Spinache pierwsze oficjalne nagrania wypuszczał jeszcze w XX wieku. W początkowych latach polskiego hip-hopu jego wydany razem ze swoim składem, Thinkadelic, „Lek” był alternatywą dla ulicznej sceny. Potem razem z Redem zwiedził majorsa, by finalnie zostać solowym artystą, którego materiały doceniali krytycy, ale raczej nie przebijały się świadomości casualowych słuchaczy. Najbliżej tego stał album „Spinache” z 2014 roku – choć to zapomniany krążek, był bez wątpienia jedną z lepszych produkcji w tamtym czasie. Z kolei wypuszczony pięć lat temu krążek „799919” nagrany na bitach wyprodukowanych przez niego w 1999 roku to ciekawe połączenie współczesnego rapu z wajbem z przełomu wieków. Sprawdźcie, co Spinache ma do powiedzenia w cyklu „Dlaczego Hip-Hop?”.

Czym dla Ciebie jest hip-hop?

To duży kawałek mojego DNA. To ogrom spotkań, doświadczeń i relacji. To źródło mojego wieloletniego przywileju, możliwości dzielenia się swoją perspektywą i wrażliwością z niezliczoną grupą ludzi.

Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie?

Oprócz Franka Kimono? (śmiech) Z tych w pełni świadomych chyba „Yo! MTV Raps”, potem robienie pierwszych produkcji i pierwszy show z Thinkadelic w Łodzi.

Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?

Hmm… jakiś czas temu miałem okazję nagrać track dla grupy tanecznej Yoł Yoł Seniorzy z Łodzi, klip jest dostępny na YouTube, grupa seniorów trenuje i tańczy hip-hopowe choreografie, wygrywa nagrody na zawodach… To jest mega ciekawe, móc przez dekady obserwować rozwój hip-hopu i mieć w tym rozwoju swój udział. Moje podejście do hip-hopu aż tak bardzo się nie zmieniło, natomiast bardzo zmienił się krajobraz, zasięg i wpływ hip-hopu.

Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumny?

Lubię eklektyzm mojej dyskografii, trudno te rzeczy jednoznacznie zaszufladkować. Czy jest to powód do dumy? Nie wiem. (śmiech)

Czy jest jakiś dawny tekst, na który krzywisz się lub szczególnie się zdezaktualizował?

Spędziłem ostatnio fantastyczne kilka dni z moją bratanicą Jaśminą, podczas jednego z naszych spacerów przypomniała mi się fraza: „Ruszaj tym, co dostałaś od matki. Fajny kolor pomadki, ale bujaj pośladki”. Na moim albumie “Za wcześnie” można znaleźć pewnie jeszcze kilka takich perełek. (śmiech)

Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?

Damn, hip-hopowe marzenie… Jak to powiedział Reno: “Wczorajsze marzenia to dzisiejsze plany”, mam dużo planów i równolegle pracuję nad kilkoma projektami.

Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?

Więcej szowinizmu, seksizmu, narkotyków i broni… NOT.

Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?

Oczywiście. Kiedyś był dziwacznym, często nierozumianym wyrzutkiem. Dziś obejmuje tak ogromną liczbę różnych elementów, że trudno wyobrazić sobie świat bez hip-hopu.