Na pytanie: „Który hip-hopowy skład cię wychował – Kaliber czy Molesta?” w Słupsku odpowiadało się: „ESFA”. ESFA Kru powstała w 1996 roku, a jej członkami byli Grubszy, Brono, Primo, Grzybeg, Kehyo, Sikor. Już na przełomie wieków promowali rap, robili imprezy, organizowali koncerty i działali dla lokalnej społeczności. Czas przeszły zresztą niekoniecznie tutaj pasuje, bo grupa wciąż jest aktywna.

Jako dodatek do podcastu o płycie, w którym opowiadam o wydanym w 1999 roku „2+2”, zapraszam do przeczytania wywiadu z Grubszym z ESFA Kru. Rozmawiamy o historii składu, słupskiego hip-hopu oraz o tym, co teraz dzieje się u chłopaków z zespołu.

Jak zaczęła się historia ESFA Kru i jak w ogóle dowiedzieliście się o rapie?

O rapie dowiedziałem się pod koniec lat 80, dzięki m.in. Beastie Boys, Public Enemy, N.W.A.. W Trójce grano wtedy całe płyty i nagrywałem je na kasety magnetofonowe. W latach 90. najważniejszym źródłem rapu był nadawany w MTV program „YO! MTV Raps”, w którym pojawiały się nowe klipy ze Stanów. 

Jeździliśmy również do Berlina kupować płyty, nagrywaliśmy płyty na kasety, wymienialiśmy się – to był piękny okres, trzeba się było mocno postarać o muzykę. Największy wpływ miały lata 90. i Złota Era Hip-Hopu, a dla mnie to na pewno wspomniane już grupy, ale również Eric B. & Rakim, Boogie Down Productions, Ice-T, EPMD, De La Soul. Od tego zaczynałem, a w latach 90. na bieżąco chłonąłem hip hop. Ale słuchaliśmy namiętnie różnych rzeczy: od The Pharcyde i Outkast, przez DJ Quika, Dogg Pound, po Boot Camp Click i Gravediggaz. Każdy z nas miał też swoich faworytów: Brono do dziś jest wielkim fanem A Tribe Called Quest, Grzybeg wkręcił się w Suave House, Kehyo oszalał na punkcie Dela.

Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu słuchając rapu, a powstanie ESFA było tego naturalną konsekwencją

Hip-hopowe środowisko w Słupsku było wtedy duże? 

Środowisko hip-hopowe w Słupsku było dość spore i rozwijało się prężnie w drugiej połowie lat 90.. Mieliśmy dobrych b-boyów: Maceja, Klimo, Rudy, Junior i ekipę B-Boys Crew. Mad Gunter zapoczątkował u nas graffiti, organizując jamy, na które przyjeżdżali m.in. United Clan ze Szczecina i EWC z Trójmiasta, ale pojawili się też bardzo dobrzy writerzy z 76-200: Sear, Loker, Machoney i ekipy BHK, INS, TOS.

Rapu też było dużo: TEHA zaczynał od początku i był z nami w Kru. Jumping Coast, WFK, Top Smokin’ (jeden z pierwszych składów Jimsona), Finezja Słowa, Eksfakto, Def-Box, to tylko niektóre z ekip. Organizowane były imprezy, jamy, koncerty, na które przyjeżdżali z Polski m.in. Slums Attack, Kasta Squad i O.S.T.R. Działo się naprawdę dużo i Słupsk tętnił hip-hopem. Wiele osób do dziś wspomina z sentymentem tamte lata.

Wy też wtedy koncertowaliście. Wyjeżdżaliście poza Słupsk?

Pierwszy koncert poza Słupskiem zagraliśmy chyba w 1997 roku w Poznaniu, w klubie Eskulap. Pojawił się tam również Peja i Gural, wtedy jeszcze z Killaz Group. Później zagraliśmy dwa koncerty w Gnieźnie, w związku z promocją składanki “Robię Swoje”. Pierwszy odbył się chyba również w 1997 roku na turnieju breakdance „Rytm Ulicy” i bardzo miło wspominamy tamtą imprezę. Spędziliśmy kilka dni w Gnieźnie i w studiu Cameya, który przyjął nas bardzo serdecznie. Poza tym zagraliśmy też w Sopocie i w Koszalinie, z tego, co pamiętam, ale występowaliśmy głównie lokalnie.

Mówisz, że Słupsk tętnił rapem, ale chyba nikomu nie udało się do tej pory zyskać większego rozgłosu, prawda? Najbliżej było Jimsonowi, ale w momencie jego największej popularności rap ciągle był w podziemiu. To samo można powiedzieć o Mazie. Czy teraz w Słupsku jest ktoś, kto ma potencjał na zdobycie mainstreamu?

