WaluśKraksaKryzys – tę ksywkę niedługo będzie znał każdy, nawet jeśli polski niezal nie jest jego ulubionym rodzajem muzyki. Sebastian zatrząsnął sceną już w 2019 roku, przy okazji swojej przepełnionej motywami garażowego rocka debiutanckiej płyty „MiłyMłodyCzłowiek”. Na tym jednak nie poprzestał. 2 lata później światło dzienne ujrzał niezwykle przebojowy album „ATAK”, który dumnie widnieje w gronie moich 10-tek. Dlatego też, gdy rozpoczęła się promocja trzeciego krążka, czekałam na niego jak na zbawienie. Co prawda nie z myślą, że przebije swojego poprzednika, ale z zaciekawieniem – „co usłyszę tym razem?” Moją ciekawość dodatkowo podsycał kontent postowany przez samego WKK. Ogłaszał on, że „+ piekło + niebo +” będzie najbardziej intymnym wydawnictwem w jego dorobku. Poza tym wśród singli znalazł się utwór ze Zdechłym Osą. Krótko mówiąc, byłam podekscytowana.

Na tym albumie Waluś rzeczywiście pokazuje siebie z bardziej osobistej i wrażliwej strony. Nie ma tu już tylu wwiercających się w głowę riffów gitarowych czy brudnego i niechlujnego klimatu. Przeważają brzmienia mieszczące się w ramach garażowego rocka, a rzadziej słychać elementy nowofalowe i dance-punkowe. Dzieło też wydaje się być mniej wulgarne i agresywne niż „ATAK”. Pytanie – czy to źle? Nie do końca. Dobrze jest słyszeć pewnego rodzaju eksperyment ze strony autora, który poszerza swoją muzyczną tożsamość, łamiąc ustalone przez siebie wcześniej schematy. Nawet jeśli w trackach „Plan B” czy „COŚ NIECOŚ” znów można usłyszeć głos dawnego buntownika i anarchisty, to jednak jego wydźwięk jest zdecydowanie łagodniejszy i dojrzalszy niż wcześniej. Choć mnie bardziej urzeka Sebastian w roli wkurwionego fatalisty, to intrygującym jest widok tej przemiany, przez jaką przechodzi jako artysta.

Krążek otwierany jest przez utwór „dolce vita”. Słuchacz, który po raz pierwszy włącza ten album od razu zostaje wdrożony w opowiadaną przez Walusia historię. Romantyczność, sensualność, zmysłowość – od tego przygoda się zaczyna. Może jest to banalny haczyk, ale tu rzeczywiście działa. Podczas odsłuchu można wyobrazić sobie całą sytuację przedstawioną w tekście, całość zdecydowanie skłania do refleksji. Poza warstwą liryczną, brzmienie również przekazuje wszystkie z wyżej wymienionych cech. Wokalista uwodzi i przyciąga do dalszego słuchania poprzez swoją manierę w głosie i charyzmę, a towarzyszące mu instrumenty sprawiają, że naprawdę ciężko odciągnąć się od tego kawałka, bądź o nim zapomnieć.

Opening track niekoniecznie jednak przepowiada, jaki będzie styl całej płyty. Przeplatają się tu zarówno spokojne, cięższe, jak i nawet skoczne numery. Grupę tych ostatnich reprezentuje „siła w poczuciu bezradności”, na którym pojawia się Koza, znany chociażby z albumu „Niebo nad Berlinem”. Ta piosenka najbardziej ukazuje zmianę, jaka dokonała się w Sebastianie jako twórcy, ale też jako człowieku. Dotyka ona głównie tematyki religijnej, nie uderzając w żadne z wyznań, a jedynie przedstawiając zbiór przekonań autora, który przy okazji wydawania „+ piekło + niebo +” nierzadko wygłaszał je publicznie. Wspominał o swoim pozytywnym podejściu do praktyk buddyzmu, jednocześnie nie chcąc się w pełni utożsamiać ani z nim, ani z żadnym innym nurtem. W linijkach tego utworu Sebastian śpiewa o tym, jak postrzega śmierć („ona może być piękna i ciepła, i może dać spokój”) bądź przemijanie („wszystko to przeszłość w obliczu przyszłości”). Bardzo dobrą zwrotkę dał tutaj również Koza. Nie rzuca niepotrzebnych słów i zgrabnie podejmuje zagadnienia metafizyczne. Brzmi to całkiem poważnie, na szczęście zadbano też o aspekt muzyczny, czyli riffy gitarowe czyniące całość właśnie skoczną. Niezależnie, czy tekst byłby o słodkich, małych kotkach, czy o wojnie i rozlewie krwi – dzięki takim instrumentalom i tak pobujałabym głową.

Sebastian na tym albumie używa też dość ciekawego zabiegu dzieląc utwór na dwie nieco odmienne od siebie części. Dzięki temu na trackliście widnieją dwa numery: „kawałek o zmianie stanu…!” i „ciąg dalszy kawałka o zmianie stanu…!”. Pierwszy z nich to dzieło trzymające w muzycznym napięciu, opowiadające o samoświadomości, cielesności i duszy. Drugi podejmuje tę samą tematykę, lecz jego warstwa dźwiękowa jest zgoła inna, wydaje się być bardziej „odkryta” przed słuchaczem, wybrzmiewa jako coś surowego i ciężkiego. Na końcu jednak zaskakuje, uspokaja się i wprawia w melancholijny nastrój. Oba tracki – pomimo różnic – tworzą wspólną historię, która jest pełna emocji, wrażeń oraz doznań pozacielesnych.

Jako całość płyta „+ piekło + niebo +” jest jednocześnie zróżnicowana i harmonijna, przystępna i eksperymentalna, mówiąca o śmierci i sugerująca poszukiwanie życia – prościej ujmując – pełna sprzeczności. Jednakże właśnie one czynią ją wyjątkową, a dzięki jej wydaniu obraz WKK na polskim podwórku staje się coraz bardziej kolorowy i wyrazisty.