Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. O legendarnym runie obejmującym mixtape „Lato w Ghettcie”, EP-kę „Melodramat” i długogrający „Złoty strzał” będą pisać w hip-hopowych podręcznikach. Niestety formuła zespołu Ćpaj Stajl zdaje się wypalać. To ani nic zaskakującego, ani przerażającego – po tym, jak przez lata podnosili sobie poprzeczkę, mieli prawo jej w końcu nie przeskoczyć.
Oba single zapowiadające album „Białe szaleństwo” są zwyczajnie przeciętne. Pierwszy, „Tyle mam”, może i przykuwa oko teledyskiem (doceniam cameo Faziego), ale łatwo o nim zapomnieć. Natomiast „Nie bierz tego do siebie” rodzi już niemałe wątpliwości. Po pierwsze – trzeba się zastanawiać, czy faktycznie Ćpaj Stajl dalej należy opisywać liczbą mnogą. W obu numerach próżno szukać Konego, który współtworzył wszystkie poprzednie materiały. W jego zwrotkach dało się znaleźć mnóstwo emocjonalnych i bezpośrednich wersów, będących esencją ĆS. Po drugie – nie czuć już świeżości w produkcji Cool P (słychać raczej efekciarstwo), a sam raper nie dojechał ani tekstowo, ani charyzmą. W obu singlach rzucił trochę ćpajstajlowych linijek o dziwkach i narkotykach, lecz żadna z nich nie zapada w pamięć. Po trzecie – widać zwrot w kierunku mainstreamu, który sam w sobie nie jest niczym złym, ale okazał się kolejną kropelką w czarze goryczy. Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć frustrację Cool P, którego docenia środowisko, ale wciąż daleko mu do mainstreamowych zasięgów. Z drugiej strony – choć pozornie dobrał gościa pasującego do ich stylu, to Kukon kompletnie zagubił się w bicie, a lirycznie czy konceptualnie nie wniósł żadnej wartości dodanej. Zamiast napisanej w pięć minut zwrotki Kukona zdecydowanie lepiej pasowałaby tu hardkorowa szesnastka Last Densa.
Mógłbym się dalej łudzić, że być może to tylko single, które wypadną lepiej, gdy zostaną otoczone pozostałymi utworami z tracklisty, lecz wczorajsze kooperacje Cool P z Crank All w numerze „Pijaczki oraz ćpunki plus+” oraz z Tonfą w „Brat & Menago (LaLaLa)” nie pozostawiają wątpliwości – Alick wpadł w okres słabszej formy. Co przyniesie „Białe szaleństwo”, tego oczywiście dowiemy się w dniu premiery albumu, jednak moje oczekiwania zostały mocno stonowane.