Zima Stulecia to projekt Marka Pędziwiatra AKA Latarnik (Ludojad, EABS, Błoto, Night Marks Electric Trio, etc., etc.) i Marcina Raka AKA Cancer G (JazzBlaster, EABS, Błoto), którzy znają się od lat i orzekli, że nadszedł czas, aby zaprezentować światu efekty realizacji wspólnych pomysłów. W tym duecie obaj pracują na różnych syntezatorach, do dźwięków których Latarnik dokłada swoje skillsy pianisty, a Cancer G mięsistą i charakterną grę na perkusji. Muzycy to na wskroś jazzowi, chociaż EABS to nie typowy jazzowy sekstet, a grupa wywodząca się z kultury hip-hopowej (jeśli jeszcze nie słyszeliście, sprawdźcie koniecznie Puzzle Mixtape. Jeśli słyszeliście, włączcie sobie znowu). W muzyce kwartetu Błoto jeszcze częściej zdarza się słyszeć wyraźnie hip-hopowy groove. Co proponuje Zima Stulecia w swoim pierwszym singlu?
Zimny, szary dźwięk robotycznego syntezatora zalewa cały świat i nagle robi się godzina 15:00 w połowie grudnia w Polsce. Ponadto kilka klawiszy i trzymająca wszystko w ryzach, niesamowicie plastyczna perkusja, do której inne dźwięki lepią się jak owady do żywicy. Im dalej w ten zimowy las, tym więcej efektów – niepokojący, mechaniczno-demoniczny głos (a może to Leszy?) powtarza co jakiś czas coś brzmiącego mi jak „trawa wołowa” (choć wiem, że to tylko efekt tego, że mój ludzki mózg próbuje jakoś racjonalizować ten język z zaświatów), a kolejne warstwy wciągającej w szamański trans wysokiej melodii i różnych brzmień ustępują sobie wzajemnie miejsca i wpasowują się w zgiełk szumów, pogłosów i innych dźwięków migających w tle jak tajemnicze światełka. To chyba ten betonowy las, o którym rapował donGuralesko – tutaj mroczny, tajemniczy, chłodny i… fascynujący.
„Mimo tego że każdy następny loop grany organicznie nie będzie idealnie taki sam, to utrzymanie jego magii jest dla mnie czymś esencjonalnym” – tłumaczy Latarnik w wywiadzie dla Culture.pl. – „W granie pętli przede wszystkim trzeba uwierzyć, a to wcale nie jest takie proste.”
„Magia loopa” to klucz do tej muzycznej zagadki. Zespół Zima Stulecia pisze o swojej muzyce, że „oscyluje w kierunku melancholijnej muzyki elektronicznej”. Że dla jednych będzie to techno, inni usłyszą elementy house’u. To wszystko prawda, a ja w utworze „Ostatnia taka zima” słyszę hip-hop. Choć potrzeba by naprawdę sprawnego MC, aby wziął ten beat w karby, jestem przekonany, że mogłoby się to udać, mimo że podkład walczyłby pewnie jak ogier z UNRRA o uwagę słuchacza. Nie ma tu jednak rapera, bo i jest zupełnie zbędny, klimat i opowieść tworzy właśnie ta magiczna pętla, która wciąga i jak zimowy wieczór wydaje się trwać w nieskończoność, a jednocześnie te 3 minuty i 39 sekund utworu mija jak życie płatka śniegu na otwartej dłoni i znowu muszę kliknąć „replay”, bo coś we mnie chce, aby ta zima nigdy się nie kończyła. Co ma szansę się ziścić, jeśli tylko cały long play utrzyma ten poziom… Premiera albumu zatytułowanego „Minus 30°C” zaplanowana jest na 28 lutego.
Na koniec raz jeszcze zacytujmy słowa Latarnika z wyżej wspomnianego wywiadu: „Na drodze długiego doświadczenia wiem, że prawdziwy hip-hop to przede wszystkim bezczelność, prawda, trans, intencja i brud.”
Amen.