Mieliście kiedyś do czynienia ze ścieżką dźwiękową do książki? I to nie biografii, na zasadzie „czytam sobie autobiografię Milesa Davisa, to odpalę jednocześnie ‘Round About Midnight”. Mam na myśli normalny, regularny soundtrack do świeżo wydanej powieści. Właśnie taki koncept przyszykowali nam pisarz Adam Mansbach, raper Defcee i producent Messiah Musik.

Defcee udowodnił swoją wartość rewelacyjnym zeszłorocznym albumem For All Debts Public and Private. Na The Golem of Brooklyn raper utrzymuje wysoką formę i wykorzystuje losy bohaterów powieści Mansbacha, by zrewidować i przeanalizować własne doświadczenie dorastania jako biały żydowski chłopak na Brooklynie. O ile nie jest gościem automatycznie przyciągającym charyzmą i osobowością, a także nie zapada w pamięć jako unikatowy, to posiada wystarczające umiejętności liryczne i wokalne, by pociągnąć album oraz wykorzystać jego koncepcję w interesujący sposób. Nie nudzi, trzyma się konceptu, ale nie na tyle kurczowo, by zirytować, a w następstwie stracić uwagę słuchacza. Defcee potrafi w stu procentach wykorzystać otrzymany bit – tylko tyle i aż tyle. Bo bity po raz kolejny dobiera rewelacyjne, a przecież wiemy, jak wielkie znaczenie w rapowej karierze ma dobre ucho do podkładów.

Messiah Musik powinien być doskonale znany osobom śledzącym niezależną scenę rapową z zeszłorocznego albumu z billym woodsem: Church. Jego produkcje są nieoczywiste: dość gęsto wypełniają przestrzeń, ale jednocześnie potrafią przedłużonymi dźwiękami dać wrażenie, że w krajobrazie za chwilę pojawi się kolejna warstwa muzyczna. Całość jest niepokojąca, brudna i… kinematograficzna – jak to ścieżka dźwiękowa! Twarde bębny, charakterystyczne dla Messiah Musik zmiany bitu w środku utworu, zaskakujące rozwiązania rytmiczne, nieoczywiste sample – wszystko, za co kochamy abstract rap, znajdziemy na The Golem of Brooklyn. Sonicznie, to jest naprawdę świetny, pasjonujący spacer po jesienno-zimowym Brooklynie. Praktycznie każdy bit zawiera w sobie tajemnicę, elementy wymagające zatrzymania się i skupienia. A potem puszczenia drugi raz – może by ponownie usłyszeć pianino rodem z horroru, może by zrozumieć umiejscowienie odgłosów burzy, a może po prostu jako idealne tło do jesiennej szarówy.

Nie wiem, na ile blisko soundtrack zgrywa się z książką, ponieważ nie miałem okazji jej przeczytać. Polecam natomiast ten album sam w sobie, jako świetne rapowe dzieło.