Z obawami podchodziłem do nowej płyty Rosalie. – oczekiwałem, że się zawiodę. Single były OK – zwłaszcza intrygująco popowa „Iluzja” z plastycznym basem i klejącą się do podłogi perkusją, ale daleko do wyrwania mnie z butów. A przede wszystkim sądziłem, że jak się nagrało album tego pokroju, co „IDeal” z 2020 r., to następny po prostu musi być gorszy, nie ma rady. Jeśli mam być szczery, okładka też nie zachęcała, ale to nie portal o zdjęciach, więc do rzeczy. Kiedy tydzień po premierze włączyłem w końcu trzeci longplay wokalistki i kompozytorki, już przy otwierającym go numerze zastrzygłem uszami – oho! To jest bardzo dobre! I to wrażenie nie opuściło mnie aż do samego końca albumu. Nielicho zaskoczony skonstatowałem, że moje obawy okazały się całkowicie płonne.

„Motherlode” to bardzo udana, bo brzmiąca niewymuszenie i lekko, fuzja R’n’B, muzyki klubowej i elektro-popu, czegoś w rodzaju post-neosoulu i jednak, o dziwo, wciąż hip-hopu. „O dziwo”, bo choć muzyka Rosalie. od zawsze flirtowała z rapowym światkiem, to w nowych piosenkach inspiracje hip-hopową rytmiką wydają się być ukryte zbyt głęboko dla niewprawnego ucha – a z drugiej strony, tak głęboko, że może są tu… fundamentem? Widomym rapowym znakiem są natomiast gościnne zwrotki, jakie na albumie kładą Kukon i Asthma, którzy nie błyszczą, ale też nie przeszkadzają – to kolejne przyprawy wzmacniające smak całości. I pomimo tak wielu tropów, inspiracji i wpływów (mam wrażenie, że nie wymieniłem nawet połowy), całość tę można też określić po prostu zbiorem ładnych i chwytliwych piosenek – to robi wrażenie.

Po kilkunastu odsłuchach wciąż daleko mi do znudzenia: 35-minutowy album wjeżdża od A do Z jak złoto, a single dużo zyskały wpasowane w swoje miejsce tracklisty – jako składniki gotowej potrawy brzmią wielokroć lepiej niż osobne przystawki. Nawet okładka zyskała, bo litery z płynnego metalu układające się nad głową Rosalie. w tytuł albumu, który można tłumaczyć jako złoże srebra, ale też kopalnię pomysłów, to metafora prosta, ale wdzięczna – i teraz wiem, że najzupełniej trafna.

Zdejmuję kapelusz przed Rosalie Hoffman, bo trzy bardzo dobre płyty z rzędu łącznie z debiutem to wspaniałe osiągnięcie! Czekam też na trasę koncertową, bo z doświadczenia wiem, że jej głos największe wrażenie robi właśnie na żywo, rozchodząc się w przyjaznej przestrzeni i trafiając do chętnego ucha bez zbędnych pośredników. Do usłyszenia!