Bambi, kolejne wielkie objawienie żeńskiej sceny krajowego podwórka, wydała swój pierwszy longplay: „In Real Life”. Jest to projekt niesamowicie komercyjny, dużo na nim cukierkowej nawijki pod huczące rage’owe bity. Lecz nikt nie powiedział, że to źle. Michalina sprostała oczekiwaniom idealnie wpasowując się w buty swojej poprzedniczki Young Leosi, a na płycie pełnej piosenek niezwykle podobnych do siebie, można wyłuskać parę perełek. Choć w uszach wciąż dźwięczą viralowe single takie jak „IRL” czy „MILLIE WALKY”, to nie one są główną atrakcją tego wydawnictwa.

Niekwestionowanie najlepszy popis na płycie to „DINA AYADA”, refren cholernie wkręca się w głowę, a ja tylko myśląc o autorce, nucę już „Vivienne Westwood wieje chłodem, ice, ice”. Poza tym, z bardzo dobrym featem pojawia się tu Waima. Pomimo tego, że jego zwrotka lirycznie nie jest iście szekspirowska, to ma w sobie coś, co czyni ją naprawdę przyjemną w odsłuchu. Równie dobry jest track „HOMECOMING”, który nawet bez Chrisa Martina zapada w pamięć. Bambi śpiewa, że „przeplata studia studiem” i zdecydowanie mnie tym kupuje.

Najmłodsza trapstar dowiozła. Choć wiadomo, że nie brak na „In Real Life” zapychaczy, to jednak bangery przyćmiewają ich nijakość, a skity scalają całość ze sobą. Może Michalina nie stworzyła najbardziej innowacyjnego dzieła w historii polskiej popkultury, ale wydała solidny krążek do pobujania głową i potupania nóżką, a może i do porannych koncertów przed lustrem w łazience.