Niestety nie. Jimson do dziś jest uważany za króla podziemia i faktycznie miał największe szanse. Wycofał się na kilka lat, ale ostatnio wrócił do rapu i nagrywa. Widujemy się czasami na imprezach w 76-200. Maz też miał szansę, ale nie wiem, dlaczego się nie udało, a szkoda, bo też miał potencjał. Kilka lat temu nagrał płytę z Chokiem, wyprodukowaną przez Zielichowskiego, ale teraz chyba nie jest aktywny. Z tego, co wiem, jest szczęśliwym ojcem. Maz zawsze miło nas wspomina, a w jednym z wersów nawinął, że nie wychowała go Molesta, ale ESFA. Bardzo miło to słyszeć. Dziękujemy, Maz, i pozdrawiamy Cię serdecznie!

W Słupsku mamy teraz naprawdę silną ekipę – Tha Coast, w skład której wchodzą konkretni gracze z 76-200:  Wolny, Jay MC, Make`m, Rekin, Wujot, Tolu, Endriu, Zioło. Chłopaki robią spore zamieszanie, brzmią świeżo i mają duży potencjał. Polecam sprawdzić ich klipy na YouTube. Najbardziej znany poza miastem jest chyba Ziarecki, który od kilku już lat rozwija swoją karierę, a jednym z najmłodszych zawodników jest Buffel, specjalizujący się raczej w drillu, ale brzmi mi to dobrze i warto zwrócić na niego uwagę, bo robi się o nim coraz głośniej. Uaktywnili się też oldschoolowcy z 76-200, m.in. Tafta i Cegła. Od lat mieszkają za granicą, ale wciąż reprezentują miasto, ostatnio sporo nagrywają i reaktywują Jumping Coast oraz BHK. Cały czas aktywny jest również Anter – sporo nagrywa, ale też poza miastem.

Ostatnio straciliśmy niestety bardzo zaangażowanego w słupską scenę EMTE, który odszedł od nas w bardzo młodym wieku. Działał naprawdę prężnie. Produkował, nagrywał, prowadził na YouTube kanał Słupski Underground, gdzie wrzucił sporo słupskich produkcji sprzed lat.

Zatem rap z 76-200 ma się dobrze i mam nadzieję, że uda się w końcu komuś ze Słupska zaistnieć poważnie na polskiej scenie i trzymam kciuki za wszystkich!

Co się stało z ESFA po “2+2”? Nie próbowaliście szukać dealu w wytwórni? 

Wydaliśmy kasetę „2+2”, ale pojawiliśmy się również na płycie dołączonej do trzeciego numeru magazynu Klan i na składance „Robię swoje” Cameya. Później nagraliśmy dwie demówki, ale własnym sumptem i nie ukazały się oficjalnie. Zajęliśmy się głównie organizowaniem imprez i koncertów w Słupsku. Prowadziliśmy też audycję hip-hopową w lokalnej stacji radiowej Vigor FM, więc byliśmy aktywni, ale naszą misją było głównie propagowanie hip-hopu. Brono robił bity, nagrywaliśmy pojedyncze numery i gościnne zwrotki, ale głównie lokalnie. 

Po wejściu Polski do UE, większość z nas wyjechała do Anglii. Mieszkaliśmy kilka lat w Manchesterze. Zagraliśmy tam kilka supportów, powstała też solówka Grubszego i solowe numery Kehyo. Brono nagrywał też poznanych tam raperów, m.in. Kafu z Krakowa, Hijack z Manchesteru. Jako jedyny jest tam do dziś, ma w domu studio, produkuje i nagrywa wokale. 

Jeżeli chodzi o deal w wytwórni, to faktycznie nie próbowaliśmy, nie wysyłaliśmy demówek itp. Może zabrakło nam siły przebicia i tupetu, sam nie wiem…  Ale polski rynek hip-hopowy wyglądał wtedy inaczej, a środowisko było dość hermetyczne. Nie było wielu wytwórni, hip-hop w Polsce był nowym i wciąż nieznanym zjawiskiem, nie to co dziś.

Pamiętasz w jakim nakładzie zeszło “2+2”?

Nie wiem nawet, jaki był nakład, ale niewielki. może sto, może dwieście kaset. Wydaliśmy tę kasetę dzięki niezależnej wytwórni Guernica Project, tworzonej przez muzyków z legendarnej punkowej grupy Guernica Y Luno, więc nakład nie był duży. Jako ciekawostkę dodam, że pojawiliśmy się też na jednym z utworów na płycie Guernica Y Luno pt. „Wszystkie sztandary tak mocno już zostały splamione krwią i gównem, że najwyższy czas byłoby nie mieć żadnego. Wolność.” z 1997 roku. Było to chyba jedno z pierwszych i nielicznych w Polsce połączeń punk rocka z rapem.

