Nicholas Craven napierdala jak mało kto. Rozpoczął quest podobny do tego Alchemista i Soulpete’a: za wszelką cenę usiłuje nagrać płytę z każdym raperem świata. Przyznam szczerze, że nawet nie staram się być na czasie z tym, co robi – zresztą wspominam właśnie o jego solowym projekcie z 2022 roku, a on od tamtej pory zdążył nagrać albumy z Ransomem, Akhenatonem i Boldym Jamesem (czasami więcej niż po jednym), EP-ki z Tha God Fahimem, Bóg wie, kim jeszcze, a ponadto tłucze solowe materiały. Lubię odpalić playlistę z produkowanymi przez niego kawałkami, która trwa 20 godzin (zakładam, że nie wszystko jest na Spotify) i nie zastanawiać się, co, skąd, z kim i dla kogo. Zwłaszcza że, wiecie, mimo solidności jego materiałów, często utrzymane są w podobnym klimacie i finalnie nie zapadają w pamięć na tyle, by do nich wracać. Tym bardziej że pojawiają się kolejne krążki. No ale naszło mnie na „Craven N 3” – czyli jedną z płyt producenckich.

Całość jest króciutka i zgrabniutka: 25 minut, 9 kawałków, wśród gości śmietanka undergroundu, m.in Stove God Cooks, Pink Siifu czy Evidence. Żaden powiew świeżości, bo z większością z nich już wcześniej współpracował. Zresztą Craven w ogóle sięga po sprawdzoną formułę: stworzył zestaw spokojnych, opartych na chwytliwych samplach, najczęściej pozbawionych bębnów beatów, które wolno przesączają się przez głośniki. Mimo tego że poszczególne kawałki są stosunkowo krótkie, a niektórzy raperzy zostawili tylko po jednej zwrotce i refrenie, to całe „N 3” sprawia wrażenie nieśpiesznej płyty. Głównym powodem jest fakt, że producent daje bitom „pooddychać”, szczególnie pod koniec utworów, kiedy zostawia im dość obszerne fragmenty, by mogły w pełni wybrzmieć. A produkcje Cravena są pełne emocji i choć może nie bije z nich radość, to też daleko im do mroku i brudu – często zza chmur wyglądają promienie słońca. Dobry tego przykład to „Breaking Atoms”, gdzie kilka plumknięć klawiszy zdejmuje z tej produkcji około tony ciężaru. Na pewno uwagę skradają też wszystkie sample wokalne. Bez względu na to, czy to krótszy fragment w numerze z Your Old Droogiem czy dłuższy w tracku z Connaisseurem Ticaso – te próbki to stemple produkcyjne Cravena.

Jeśli chodzi o raperów, każdy odgrywa tu swoją etiudę. Nie eksperymentują, a raczej robią to, czego można się po nich spodziewać. Evidence próbuje technicznych sztuczek i składa panczlajny, E L U C I D i Pink Siifu piszą abstrakcyjne wersy, Navy Blue rzuca dość przecietną braggę, Boldy James jak zwykle stawia się w roli zimnego gangstera, a Stove God Cooks rapuje o dragach i udaje mu się przemycić kilka ciekawych linijek, w tym: „Truthfully, I wanted to rhyme like Common Sense / But then I climbed my way to a brick”. Ciekawym przełamaniem jest też wspomniany francuskojęzyczny rodak Cravena – Connaisseur Ticaso, który wypadł tu bardzo porządnie.

„Craven N 3” nie jest przełomowym albumem. Niemniej nie da się o nim powiedzieć wiele złego: to raczej dopracowana solidność i zbiór charakternych numerów. Na pewno brakuje tu jednak killerów, dzięki którym ten projekt zyskiwałby repeat value. Przez to w natłoku dość podobnym produkcji, może nie zostać w głowie na lata. Mimo wszystko konsekwencja i płodność Cravena imponują, a jego styl bitów i tak przyciąga – choćby na chwilę.