Słuchanie rapu a cappella jest… bardzo specyficzną rozrywką. Mamy oczywiście całą społeczność bitew rapowych, które w Stanach Zjednoczonych często odbywają się w ostatnim czasie bez podkładów muzycznych, ale umówmy się – rap pozbawiony bitu jest jednak rozrywką dla fanatyków. Osobiście – lubię i doceniam, ale mam świadomość, że próby przekonywania do takiej sztuki mogą nie mieć żadnego sensu.
Black Thought to jednak inna klasa. Pracuje na tytuł G.O.A.T.-a od wielu lat, ale chyba dopiero ostatnia dekada i pokazanie, jak pięknie mogą starzeć się umiejętności rapowe i jak wspaniały może być „dojrzały” hip-hop, przesunęły go w rankingach raperskich na najwyższe miejsca. Love Letter – utwór a cappella nagrany i opublikowany na YouTube około sześciu miesięcy temu, teraz trafił na serwisy streamingowe. Zgodnie z tytułem – jest to list miłosny do kultury hip-hopowej. Przypominanie dawnych legend i zestawianie ich z aktualnymi gwiazdami sceny. Wyraz miłości do czterech elementów, poetycki sprint od imprez w latach 70-tych aż do Migosów, Megan Thee Stallion i Cardi B. Utwór wywołujący chęć spędzenia całej nocy na słuchaniu po trochu rapu z każdej dekady, podróżując od Nowego Jorku, przez Port Arthur i Detroit, do Oakland i Los Angeles. Oczywiście, że Black Thought zrobił z rapu a cappella joint-pomnik, który chce się przewijać i zapętlać. Kto, jak nie on?
Na marginesie: może niektórzy pamiętają utwór „A Story of Polish Jazz” Jarosława Śmietany, w którym między świetnymi instrumentalnymi występami polskich legend jazzu, żałosne zwrotki rapują Bzyk i Guzik. Nie cierpię tego utworu i regularnie wyrażałem to na antenie Radia Jazz. Teraz dostałem kolejny argument: prawdziwą, potężną kontrę. Oto, jak należy opowiadać historię kultury, nie będąc przy tym ani trochę banalnym!