Who the fuck picked this BIG FUCKING BEAT? To w ogóle ciekawe, że jeden z moich ulubionych podkładów ostatnich lat trafił na luźny, niealbumowy singiel Snow Tha Product. Bicik Sikwitita jest kompletny – ma w sobie dużo klasyczności, dużo współczesności, a do tego jeszcze nieszablonowa kropka nad i. Przejdźmy przez wszystko po kolei: co zatem z klasyki? Pierwsze sekundy i ten sampel, pustynny, suchy, prosto zapętlony, ale nie nudny. Im bardziej aranżacja się rozwija, tym bardziej skojarzenie z pustynią się intensyfikuje (zwróćcie uwagę na przeciągły syntezator po czterech taktach!). Jeszcze naturalne, rozchwiane haty. Co ze współczesności? Reszta perkusji, przede wszystkim suchy werbel, usypany z tego samego piachu, co sampel. Do tego niemożliwe do przegapienia, wierzgające basy i rozpędzone stopy. Co wreszcie jest nieszablonową kropką nad i? To, że samplowane skrzypce szybko chowają się pod pozostałymi instrumentami, a zadanie grania głównej melodii przejmuje rekordowo pomysłowy, bąblujący syntezator. Dźwięki pojawiają się w obu kanałach i pryskają jak bańki. Bardzo to ASMRowe, tym bardziej że motyw sam w sobie też jest łebsko ułożony, natychmiastowo chwytający, łatwo zapamiętywalny, ale przy tym nie irytujący. Ponad trzy lata po premierze, a ja dalej nie mam dość słuchania tego. Gówno jest szalone.
poprzedni artykuł
Po prostu najlepszy. Recenzja: billy woods – Aethiopes (2022)
kolejny artykuł
gkmc czy TPaB? Debata
Słucham sobie muzyki, pisałem o niej w różnych miejscach też trochę. Nikomu nie przeszkadzam.
sprawdź też:
Króciutko: Gang Starr – Brainstorm (1994)
2 tygodnie temu
Króciutko: Killa Kyleon – Come on Down (feat. DeLorean) (2018)
4 tygodnie temu
Króciutko: Lute – Myself (feat. DEVN) (2021)
1 miesiąc temu