Home to jeden z moich ulubionych numerów Commona z całej jego dyskografii. Ukazał się jako singiel promujący album Black America Again. Umówmy się, zwykle od artystów na tym etapie kariery już niczego nie oczekujesz, a każdy świetny utwór w ich wykonaniu może zostać miłą niespodzianką. W końcu rozmawiamy o 2016 roku, od wydania Be minęło już 11 lat. Na myśl o największym raperze z Chicago, w pierwszej kolejności już nie przychodził do głowy Common, a Kanye West. Home równie dobrze mógł znaleźć się na najlepszych albumach rapera i wcale nie odstawałby jakością od pozostałych utworów z takiego Like Water for Chocolate. Zresztą tutaj znów możemy usłyszeć gościnnie Bilala, lecz za produkcję nie odpowiada nikt z Soulquarians, a Karriem Riggins.
Z całą pewnością Home to nie jest imprezowy numer. Jednak już od pierwszych taktów powoduje, że nagle wstajemy z kanapy i zaczynamy się bujać do poszatkowanej perkusji. Pomiędzy zwrotkami rapera, słyszymy fragmenty przemówień przywódcy Narodu Islamu i współpracownika Malcolma X – Louisa Farrakhana. Idealnie komponują się z resztą nagrania, szczególnie z refrenem Bilala. W przeciwieństwie do swoich wcześniejszych dokonań, odchodzi od gospelowego uwydatniania swoich atutów na rzecz nie do końca wyraźnego zawodzenia. Sam Common tylko potwierdza, dlaczego ma ikoniczny status. W dwóch zwrotkach otrzymujemy od niego uduchowione treści, zaangażowane i pełne biblijnych odniesień. W tytułowym domu szuka Boga i zwraca uwagę na swoje miejsce w świecie. To ważny numer jak to u niego.