Voskovy przez ostatnie lata mieli pełne ręce roboty – robili z jednej strony studio, a z drugiej: płyty, a to z Fabijańskim, a to z Szopeenem, a to z bardziej undergroundowymi graczami. I wyglądało na to, że ich instrumentalne oblicze (po trzech lo-fiowych płytach z Mac Kayem wydanych między 2020 a 2022) poszło w odstawkę. Szczęśliwie: nie, wcale nie poszło, w 2024 możemy odpalić kolejny bezwokalny projekt dolnośląskiego duo.

„Hard Reset” w niczym nie przypomina lo-fiowej przezroczystości z ich ostatnich instrumentalnych dokonań. To muzyka mroczna, czasem żywsza („Click Click”), czasem wycyzelowana („Cutter”), czasem podniosła („Oracles”), ale zawsze niepokojąca. Brzmi trochę jak robiona na zamówienie do gry video na soundtracki do walk z bossami. Wyobraźcie sobie scenariusz, w którym deweloper chce mieć osiem motywów brzmiących hip-hopowo, ale jednocześnie przypominających, że bossowie są potężni i umrzesz co najmniej pięć razy (i to na normalu!) zanim ich pokonasz. To brzmi dokładnie tak.

Miejscami osiadamy na mieliźnie (na przykład w „Last Call” wobble są przeterminowane, a poza nimi nie ma nic interesującego), ale zazwyczaj dzieje się. Mimo dość jednostajnego klimatu produkcje są na tyle zróżnicowane, że seans z całością nie nuży i na tyle szczegółowe, że jest na czym zawiesić ucho. Choćby na kontraście między ciężką, klasycznie rapową perkusją a majestatycznym spowolnieniem w połowie „Know Them”. Albo na kapitalnie rozkminionym rytmie w „Cutter”.

Kiedy już spełnię dziecięce marzenie o napisaniu własnej metroidvanii, Voskovy będą pierwszymi, do których zadzwonię z prośbą o muzykę.