Czy da się wykorzystać ponadczasowy bengier, aby nie miało się poczucia, że to tylko łatwy skok na odtworzenia, a przy okazji oddać mu hołd i niejako pchnąć w niego współczesnego ducha? Brooklyńska grupa 41, w której skład wchodzą Kyle Richh, Jenn Carter i TaTa, udowadnia, że jest to jak najbardziej możliwe. 

Nowojorska scena drillowa istnieje już od kilku lat, miała swoją porę świetności, ale i tragiczne niepomyślności. Jej nowy złoty okres przywrócić próbuje buzujący w ostatnim czasie odłam sample drillu. Dzieje się tak za sprawą ultrakreatywnych twórców pokroju Cash Cobaina czy Shawny’ego Binladena, którzy dodatkowo zacierają się z szybującym aktualnie pobliskim nurtem z New Jersey. 41 także zalicza się do tego brzmienia.

Jest grupa piosenek, które można uważać za osiągnięcia szczytowe muzyki, utwory wręcz perfekcyjne, znane przez każdego słuchacza hip-hopu. Jednym z nich jest Ante Up i to też z nim zmierzyło się 41. Wielu artystów mogłoby nie podołać takiemu wyzwaniu, lecz wspomniana wcześniej trójka i producent Touchamill nie dopuścili, by taki scenariusz przejął ich myśli. Zachowali niesamowitą energię oryginału, a może nawet jeszcze ją podkręcili. Charakterystyczny drum pattern wywołuje na parkiet wszystkich przebywających w palarni, a każdy z trzech raperów dotrzymuje mu tempa wykrzykując swoje wersy w podobny sposób, jak robili to Billy Danze i Lil’ Fame. Pozostawiony z pierwowzoru horn nie pozwoli zasnąć waszym sąsiadom, gdy odpalicie go z wieży blaupunkt. NIe namawiam, ale też zaznaczę, że co złego to nie ja.