Odkąd Kamaiyah wbiła na scenę z buta w 2016 roku wydając świetny mixtape A Good Night in the Ghetto, jedynie od czasu do czasu udawało jej się zrobić podobny hałas kolejnymi projektami. Na chwilę obecną wydaje się, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Często jej płytom brakuje jakiejś kropki nad i, która wyniosłaby ją na poziom popularności chociażby kalifornijskiego kolegi: Larry’ego June’a (najprostsza dana statystyczna: on ma ponad trzy razy więcej słuchaczy na Spotify). Another Summer Night to bardzo przyjemny zestaw utworów, bujający jak należy, przynoszący na myśl lato i letnie aktywności. Posiada jednak niewiele momentów zwracających uwagę, ściągających uszy słuchaczy. Podczas trwania Another Summer Night bawimy się dobrze, ale po zakończeniu bez większego żalu odpalamy inny album. I chociaż premiera płyty miała miejsce zaledwie w zeszłym tygodniu (24 listopada), to obawiam się, że przy obecnym tempie przetwarzania informacji – większość słuchaczy już o niej zapomniała.

Sama Kamaiyah posiada melodyjne, dynamiczne flow, a głosem potrafi operować zarówno na niskich tonach (dobrych do zwrotek), jak i wyższych (do refrenów, chociaż bywa, że te tony występują odwrotnie). Czuje się na typowo kalifornijskich, wręcz zachęcających do intoksykacji bitach znakomicie, swoim warsztatem sprawia, że rapowanie wydaje się banalne. Produkcja zawieszona jest pomiędzy nowoczesnym g-funkiem a nieśmiałym hyphy – melodyjne klawisze, zbasowane bębny, miejscami bardziej podskakujący niż płynący bas. Dwie gościnne zwrotki 03 Greedo mile się wyróżniają i urozmaicają odsłuch. Jak napisałem wyżej – wszystko się zgadza. Tylko jakoś… nie pasuje. Może to nietrafione refreny (Going Thru Shit, VVS, Heat Warning, Steppin’)? Może to kwestia aury za oknem? Może powrót do Another Summer Night latem będzie dobrym pomysłem? Moi faworyci z albumu: Raining Game in California, Every Friday, Lamborghini Dreams.