Jakimś cudem żyjąc w swojej bańce nie sprawdzałem, co słychać u chłopaków z BUMP’12. Wchodzę i widzę – jest wrzucona płyta Barto Katta. O ile nigdy nie przekonywał mnie jego rap, tak miałem wielkie uznanie dla jego produkcji. Dlatego nieco od niechcenia kliknąłem… No i o kurwa! Niemal godzina zajebistej muzyki.

Nie ukrywam, podchodziłem do tej płyty nieco sceptyczny. Wszak Barto nigdy nie był osobą, na którego kawałki czekałem miesiącami i klikałem w każdą świeżynkę. No ale kurde album „Sookie” przekonał mnie do jego twórczości. Chociaż jest temu krążkowi daleko do ideału, bo są kwestie, do których można się przyczepić. Na przykład druga część tego wydawnictwa, zlewa mi się nieco w jedną całość i męczy.

Jednak oddać trzeba, że wraz z upływem lat rotacyzm nie jest tak odczuwalny u Barto Katta. Jego „erka przy odpowiednim mixie mixie nie razi aż tak. Nawijka poprawna, a pierwsza część „Sook” brzmi bardzo dobrze, jest o wiele różnorodniejsza w moim odczuciu, pełna rapowego sznytu. Do tego znajdziemy kilka numerów, które można spokojnie zapętlić i nie odczuwać znużenia: „sookie’n’syn”, „Kokos & Kolendra”. Plus trzeba nadmienić o fajnych wersach, niezwykle celnych zresztą: „Wytykany palcem, popychany prądem / Rzeki słów, gdzie płyną same zdania niewygodne”, czy też „To ja go miałem gonić, ale to nadal mnie ściga hajs / Na morzu tajfun, topię się w myślowym bajzlu.” W ogóle numer „Animusz” to petarda. Od samego podkładu, z fajnym, nieco funkowym vibem, aż do bardzo różnorodnej nawijki, która jest nie tylko bardzo charakterna, ale też bardzo muzykalna i pomysłowa (podoba mi się ten tunowany refren!). Naturalnie, jak to u niego, to mamy tutaj do czynienia ze świetnymi podkładami. Czego mamy spodziewać się jednak po jednym z najbardziej utalentowanych producentów w Polsce? Na tej płycie znajdziemy pełną gamę styli, w jakich Barto Katt potrafi tworzyć: od nieco ulicznych brzmień, poprzez funk, dochodząc do trapu. Każdy z tych podkładów jest charakterystyczny i na pewno nie popada on w monotematyczność.

Jak macie wolną godzinkę, to polecam przesłuchać. Jest się nad czym pochylić, a „Sookie” dają nam nie raz powód do uśmiechu.