W ciągu ostatniej dekady nikt nie wykonał więcej pracy od Eskaubeia, by łączyć jazzową i hip-hopową scenę. W tym czasie wydał kilka płyt i zjeździł z kwartetem Tomka Nowaka całą Polskę, lecz – choć jest doceniany przez krytyków – raczej zniknął z radarów typowych słuchaczy rapu. Eskaubei dobrze odnajduje się jednak wśród jazzmanów, co udowadniają jego liczne współprace z legendami polskiej muzyki. Tutaj w zasadzie cykl wypadałoby przemianować na: „Dokąd doprowadził Cię hip-hop?”.

Czym dla Ciebie jest hip-hop?

W tym momencie określiłbym go jako kiedyś bardzo ważną część mojego życia. Gatunek, który nadal darzę wielkim sentymentem i zawsze będzie częścią mnie, ale przede wszystkim hip-hop okazał się szansą, zestawem narzędzi, pozwalających zaktywizować się twórczo małolatowi bez muzycznego wykształcenia, rodzinnych tradycji artystycznych, intelektualnego backgroundu, wzorców do naśladowania. Hip-hop zaprowadził mnie tu, gdzie teraz jestem. Takie doświadczenie miało zapewne miliony młodych ludzi na całym globie.

Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie? 

1995. „Scyzoryk” Liroya puszczany przez nas pod blokiem na ławce na cały regulator z boomboxa. Wtedy jednak to był dla mnie po prostu jakiś szok, ale jeszcze nie świadome hip-hopowe doświadczenie. Pierwsze nagrywki na wakacjach w 1997 roku, pierwsze imprezy hip-hopowe w rzeszowskim klubie „Pod Palmą”, a także tętniący życiem Pomnik Czynu Rewolucyjnego w centrum Rzeszowa, gdzie spotykali się writerzy, DJ-e, raperzy i całe środowisko skate’owe.   

Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?

To podejście ewoluowało z wiekiem. Od totalnej fascynacji, przez bardziej krytyczne i selektywne podejście. Zawsze byłem raczej po „jasnej stronie”, dostrzegałem negatywne wzorce na scenie amerykańskiej i polskiej. Bliżej było mi do Native Tongues, Commona czy Gang Starra, a w Polsce do Obrońców Tytułu, Afro Kolektywu, Sfondu Sqnksa czy Poemy Faktu. Aczkolwiek „Skandal” znam na pamięć. Z czasem rozwijając warsztat i nie chcąc gonić za trendami zauważyłem, że im jestem starszy, tym bardziej rozmijam się z oczekiwaniami hip-hopowej publiczności. W naturalny sposób zacząłem szukać czegoś więcej, poszerzać formułę swojej działalności. Cała moja droga to „slow grind”. Spokojna ewolucja. Jeden krok w tył i dwa do przodu. Sam hip-hop oczywiście też się zmieniał na przestrzeni lat i z czasem mainstream stał się dla mnie coraz mniej interesujący. Tak czy inaczej, nadal znajduję w hip-hopie interesujące i inspirujące rzeczy. 

Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumny?

Z tego, że będąc konsekwentnym, ale nie napinając się na zarobek, dostosowywanie się do trendów etc. po 30-tce i po 15 latach rapowania w podziemiu zostałem zawodowym twórcą, który regularnie koncertuje, nagrywa płyty, żyje z muzyki i animowania wydarzeń kulturalnych. Jestem dumny z występu z Eskaubei & Tomek Nowak Quartet na głównej scenie Hip Hop Kemp, z kilku występów z Michałem Urbaniakiem, w tym w jego projekcie Urb Symphony z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Lwowskiej pod batutą Marka Mosia czy z Michałem, EiTNQ i Mr. Krimem w Filharmonii Szczecińskiej, ale też z wielu innych współprac i wspólnych wykonań czy nagrań z Agą Zaryan, Vitoldem Rekiem, Bernardem Maseli czy nieodżałowanym Zbigniewem Jakubkiem. W ogóle jestem dumny z bycia częścią polskiego środowiska jazzowego, z tego, że udało mi się w nim odnaleźć i zadomowić. Ze spełniania hip-hopowych zajawek po latach, czyli wydania płyty w Junoumi, wspólnych numerów z Eldo czy Afrojaxem. Ale również jestem dumny z koncertu dla 30 osób w Sejnach czy dla 50 osób w Świdwinie i to również daje mi dużą satysfakcję. Nadal bez hype’u i dużej ilości wyświetleń, ale jakoś daję radę.

Czy jest jakiś dawny tekst, na który krzywisz się lub szczególnie się zdezaktualizował?

Tak, ale go nie przywołam, żeby o nim nie przypominać.

Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?

Wspólny numer z Posem z De La Soul.

Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?

Chciałbym żeby uwagę, hajs i popularność przyciągały ambitniejsze i oryginalne rzeczy, kosztem tego, co przyciąga je teraz.

Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?

Tak. Dzięki swojej dużej umiejętności absorpcji innych gatunków i wpływów, ewoluowania z czasem, ale przede wszystkim dzięki temu, że nadal stwarza milionom dzieciaków na całym świecie możliwość startu i rozwijania swoich zajawek.