„Wolne”: czyli drugi hip-hopowy album Doroty Masłowskiej, jeszcze przed premierą spolaryzował słuchaczy i nastawił ich negatywnie do jedynego, jak się okazało, wydawnictwa SBM A. Okazuje się jednak, że Dorota i jej spokenwordowy sznyt oraz bardziej poetycki niż raperski styl pisania potrafi skraść uwagę. W krótkiej recenzji mówię zarówno o największej bolączce tego albumu – kontekście, jak i o kilku możliwych do poprawy elementach warsztatu artystki, dzięki którym byłaby w stanie nagrać naprawdę solidny alternatywny materiał.
previous article
Króciutko: Rosalie. – Motherlode (2023)
next article
Recenzja: schafter – RAMOTKA (2023)
Autor podcastu Rap MATTers
sprawdź też:
Prequel: za krótkie życie MC Trouble
3 dni ago
Recenzja: RakRaczej/Qzyn – Kwark (2024)
4 dni ago