Tego samego dnia dostaliśmy dwie ciekawe premiery. Swoje kawałki wypuścili Rusina, a także Paweł Fajdek wraz z Ivanem oraz Peją. Ten drugi jest o wiele lepszy. Nie dostaję drgawek spowodowanych kakofonią dźwięków, a także doceniam hołd dla zmarłej mistrzyni olimpijskiej Kamili Skolimowskiej. Zacznę jednak od ZAWODNIKA ze stajni Def Jam.

Ludzie, czy wy, kurwa, nie macie wstydu? Besztacie tę legendarną nazwę wytwórni takimi kawałkami. Co to jest? Program specjalny pomocy ludziom z problemami ze słuchem? Panowie Dodo i Bully dali z siebie wszystko na tej produkcji, a wpuszczenie takiego ZAWODNIKA, jak Rusina, to zamach na uszy, zdrowie i bezpieczeństwo narodu. Przecież ten chłop totalnie zaorał i zniszczył to, co twórcy podkładu próbowali osiągnąć. Dostajesz taki kosior spod rąk tego duetu. Chce się wjechać odważnie, mocno… A ten wchodzi i rapuje: „Robię to tylko w wolnej chwili / Dziś mam więcej wolnej chwili / Kiedy dobiłem już millie / A chcę jeszcze więcej mili / Nie dla mnie granica milion / Nie zagram dla dziwek / Chociaż chce, bym tak nazywał ją / Nie chcę zostać w tyle”. To nawet nie wygląda, jak próba pisania tekstu. To jest żart. Ten gościu nie trafił w półtakt w czasie dwóch minut. Jęczy, jakby miał problemy z artykulacją każdej sylaby. Równie dobrze można byłoby podłożyć sepleniącego 11-letniego Adasia i nie usłyszałbyś różnicy. Zresztą nie tylko ja mam ochotę wyrzucić frustrację, jaką mam w sobie, gdy odtwarzam taki SZTOS – poza mną:

Amber (w niemałym szoku): Kilkusekundowy fragment singla Rusiny w relacji na profilu Def Jam Poland naprawdę mnie zaintrygował. „Co to jest!?” – dokładnie z taką myślą włączyłem klip na YT i przesłuchałem do końca, choć miałem wielką chęć wyłączyć po jednej minucie. I nadal nie wiem, co to jest. Jakiś prank? Nowy gatunek, moda w muzyce młodzieżowej, która w pogoni za czymkolwiek, czego jeszcze nie było, zjada własny ogon? Jakiś nowy rodzaj offbeatu? Ale serio – co to?

Bo dla mnie to brzmi, jakby ktoś zrobił beat (całkiem dobry), drugi ktoś wciągnął kopiec mefedronu i pokrzyczał coś do mikrofonu, nawet nie słysząc tego beatu, a trzeci ktoś – chyba nie mniej nafurany – wziął te dwie ścieżki i nałożył na siebie byle jak – dla beki. Przecież to nie może być tak, że tam nic się nie trzyma kupy i właśnie o to chodziło. Nie może, prawda…? Dlatego myślę, że to eksperyment – sprawdzenie, jak daleko można się posunąć z wydawaniem kakofonii. Słuchaczy już do tego stopnia przestała interesować muzyka i jej jakość, kosztem bycia fanem samej postaci wykonawcy, że może wytwórni nie opłaca się już inwestować w twórców na jakimkolwiek poziomie artystycznym, wyższym niż Najebany Wujek Mietek Na Weselu. No bo w sumie – skoro wokal (nie będę się znęcał nad słowami, cytat powyżej mówi wszystko), jaki by nie był, nie musi nawet trafiać w rytm, żeby fanbase to łyknął, to po co? Hulaj dusza, tnijmy koszty! Tnijmy czas potrzebny na naukę, ćwiczenia i realizację w studiu. A jak tak dalej pójdzie, na końcu ja i Beudzik odetniemy sobie uszy.

Beudzik: Także, drogi czytelniku, nie klikaj w to. To eksperyment społeczny. Już lepiej sobie odpalić… Pawła Fajdka. Serio, młociarz nawija lepiej niż typ z majorsa (!). Do tego da się go przesłuchać bez krwawienia z uszu (!!). Najważniejsze, że po tym nie ma się odruchów wymiotnych (widzicie, Def Jam? Można? Można!). Flow może i kuleje, ale chłop stanął pierwszy raz przed mikrofonem i nie ma tragedii. Scharakteryzowałbym go brzmieniowo jak typowego ulicznika. W zasadzie czego się spodziewać po tak ogromnym człowieku. Tekst prosty, ale nie trąci to prostactwem. Po prostu promuje sobie młociarz Diamentową Ligę i memoriał im. Kamili Skolimowskiej. W odróżnieniu od Rusiny to, co nagrał lekkoatleta można scharakteryzować jako rap. Nie ma tu kombinowania na siłę, można się uśmiechnąć, a nie po minucie siedzieć sfrustrowanym, jak w przypadku wcześniejszego typa. Także, Fajdek, props – jak już zakończysz karierę, pomyśl nad rapem. Def Jam pewnie by cię nie chciał, bo nie połknąłeś piszczałki, nie piszesz rymów: „Chwili / Chwili”. Z takim charakternym wokalem, to raczej coś bliżej ulicznych wydawnictw. W zasadzie już uprzedziłeś innych, bo utwór sygnowany tajemniczą nazwą Jumanji Label, to projekt Pawła „Fajdasa” Fajdka i Dawida „Ivana” Kamińskiego. Chwilka o reszcie: Ivan bardzo przyjemne rozkminy, warto docenić. Dla przykładu: „Wyżej tam w niebo, jak wzwyż albo o tyczce / Mocniej i szybciej, jak Małachowski dyskiem”. Peja? Klasa sama w sobie, na klasycznych podkładach zawsze dowozi. Bardzo charakternie i ładnie wkomponowany w produkcję. Za tę odpowiada HEARTBREAK, który nie wymyślił nic nowego. Wiedział, co jest potrzebne wykonawcom i to zrealizował. Solidnie i bez wtop.

Dlatego bardziej warto sobie posłuchać kawałka promującego Diamentową Ligę i upamiętniającego Kamilę Skolimowską niż włączać gościa z majorsa. Wyjdzie to z korzyścią dla Ciebie, mityngu i ludzkości, bo jak raz usłyszysz „Millie”, to masz frustrację gwarantowaną.

Tego da się słuchać!