Rage, rage, rage – długo by opowiadać. Gatunek, który staje się coraz bardziej popularny w hip-hopowym świecie. W końcu takie gwiazdy jak Playboi Carti, Lil Uzi Vert czy nawet Yeat rozsławiają go na skalę światową. Na polskim podwórku nie przeszło to bez echa – i stety, i niestety. Z jednej strony jest np. grupa hesoyam, która tegorocznym HESOINE HRAZY pokazuje, że rzeczywiście da się eksperymentować z przesterami czy specyficznymi trapowymi beatami w dobry sposób.
Z drugiej natomiast wyłania się znany wszystkim raper Mata ze swoim najnowszym krążkiem <33. Tytuł albumu może być dosyć mylący, gdyż do jego zawartości ciężko czuć jakąkolwiek sympatię, a co dopiero miłość. Lirycznie jest to dzieło, w którym brakuje sensu i wyczucia stylu – na szczęście są one godnie zastępowane przez solidną dawkę żenady.
Ta antypoetycka przygoda zaczyna się od niezwykle głębokiego dwuwiersza „Nie chcę życia, w którym umrę // Wolałbym nie urodzić w ogóle się”. Kurczę, szanowny pan Matczak planuje przekazać słuchaczom w swoich treściach to, co siedzi mu w głowie. I rzeczywiście to robi, niestety nic w niej nie ma. Niedługo po tym można usłyszeć utwór nazwany „W GŁOWIE OD PIENIĘDZY SIĘ P*******”. Jest spora szansa, że ta fraza odnosi się do samego autora (i daleko od prawdy by to nie leżało), gdyż przez cały track opowiada on o sobie w trzeciej osobie. Jednym z elementów owej historii jest chwalenie się zdobytymi statuetkami, a innym – pośrednie porównanie się do Jezusa podczas drogi krzyżowej („Czuł się w chuj źle w drodze do Częstochowy”.) Według jednej z interpretacji Częstochowa ma być metaforą dla świętej góry Golgoty. Michał zatrzymał się chyba na etapie rozprawki maturalnej, gdyż nawiązywanie do popularnych motywów w swoich pracach wychodzi mu wybitnie.
Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez Matę na tym albumie jest poświęcenie jednego numeru z tracklisty na promocję produktu we współpracy z Oshee, „RÓŻOWE OSH33” – niesamowicie odkrywcze. Słuchacz dostaje w refrenie pytanie – „Co cię boli, czy aż tak cię to boli, że Michał Mata ma dziś szansę uczciwie zarobić?”. Uczciwy zarobek to akurat fajna sprawa, więc boleć może jedynie warstwa liryczna tego tracka. Zrymowanie „mrówki” z „mrówki” to tylko jeden z wielu negatywnych smaczków jakich można tu uświadczyć. W obliczu całej zwrotki rym ten wypada po prostu miernie. W owym utworze Matczak niestety znalazł też czas na nieco żałosny diss, którego ofiarą pada O.S.T.R. – „Dzwoni Ostry mi na iPhone, tłumaczy dwie godziny // Czemu w jego opinii kurwą jest Żabson (chyba ty)”. A szkoda, bo muzycznie jest to chyba najlepszy popis na całej płycie. Zmarnowany dobry bit i słuchalne flow na rzecz marnych, tandetnych wersów.
Pośród masy fatalnych pseudo-rage’owych tracków, o których już żal mówić więcej („JESTEŚ POJ384NA”, „tired of love”) wyłania się niespodziewany przerywnik w postaci „W”. Nie wiem, skąd pomysł, by umieścić go na tym albumie, gdyż brzmi on jak kompletnie inna rzeczywistość, zarówno stricte brzmieniowo, jak i jakościowo. Przygrywa tu silna i ciężka gitara, a towarzyszy jej emocjonalny, żeński wokal. Zupełnie szczerze – to chyba najlepszy utwór na całym krążku. A dlaczego? Warto zauważyć, że Maty nie słychać tu ani przez chwilę – wniosek nasuwa się sam.
Nowe wydawnictwo Michała zawiera również swego rodzaju polityczny statement wplatany pomiędzy lekkie wersy. „Trzy pedały w moim samochodzie, jak mogę być homofobem?” czy „Też chcę być pro-broski, a nie pro-ruski”. Jest to poważny krok autora otwierającego się przed fanami na wielu płaszczyznach, nawet na tej swego rodzaju kontrowersyjnej w dzisiejszych czasach. Na tej płycie można usłyszeć, jak różne wątki występują w nawijce rapera, jednakże to absurdalne skakanie między tematami może wydawać się zabawne – od polityki, poprzez losowe ciekawostki z życia autora, aż po samodiagnozę.
Na tej płycie bardzo dobrze słychać, że z eksperymentami trzeba uważać albo porzucić je, gdy okazuje się, że to nie twoja bajka. Choć zamysł był dobry (a przynajmniej mam nadzieję, że taki był), to efekt niestety nie powala. Pomimo wszelakich mankamentów <33 do Matczaka można mieć tylko jeden żal. Gdyż z jednej strony sam stwierdza, iż jego własny ojciec mówił mu przez telefon, że „płyta nie siada”, a z drugiej strony i tak zdecydował się ją wydać. Oby następnym razem wyciągnął wnioski i zastosował się do żelaznej zasady z przedszkola – rodziców warto słuchać.