„Wolne”: czyli drugi hip-hopowy album Doroty Masłowskiej, jeszcze przed premierą spolaryzował słuchaczy i nastawił ich negatywnie do jedynego, jak się okazało, wydawnictwa SBM A. Okazuje się jednak, że Dorota i jej spokenwordowy sznyt oraz bardziej poetycki niż raperski styl pisania potrafi skraść uwagę. W krótkiej recenzji mówię zarówno o największej bolączce tego albumu – kontekście, jak i o kilku możliwych do poprawy elementach warsztatu artystki, dzięki którym byłaby w stanie nagrać naprawdę solidny alternatywny materiał.
poprzedni artykuł
Króciutko: Rosalie. – Motherlode (2023)
następny artykuł
Recenzja: schafter – RAMOTKA (2023)

Autor podcastu Rap MATTers
sprawdź też:
Słuchaj trochę szerzej: Miuosh. Wszystkie ulice bogów.
21 godzin temu
Paryskie Buffalo: Westside Gunn – Pray for Paris (2020)
2 tygodnie temu
50-lecie hip-hopu – część V. Lata 2016-2023
2 tygodnie temu