Bluesowy Idlewild Blue (Don’tchu Worry 'Bout Me). Singlowy Morris Brown zapamiętałem jako plastikowy kicz, lecz dzisiaj dostrzegam jakiś pierwiastek geniuszu w tych „cyrkowych” perkusjonaliach. Call The Law, gdzie Big Boi zostawia wspomnianej wcześniej debiutantce niemal większość utworu. Ciekawostką jest, że ostatni z wymienionych numerów współprodukowali muzycy z Deep Cotton, którzy w późniejszych latach stali się nadwornymi producentami Janelle. Kiedy z kolei założyła własną wytwórnię, wydali w niej kilka numerów – do dziś ubolewam, że tylko kilka.

Od pewnego momentu natomiast, aż do samego końca albumu, słyszymy już wyłącznie czarną muzykę. Ten moment to bodaj mój ulubiony utwór, poruszający gospelowy Mutron Angel. Zdominowany przez Whild Peach, która udzielała się na każdej płycie duetu, a rok po premierze Idlewild zmarła na raka. Greatest Show On Earth z Macy Gray, mimo wymykającej się schematom rytmice, za sprawą jej wybitnego głosu wyzwala w nas mnóstwo emocji i przenosi nas do czasów, gdzie soul święcił triumfy. When I Look In Your Eyes to właściwie jazzowy koncert pod przewodnictwem pianisty w wykonaniu André 3000. A Bad Note to inspirowana Maggot Brain Funkadelic podróż w głąb wnętrza człowieka.

„Idlewild” należy w końcu docenić

Bardzo prawdopodobne, że Idlewild w pełnym skupieniu przesłuchałem ostatni raz wtedy, gdy byłem słuchaczem jedynie amerykańskiego rapu. Dzisiaj, kiedy do moich ulubionych gatunków należą również soul, funk, jazz czy psychodelia, jestem w stanie bardziej docenić tę płytę. Nie mówię, że rapowane nagrania są złe – N2U czy BuggFace Big Boia nie brakuje przebojowości, a w szalonym Makes No Sense At All Dré popuszcza wodze fantazji, modyfikując swój głos w taki sposób, w jaki to zrobił kilka lat wcześniej gościnnie u Slimm Calhouna.

Niemniej, najbardziej zauroczyłem się w takich utworach jak Life Is Like A Musical czy w każdym z zamykającej album części. Z pewnością częściej będę do nich wracał, ponieważ stanowią naprawdę mocne punkty na – umówmy się – niedocenianej płycie. Nie mogę powiedzieć, że pomijałem je konsekwentnie. Pomijałem cały album. I jestem daleki od tego, aby powtórzyć karnego z Portugalią czy dorwać listę nominacji do Grammy za 2006 rok, zakwestionować ją i po latach przyznać główne nagrody dla Idlewild. Uważam jednak, że nastał idealny moment, aby w końcu została należycie doceniona.