Fani czekali na ten projekt trzy lata. Całe szczęście ja nie, bo z twórczością Pezeta nigdy nie było mi po drodze. Czasem jednak włączy se człowiek coś, po czym spodziewa się niskiej jakości produktu, żeby dać szanse, przekonać się albo w najgorszym wypadku chociaż być na bieżąco. Z tym że Muzyka komercyjna to najgorszy możliwy moment na przekonywanie się, jaki mogłem sobie wybrać.
Najnowszy album Pezeta to faktycznie niskiej jakości produkt, półprodukt, a może nawet ćwierćprodukt. Nie wiem, jak ktoś o tak wysokim statusie może wypuszczać tak słaby materiał. Tak samo, jak nie wiem, jak ktoś, kto wypuszcza tak słaby materiał, może mieć tak wysoki status.
Wszechobecne i bardzo powszechne dziś przesuwanie granic, zarówno w warstwie estetycznej jak i marketingowej, to jest coś co przestało się mieścić w moich subiektywnych ramach dobrego smaku.
Muzyka hip-hopowa stała się źródłem rozrywki, coraz lepiej sprzedawana i coraz bardziej sprzedajna.
W notce promocyjnej tak o współczesnym rapie wypowiada się autor Muzyki Komercyjnej. Co w takim razie chce zaproponować słuchaczom? Pomyślałbyś jeden z drugim, że skoro sprzedajność tak mu przeszkadza, to może stanie w opozycji do niej? No nie pomyślałbyś, bo jak ktoś, kogo połowa dyskografii to utwory na zlecenia koncernów ma jakkolwiek wypowiadać się w kontrze do sprzedajności? Dostajemy zatem:
[…] story o sukcesie, pieniądzach, miłości na sprzedaż, upadku, mieście, w którym mieszkam, kraju, w którym żyję, banałach które paradoksalnie są najistotniejsze i rzeczach wielkich, które są nieważne, a wydają się mieć największe znaczenie.
Czyli to samo, co proponuje nam każdy dwudziestolatek z kontraktem. Super oryginalnie, ale to przecież nie jest prawdziwy problem. Może istnieć milion numerów o tym samym, ale dalej milion-pierwszy może okazać się zajebisty. Z perspektywy czterdziestolatka na pewno masz inne podejście do tych wszystkich podjętych miliard razy tematów i pokażesz na nie inną perspektywę. Prawda? XD
Na przykład z takiego Tonic Espresso dowiecie się, że Pezet ma pieniądze, ładne dziewczyny, robi ruchy i fajnie rapuje. Rusina przeloguj się. Ale to też byłoby okej, niech to nawet będzie kolejny numer, który ma dokładnie tę samą treść, co osiem na dziesięć obecnie wychodzących rapowych piosenek. To też bym zniósł. Ale nie zniese tego, że nie dość, że treść jest żadna, to jeszcze forma jest przeokropna.
Albo słyszałeś te wersy już dwieście razy – Wszyscy tu noszą dziś maski jak Bane. Albo są napisane jakkolwiek, byleby pasowały do rytmu – Chcesz taką co podniesie ci tętno i piękną jak Enzo Ferrari (chyba że Enzo Ferrari, twórca marki Ferrari, faktycznie wyznacza dla Pezeta jakiś ideał piękna, ale wątpię). Albo są po prostu bez sensu – Zegar tik-tak ona tik-tok. Stawiam browara każdemu, kto przy najbliższej okazji wyjaśni mi powód, dla którego coś takiego znalazło się w tym (albo nawet jakimkolwiek) tekście. Nie, nie wyrwałem tego z kontekstu. Tym śmieszniej, bo tam właśnie nie ma żadnego kontekstu. Se sprawdź.
W Hollywood Smile też usłyszymy, że robi movesy, ma fajne laski, no i całe to pierdolenie, co wcześniej. Plus jakieś banały, że cię smartfon śledzi, a świat zapierdala. No i jeszcze, że kupił jakieś garnki czy tam rewolucyjnego mopa w Mango telezakupach. Albo NFT, ale co za różnica. W sumie taka, że garnki chociaż wie, jak działają.
Oczywiście wszystko w takiej samej formie, co w Tonic Espresso. Słyszałeś to milion razy – To już nie hip hop pod blokiem, raczej penthouse z widokiem. Rapowanie byleby się rymowało – W świecie gdzie wszystko 3D, 5G dla ciebie to za szybko czy nie (wydaje mi się, że w świecie zawsze przestrzeń była trójwymiarowa, ale mogę się mylić). No i moje ulubione, czyli wersy bez żadnego kurwa sensu – Każda chciałaby być księżniczką jak Mononoke (zwrócę honor, jeśli Pezet faktycznie uważa, że każda dziewczyna chciałaby żyć w lesie z wilkami. Obawiam się jednak, że jest dużo innych fikcyjnych księżniczek, które bardziej uosabiają fantazje współczesnych młodych kobiet. Tak samo obawiam się, że Pezet po prostu chciał to napisać, żeby wyjść na mądrego, bo kojarzy tytuł jednego z najbardziej znanych filmów anime w historii (tak zwana erudycja). Całe szczęście filmoznawcza policja jest zawsze na posterunku).
Śmieszne/żenujące/głupie wersy z tej płyty można wypisywać w nieskończoność, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby pokazać, że Muzyka Komercyjna została napisana na kolanie, byleby cokolwiek wydać. Zauważyliście, że nie ma tu nawet żadnego wysiłku włożonego w styl, a co drugi wers kończy się porównaniem? Co gorsza, Pezet nie umie pisać porównań i wersy wypisane powyżej chyba to wszystkim zebranym udowadniają.
