Dziś na pytania z cyklu „Dlaczego Hip-Hop?” odpowiada Sista Flo – raperka z zajawki i z ideologii. Niestety – nie z zawodu. Na scenie działa od wielu lat – pamiętam, że dekadę temu recenzowałem jej nagrany wspólnie z Mi-Lą „Kolaż”, a później solową epkę „Potok”. Po kilku latach przerwy wróciła. Dała sobie „Akcept”, a tworzenie rapu znowu polubiła na tyle, że nie przestaje działać. – wczoraj wyszedł jej nowy singiel „Procent” nagrany razem z Maggy Moroz. Z opinii Sisty bije życiowe doświadczenie i (samo)świadomość. Widać też, że ma wiele ugruntowanych poglądów. Ja po lekturze jej wypowiedzi chciałbym przybić jej pionę i mam nadzieję, że będziecie mieli podobnie.
Czym dla Ciebie jest hip-hop?
Trudno dobrze odpowiedzieć na to pytanie, żeby nie zostać posądzonym o trywializm. Bo wiadomo, jaka odpowiedź ciśnie się na usta jako pierwsza: wszystkim. Ewentualnie: całym światem. W sumie na jedno wychodzi. Ale Bogiem a prawdą – tak właśnie jest. Siedzę w rapie czy szerzej – w hip-hopie niemal 3/4 swojego życia. Więc trudno, żeby nie był dla mnie ważny. Dał mi przyjaźnie, które trwają do dziś. Dał mi przestrzeń do rozwoju kreatywności, która przydaje mi się np. w pracy zawodowej. Dał możliwość przyjrzenia się bliżej słowu jako takiemu, aktywnego tworzenia współczesnego języka i – co dość istotne – był też wdzięcznym materiałem do analizy w mojej pracy magisterskiej (dał mi więc także tytuł magistra, haha). Był, kiedy bywało super, był również w trudnych momentach. Może niekoniecznie pomógł mi wydostać się z biedy, bo na szczęście nigdy takiej nie doświadczyłam, ale ostatnimi czasy jest dla mnie – poza zajebistym hobby – także rodzajem autoterapii. Sporo rzeczy przepracowuję w tekstach i dzięki temu, że czuję sprawczość, łatwiej mi sobie poradzić z różnymi demonami, które mnie dopadają. Serio, trudno mi sobie wyobrazić samą siebie bez hip-hopu. To nieodłączny element mojego życia. Jakkolwiek naiwnie to brzmi.
Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie?
Mam 7-8 lat i siostra cioteczna (starsza o osiem) nagrywa mi na kasetę Sony jakieś aktualne hity. Obok Madonny i MC Hammera na tej kozackiej składance pojawia się także numer Technotronic „Get up”. Nie jest to może taki rap rap, ale jest nawijka i to jeszcze babska! Jezusku, jak mi się to podobało! Pamiętam, że szpanowałam (sic!) tą kasetą na całym osiedlu, haha. I w sumie chyba tak się zaczęło. Bo później, oczywiście bawiąc się wybornie na szkolnych dyskotekach przy Spice Girls (kocham do dziś!), Backstreet Boys czy nawet „Macarenie”, intuicyjnie szybciej zakochiwałam się w tych piosenkach, w których był dobry bit lub ktoś rapował. Te światy popu i czarnych brzmień zaczęły się mocno przenikać, doszli też polscy artyści, jak Liroy (wiadomo – tu jeszcze element kontrowersji, BO PRZEKLEŃSTWA!), Kaliber 44 czy Wzgórze Ya-Pa 3 i w końcu szala przechyliła się na rzecz rapsów. By później znów się wyrównać z dobrą muzyką jako taką: soulem, R’n’B, jazzem, rockiem, popem. Ale wspólnym mianownikiem chyba zawsze był ten specyficzny groove. I to właśnie usłyszałam w „Get up” w 1990 roku.
Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?
Z idealizmu przeszłam do realizmu, haha. Wsiąkłam w hip-hop, gdy byłam dzieckiem. Marzyłyśmy wtedy z Mi-Lą (słowem wyjaśnienia – początek naszej przyjaźni jest zbieżny z pojawieniem się hip-hopu w naszym życiu), żeby nas ktoś „odkrył” i żebyśmy się mogły z robienia muzyki w przyszłości utrzymywać. Im byłyśmy starsze, tym bardziej docierało do nas, jak skonstruowany jest świat, także ten rapowy. I że niekoniecznie musi nam się udać… Przyszła dorosłość, trzeba było pogodzić życie z zajawką, pójść do pracy, zweryfikować marzenia. Hip-hop dał mi wiele, o czym wspomniałam wyżej, ale przysporzył też ogromu rozczarowań i frustracji. Z czasem obrosłam w grubą skórę, bo tylko tak da się w tym kraju robić rap. Teraz – owszem, to wciąż moje życie, ale patrzę na hip-hop z większym dystansem, nie ze wszystkim się utożsamiam, nie na wszystko mam czas czy ochotę. Wiem swoje, robię swoje, mniej się przejmując opiniami (hejtami!) innych. I o ile wciąż kocham rapować czy grać koncerty, o tyle sama kultura mnie dość często rozczarowuje. Na nowej płycie pojawi się taki wers: „Na koniec oddaj wszystko i strać wszystko – polski hip-hop”. Myślę, że to idealne podsumowanie.
Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumna?
W skali makro – chyba z tego, że ciągle to robię. Odwieszałam mikrofon kilka razy, by znów wracać – twórcza potrzeba jest po prostu silniejsza. Ostatnio udaje mi się być względnie na bieżąco, przerwa między „Fiolet EP” a nową płytą wyniesie TYLKO dwa lata, co w moim przypadku jest nie lada osiągnięciem, haha. Więc tak – jestem dumna z tego, że zajawka trwa. I że ciągle nagrywam w kraju, który raperki ma głęboko w poważaniu.
Natomiast w skali mikro jestem dumna z tego, że po latach odnalazłam swoje brzmienie i flow. To będzie słychać na nowej płycie. I że dałam sobie przyzwolenie na sięgnięcie poza boom bap, zarówno brzmieniowo, jak i w sposobie nawijania. Dzięki temu nagrałam „Akcept” – do dziś uważam, że to jeden z moich najlepszych numerów. Po nim kolejne „eksperymenty” zaczęły przychodzić znacznie łatwiej.
Czy jest jakiś dawny tekst, na który krzywisz się lub szczególnie się zdezaktualizował?
Nie ma chyba takiego tekstu. Choć jak pomyślę o naszych pierwszych numerach z Mi-Lą, kiedy mając 16 lat, rapujemy o upadku wartości (na patencie pogrzebu i cmentarza) albo na rzewnym bicie, że ludzie żyją samotnie w wielkich blokowiskach, to uśmiecham się z lekkim politowaniem. I nie chodzi o sam przekaz, bo uważam, że to były trafne przemyślenia. Bardziej chodzi o tekst i nieco infantylną formę. A, i jeszcze miałyśmy taki numer, że „…szukamy grala, tralala-la”. Dosłownie! Piękne, nieskrępowane czasy szukania własnej drogi wyrazu, haha. Choć przynajmniej te numery zawsze były o czymś. Więc zero wstydu.
Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?
Nagrać numer z Łoną. I doczekać się momentu, kiedy na tych czy innych polskich hiphopowych galach rozdania nagród „najlepszym raperem roku” zostanie raperka. I że polski odbiorca będzie chciał słuchać dziewczyn (nie mówię tutaj o produktach wykreowanych przez mężczyzn) tak samo chętnie jak facetów. I że kobiety będą szanowane za swoje skille, zapraszane na największe festiwale, sowicie wynagradzane za swoją pracę. Tak – chciałabym doczekać tych czasów. Niestety – w Polsce ten problem zasadniczo wykracza poza hip-hop i jest mocno osadzony w patriarchalnym modelu kulturowym. Ale marzyć zawsze warto. Bo a nuż?
Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?
Chciałabym, żeby wrócił szacunek do wiedzy i autentyczności. Nie mam nic do rozwoju, do romansowania z różnymi gatunkami, do zarabiania kasy na rapie itp. Bawmy się, mieszajmy, przekraczajmy granice – jestem w tym! Ale rap wyrósł z kultury, która na pierwszym miejscu stawiała oryginalność i pracę. A teraz wielu raperów (choć głównie raperki) się kreuje, pisze im teksty, przebiera… Popularni artyści generują milionowe wyświetlenia z piosenkami, w których mamroczą coś pod nosem bez większego sensu. Zresztą, sam tekst często ogranicza się do 4 słów powtórzonych 20 razy. Gdzie tu kreatywność? Ambicja? To się gryzie z moim podejściem do sztuki i tworzenia. Oczywiście – niby jest to odpowiedź na potrzeby słuchacza. Ale może tego słuchacza warto edukować? Chciałabym, aby hip-hop sobie na nowo przypomniał, skąd jest i oddał szacunek tym, którzy robią to autentycznie, bez kserobojstwa czy ghostwritingu. A, i może wyłączyłabym opcję komentowania numerów czy widoczność statystyk. Tak, żeby ludzie zaczęli słuchać muzyki, a nie liczb czy ksywek… Ale to już uwaga do całego przemysłu, nie tylko do rapu.
Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?
Powiem tak – nie mam pewności, czy ludzkość przetrwa kolejne 50 lat, a co dopiero hip-hop… Ale jeśli nam się uda, to z pewnością muzyczka i szeroko rozumiana rozrywka również będą nam towarzyszyć. W tej lub innej formie. Raz, że historia (i moda) lubi zataczać koła, niewykluczone więc, że obecny zwrot w stronę oldskulu czy rapu zaangażowanego zauważymy za kolejne 20 lat, i za kolejne. Dwa, czasy są coraz cięższe, dużo się dzieje, jesteśmy na skraju przynajmniej kilku katastrof – myślę więc, że i tu hip-hop może nam przypomnieć, że jest skutecznym narzędziem wyrażania sprzeciwu. Choć należy też pamiętać, że algorytmy, sztuczna inteligencja i generyczność muzyki mocno zmieniają jej konsumpcję (oraz całej kultury jako takiej), co napawa mnie strachem o jej wygląd czy brzmienie. Ale to już sfera mocnego wróżenia z fusów. Zobaczymy.