Najbardziej znanym kawałkiem z płyty jest „Już czas” i brzmieniowo to zupełnie inny numer od pozostałych.

Tak, „Już czas” jest uważany za lokalny klasyk. Chyba głównie ze względu na ten letni bit i chwytliwy refren. Pomysł zrodził się naturalnie z naszych fascynacji. Wspomniałem już, że słuchaliśmy rapu z różnych stron USA i lubiliśmy też brzmienie z Zachodniego Wybrzeża, które było w Polsce raczej niedoceniane i wypaczone. A my mieliśmy morze, plażę, w lato naszą małą Kalifornię – Ustkę, i taki klimat był nam bardzo bliski. Brono wyczarował piękny bit, który brzmi bardzo dobrze do dziś, Primo wymyślił refren. Ten utwór miał mieć jeszcze kilka smaczków, ale niestety nie mieliśmy wtedy wystarczających możliwości. Uważam, że miał potencjał, ale chyba trochę wyprzedził czasy, bo wtedy w Polsce panował głównie uliczny hip-hop. Dobrze, że mogliśmy go nagrać w lepszej jakości w studiu Cameya w Gnieźnie i że ukazał się na jego składance „Robię swoje”. Został po nim jakiś ślad, nie tylko lokalnie. Później powstał jeszcze numer w podobnym klimacie pt. „Choć dzień ten sam”, ale znają go głównie ludzie z 76-200. A szkoda…

W social media dbacie o legendę ESFA publikując archiwalia. A tak ogólnie – co się z Wami dzieje teraz?

Funkcjonujemy cały czas, grając głównie imprezy, i staramy się trzymać rękę na pulsie, choć czasy się zmieniły, a nowe pokolenie ma trochę inną bajkę, niż my 25 lat temu. Rap nagrywamy rzadko, ale nie skończyliśmy z rapem, choć niektórzy mają rodzinę, dzieci i nie są już aktywni. Jednak wciąż jesteśmy dobrymi znajomymi, bo tak to się zaczęło. Byliśmy grupą znajomych i jarał nas hip-hop.

W social mediach opowiadamy naszą historię, bo wtedy nie było takich narzędzi. Mamy trochę pamiątek i został po nas mały ślad nie tylko w Słupsku, więc tworzymy taki wirtualny pamiętnik na Instagramie i Facebooku. W zeszłym roku zorganizowaliśmy też małą zabawę online na nasze 25-lecie i kilka osób nagrało dla nas urodzinowe wersy. Powiedziałeś: “Legenda” – dziękuję!  My tak o sobie nie mówimy, ale część osób tak nas odbiera i to bardzo miłe, ponieważ od początku zależało nam głównie na tym, żeby propagować kulturę hip-hop, budować i współtworzyć słupską scenę. Taka była misja ESFA. Robiliśmy to głównie lokalnie i mamy w 76-200 szacunek oraz swoje miejsce w historii, ale jest też kilku czołowych raperów w Polsce, którzy zaczynali w tym samym czasie i pamiętają nas dobrze.

O których raperach mówisz? 

Raperzy, z którymi przetarły się kiedyś nasze drogi to Peja, ale również Kasta oraz Gural, który przy różnych okazjach miło nas wspomina. Ostatnio podczas koncertu w Słupsku wykonał piękny gest i poprosił publikę o hałas dla nas. Jakiś czas temu, w rozmowie z Grędziem, przypomniał sobie też o tym koncercie w 1997 roku w Poznaniu. To naprawdę miłe i pokazuje prawdziwy szacunek, który powinien funkcjonować w hip-hopie.

Mówisz, że dalej gracie imprezy, które zapewne zupełnie różnią się od tych sprzed ćwierć wieku. Co się najbardziej zmieniło?

Czasy się zmieniły, ale gramy głównie klasyki z tamtych lat, więc jest klimat. Imprezy są bardziej kameralne, inne miejsce, ale pojawiają się również ludzie, którzy kiedyś uczestniczyli w imprezach, choć większość z nich ma już rodziny i dzieci, a część z nich mieszka poza miastem. Najfajniejsze są więc imprezy są w okresie świątecznym, bo większość osób przyjeżdża do rodzinnego miasta i to jest dobra okazja, żeby się spotkać i przypomnieć sobie ten klimat sprzed ponad dwóch dekad. Bardzo udany był również after w sierpniu po usteckim festiwalu Hip Hop na Fali, którego tegoroczną gwiazdą był Grubson. Mam nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się kolejna edycja tego festiwalu i już teraz gorąco zapraszam w lato do Ustki na Hip Hop na Fali.