Między tymi nieudolnie napisanymi linijkami próżno szukać jakiejkolwiek treści. Autor ma do powiedzenia te same frazesy, które słyszałeś milion razy, a najgorsze jest to, że mimo to próbuje w swoim story przekazać jakiś mesydż. Mój ulubiony przykład to Miłość na sprzedaż. Zgadnijcie, o czym może być numer pod tym wspaniałym banalnym tytułem. Oczywiście o tym, że muzyka w klubach się nie podoba Pezetowi. Tak, poza tym, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia w tytułowym temacie, to nawet nie potrafi w jego ramach polać wody, tylko wyjeżdża znowu z jakimiś farmazonami. Po kilku wersach się orientuje i mówi, że Joł dobra o miłości, miłość na sprzedaż / Było coś o miłości, teraz Pezet wjeżdża.
Numer kończy się wersami:
A te laski latają wciąż na Hawaje, za ten hajs z Only Fans
I pytają, co mi w tym przeszkadza, że liczy się tylko ten hajs i władza
No latają, wiemy to. Dlaczego autor przekazuje nam tę niebywałą informację? Tu nie ma żadnego wniosku, żadnego komentarza, nic po co miałbyś słuchać takiego tekstu. To wszystko jest w domyśle. Laski mają hajs z ruchania, kmwtw #pdk. Przecież wszyscy czytają Pezetowi w myślach i wiedzą, co on na ten temat sądzi. No i spoko, jakby chciał zajmować się pisaniem o tym, co myśli, to zostałby przecież raperem. I serio mając teksty na takim poziomie wyśmiewanie disco-polo o narkotykach zrównuje autora z jakimiś odklejonymi obrońcami kościoła hibonu.
To może chociaż te marne teksty potrafi zajebiście zarapować? Tu faktycznie nie ma jakieś tragedii. Pezet nieźle rapuje, ma jakiś wachlarz flow, ale też nie powala nim specjalnie. Od kogoś z takim stażem powinno się wymagać więcej, zwłaszcza kiedy ten ktoś próbuje śpiewać i wychodzi mu to najwyżej przeciętnie. Tutaj też autorzy disco-polo by wygrali konfrontację.
To może przynajmniej bity wypierdalają z kapci jak Mononoke (disclaimer: to porównanie nie ma żadnego sensu)? Niestety większość z nich jest raczej przeciętna i nie wybija się szczególnie na tle tego, co oferuje nam większość producentów. Na pewno najlepszy jest Jan Paweł. Bębny napierdalają, bass siedzi fresz, bengier w chuj. Łysy i Auer zajebista robota. Najgorzej brzmią za to Gangi w LA wyprodukowane przez Opiata. Trapowa perkusja trochę nudna, ale uszłaby. Problem jest taki, że połączona jest z jakimiś truskulowymi trąbkami, które wcale nie pasują do tego porządku.
Na wyróżnienie zasługuje też Stare WWO, którego oldschoolowy klimat nawet mi siadł, a to wydarzenie. W ogóle to nie jest najgorszy numer, zwłaszcza pierwsza zwrotka. Jeszcze z kwestii muzycznych trzeba spropsować Vae Vistica, bo jego wykonanie refrenu to najlepszy moment tej płyty. Można nawet przymknąć uszy na to, co śpiewa, ale nie będę się rozpisywać na temat tego numeru. Wyjaśnienie o chuj mi chodzi i czemu mam problem z takimi trackami zajęłoby mi połowę objętości tej recenzji. Z ewentualnym poruszeniem tematu zaczekam więc, aż ktoś wkurwi mnie bardziej, niż te trzy wścibskie dzieciaki.
Na Muzyce Komercyjnej jest jedna piosenka, która jest okej. Chodzi mi o Nikogo nie kocham. Nie jest to jakieś nie wiadomo co, ale fajny numer, który ma temat, refleksję i jakiś powód, żeby go nagrać. Wywaliłbym zwrotkę Emasa, żeby gospodarz miał więcej miejsca na rozwinięcie, chociaż z drugiej strony obawiam się, że w pierwszej temat ze swojej strony wyczerpał i dalej byłoby już tylko lanie wody. Ma klimat, ma dobry bit, w którym nieźle wypada szybka perkusja, której nie spodziewałbym się w takiej spokojnej kompozycji.
Na zakończenie chciałem poruszyć jeszcze jeden temat, który tak po prostu zostawię. Nie jestem tu od bronienia dziewczyn ani walki z seksizmem w rapie. Po prostu nie chce mi się słuchać trzysetnego typa, który pierdoli mi to samo o pustych laskach i miłości za hajs. Zawsze sobie myślę, czy ci goście nie mają w sobie ani grama autorefleksji. Bo wiecie, może nie bez powodu przyciągają takie laski? Może nie bez powodu ich muzyka przyciąga takie fanki, bo ja tu jednak o muzyce, a nie o personalnych wycieczkach.
A co do muzyki, to mam taki eksperyment myślowy. Proszę Paweł, wyobraź sobie (w twoim mniemaniu) najgłupszą dziewczynę, z jaką miałeś kiedykolwiek do czynienia. Taką, która nie reprezentuje sobą nic, absolutnego pustaka z placu budowy publicznego szaletu. Naprawdę szczerze uważasz, że płyta, którą nagrałeś, jest bardziej wartościowa od niej?