Kajetan Szewczyk najpierw ujął mnie jako dziennikarz – szczególnie jako współprowadzący doskonały podcast „Od Kimona do Maty”. Niewiele później – już jako Kadet Szewczyk – spowodował, że niejednokrotnie podniosłem brew słuchając jego kawałków. Ma zmysł obserwatora, potrafi ubrać w słowa swoje przemyślenia oraz otacza się wspaniałymi ludźmi, bo wpadł w środowisko BUMP’12, szybko zaczął współpracować z susk, a EP-kę „Nie ratuj pal dzieci” nagrał na bitach Legendarnego Afrojaxa. A jako że Kadet lubi gadać, to jest postacią stworzoną do tego cyklu.

Czym dla Ciebie jest hip-hop?

Stylem bycia i podejściem do życia. Myślę, że adekwatne będzie tu określenie tego stanu rzeczy w taki sposób, że pewne rzeczy, decyzje, jakie podejmujemy, nasze reakcje, są hip-hopem, a inne nie. Ja nie muszę zarabiać z rapu, ale mam przekonanie, że to, jak się zachowuje w określonych sytuacjach, można śmiało określić “that’s hip-hop”. To bycie szczerym wobec siebie, decyzje podejmowane świadomie w oparciu o filtrowanie sytuacji przez własny system wartości i ten ogólnie przyjmowany przez społeczeństwo, jakiś wysamplowany z rzeczywistości złoty środek. Jak to nawinął Jay-Z: “Check out my swag’ yo, I walk like a ballplayer/No matter where you go, you are what you are player”. Szczerość wobec siebie i otoczenia.

Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie? 

Cholera. Nie wiem. Podstawówka, dyskoteka i jakieś kawałki puszczane z płyt CD dołączanych do magazynów dla młodzieży? Liczenie, ile “HWDP” nabazgrano na blokach na osiedlu. Starsi koledzy ze szkoły chyba już nawet w bluzach Prosto. Nie wiem, kiedy pierwszy raz trafiłem na hip-hop, ale jakoś przez osmozę przyjąłem go sporo, zanim zdałem sobie sprawę, że już z niego nie wyjdę.

Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?

Moje podejście do hip-hopu się nie zmieniło, to hip-hop się zmienił. Coraz mniej w nim rzeczy, które cenię i których szukam, ale nie oznacza to, że zupełnie zniknęły. Moja szkoła dalej istnieje. Całkiem sporo osób za granicą i w kraju wciąż pisze teksty o czymś (profil humanistyczny) nie zapominając o kalkulatorze przy rymach (profil matematyczny) i jeszcze coraz lepiej przyspieszają (profil sportowy), a przy tym, no cóż, często ćpają i chleją (profil chemiczny), ale przynajmniej pamiętają o korzeniach (profil historyczny). Myślę, że największa rzecz, która zmieniła się w moim podejściu do hip-hopu, to to, że nic nie muszę. Mam poczucie, że w tym jestem, nie muszę nikomu udowadniać, że tak jest, nie muszę tego udowadniać sobie. Jak jesteś po trzydziestce i dalej udzielasz się w taki czy inny sposób w tej bajce, to jest wystarczający dowód na to, że to nie była jakaś chwilowa zajawka.

Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumny?

Ze wszystkiego, bo tworzenie to jest sytuacja przynoszenia na świat czegoś z niczego. Gdybym miał wymienić projekty, to “Poldon Gekko”, które nie powstałoby w takim kształcie bez Siberiana; “Nie Ratuj Pal Dzieci” z Afrojaxem, które w ogóle nie wiem, jak powstało, bo to była jakaś hipermobilizacja z obu stron; “Nie da się inaczej” z no:widzisz, bo już lepiej rapowałem niż na naszej pierwszej płycie.

Czy jest jakiś dawny tekst, na który krzywisz się lub szczególnie się zdezaktualizował?

Tekstów się nie wstydzę, wykonanie niektórych numerów mogłoby być lepsze, ale na tamten czas było najlepszym, co mogłem zrobić. Czy jakieś teksty się zdezaktualizowały… pewnie tak. Ale to wyłącznie przez to, jak zmieniła się sytuacja życiowa. Zasadniczo jestem stały w poglądach i uczuciach. Na pewno zdezaktualizował się mój język, tzn. wszystkich serdecznie przepraszam, że określałem dziewczyny mianem “dup”. Zrzucam to na karb młodego wieku i złego wpływu środowiska. Z przymrużeniem oka oczywiście.

Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?

Nagrać z Mesem, nagrać z Pezetem, nagrać z Roszją, nagrać z Jeżozwierzem, nagrać z Pikersem… nagrać, nagrać, nagrać. Z PiHem na przykład. Na zasadzie rozmowy narodowca z lewakiem. I mówię to bez cienia ironii. Tak naprawdę chyba chciałbym po prostu nagrać album w jakiejś dłuższej perspektywie znaczący. To najlepszy prezent, jaki mógłbym dać kulturze, bo nie pytam, co hip-hop może zrobić dla mnie, pytam, co mogę zrobić dla niego. A idąc dalej w ten pastiszowy patos, jeśli wszyscy jesteśmy hamburgerami, to ja jestem kanapką Drwala albo jakimś craftowym dziwadłem z niezależnych burgerowni. 

Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?

Zmieniłbym nazywanie wszystkich rapowych rzeczy hip-hopem. Niech każdy sobie rapuje, ale hip-hop, to hip-hop. Ja też pewnie bardziej robię “rap music” niż “hip-hop music” i nie jestem tak hip-hopowy, jak niektórzy na scenie, ale mój core z tego pochodzi i utożsamiam się z całą tą bajką. Wszedłem w to wszystko jak był mikrofon i dwa adaptery, tagi na murach, b-girls i b-boys. A ten kontekst był powodem, dlaczego w tym jestem. Dzisiaj coraz mniej osób robi to wychodząc z takiego backgroundu, bo… mnóstwo się zmieniło, narzędzia są inne, dostęp do nich też, oprawa wszystkich wydarzeń, więc może to już w ogóle mało powtarzalna sytuacja. Ja w każdym razie jestem team Dilated Peoples i Cypress Hill, Molesta i Dinal.

Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?

To jest zasadniczo młody gatunek i te dywagacje pojawiają się co jakiś czas. Myślę, że kompletnie nie ma z tym problemu, bo to gatunek, który adaptuje wszystko, przez co powstają podgatunki, a wreszcie takie hybrydy, które z hip-hopem nie mają wiele wspólnego, ale od niego wyszły. I to nie są niechciane dzieci. Na szczęście pojawiają się raperki i raperzy, którym dalej chodzi o groove, vibe i staying true to this shit, więc nie mam obaw. A skoro mainstreamowcy w USA dalej pamiętają, że trzeba nakurwiać wielokrotne, bo tak – to też jest istotne w tej sztuce i nikt mi tego z głowy nie wybije – to już w ogóle. Żeby tak optymistycznie zakończyć, myślę że prędzej świat przestanie istnieć niż hip-hop. Straszne, wiem. Dzięki śliczne za zaproszenie do tego cyklu, pozdrawiam czytelników i słyszymy się na projektach.