To jedna z najwspanialszych przygód, jakie przeżyłem w rapie. Zupełnie przypadkowo poznałem rapera, który zdawał się być totalnie oderwany od rzeczywistości i tworzył rap według swoich zasad zupełnie nie uginając się przed trendami. Udało mi się zrobić z nim wywiad. Po czasie podrzuciłem jego muzykę jednemu producentowi, on z kolei przekazał to koledze po fachu – Opiatowi. Tego ostatniego możecie kojarzyć, bo regularnie robi bity dla Kabe (m. in. stworzył podkłady na całym „Mowglim”). No i, słuchajcie, Opiatowi na tyle spodobał się dmg96, że zrobił z nim epkę. Co za szalone połączenie – z jednej strony producent robiący hity z milionowymi wyświetleniami (nie wspominając o kilku bardzo dobrych płytach instrumentalnych), z drugiej – totalny underdog, który rzadko kiedy przebija tysiąc odsłuchów. Ta akcja to czysty hip-hop.
Nie wiem, na ile to wpływ Opiata, ale dmg96 wyeliminował tutaj wiele swoich wad – nagrywa dłuższe kawałki, robi refreny i przestał dziwnie modulować głos. W dodatku miejscami rzucając na bit swoje potoki myśli, w których roi się od rymów, wchodzi we flow przypominające raperów z Three Six Mafii („Piekielne requiem”). Z wyróżniających się rzeczy mamy także mroczny, duszny, bardzo klimatyczny (szczególnie z klipem) kawałek „Niezły Meksyk”, gdzie jak zwykle dość głęboko osadza historię w obranym przez siebie temacie. Ogólnie łódzki raper bardzo dokładnie realizuje założone koncepty, co przy stylu jego narracji jest na pewno plusem.
Polecam, choć mnie oczywiście trudno nabrać do tego materiału odpowiedniego dystansu, bo… zaczynam ją ja.
I to, że tam trafiłem (a dowiedziałem się o tym już po fakcie), to niezwykle miły etap mojej dziennikarskiej przygody.