Początkowo to miał być zbiorczy post kilku osób, ale jak zamiast 2-3 okładek wybrałem 11, to stwierdziłem, że rozbijemy ten koncept na kilka osobnych, bardziej wylewnych postów. Przy wyborze kierowałem się głównie połączeniem klimatu muzyki ze stroną wizualną, tak że patrzę na artwork i już słyszę w głowie zawartość płyty. Moje ulubione okładki można podzielić na kilka typów:
- Minimalistyczne, w dwóch/trzech kolorach (3, 6, 7, 9)
- Mroczne, zapowiadające podróż jedyną w swoim rodzaju (2, 10)
- Takie, na których się dużo dzieje, ale jednocześnie są utrzymane w swego rodzaju harmonii (5, 8, 11)
- Opustoszałe struktury miejskie/publiczne w połączeniu z kolorem przewodnim (1, 4)
Nie jest to lista perfekcyjna, nad którą siedziałem całymi godzinami, raczej taka krótka intensywna jednoosobowa burza mózgów, której celem jest ukazanie mojego poczucia estetyki i opcjonalnego przekonania czytelników do zrobienia tego samego w formie gimnastyki umysłowej – zdefiniowania się w temacie, który gdzieś tam bierzemy za pewnik w podświadomości i w ogóle go nie rozważamy. Na jakich podstawach stwierdzamy, że coś nam się podoba. Myślałem o zrobieniu porządnego opisu każdej z okładek, lecz to chyba nie ma większego sensu. Jakie są – każdy widzi, dlatego skupię się jedynie na pojedynczych elementach, które podobają mi się najbardziej.
Ulubione elementy: kształt schodów, dwoje ludzi w ruchu, ostatnie piętra bloków w tle.
Ulubione elementy: dobór kolorów, chłodna-agresywna (wręcz psychopatyczna) atmosfera doktora bez skóry i mięśni stacjonującego w odległej przyszłości.
Ulubione elementy: spojrzenie Daniela Dumile’a, pomarańczowy kwadrat jako kontrast do bieli i czerni, dół maski znikający w cieniu.
Ulubione elementy: urokliwa pustka kanadyjskiej pralni (z pralkami moim zdaniem dużo bardziej estetycznymi niż domyślne europejskie), symbol w prawym górnym rogu oraz proporcje i obwódki w kolorze dziadkowym. Jakim?
Ulubione elementy: maska Ghostface’a, oldschoolowa komiksowa kreska (jak wszystkie okładki Czarface), dobór kolorów.
Ulubione elementy: przejście między nogami niewolnika a ciałem astronauty, które genialnie opisuje zawartość płyty, trójkąt, który w przeciwieństwie do całej reszty wykonany jest z innego odblaskowego materiału.
Ulubione elementy: wszystko. Tutaj tego nie widać, ale to, co złote, wykonane jest z tego samego materiału, co trójkąt na albumie powyżej. Gdybym mógł cofnąć się w czasie i wydać jakiś ponadczasowy klasyk zanim powstał, to bym zaprojektował identyczny design okładki jak ta. Magia.
Ulubione elementy: egzotyczna zasłona, ściana z drewna, dym vs. lampa i 4:19 na zegarze.
Ulubione elementy: przytłaczający niebieski ogrom w kontraście do ludzi, ilość schodów w postaci 4,5 oraz dobór odcieni między białym a czarnym.
Ciekawostka – posiadam tę okładkę wydziaraną na nodze powyżej kolana, tylko że z ostrzejszymi zębami i bez tytułu. Ulubione elementy: aura ciężka do ujęcia w słowach, fluktuacje wprowadzające wątpliwości odnośnie stanu skupienia widocznej kreatury (?), gdzieś między stałym, plazmą i chuj wie czym. Jakimś zwidem ze starego telewizora. Niesamowite.
Na koniec album, który technicznie rzecz biorąc nie jest rapem, tylko spoken-wordem, ale to temat na zupełnie inną dyskusję. Jestem na 95% pewien, iż to zdjęcie oryginalne, a nie zgrabny fotomontaż – ponieważ Kidd w czasach powstawania Dział Zabranych odwiedził Japonię. Ulubione elementy: lampa oraz wygląd światła, które daje w kontraście do czerwono-żółtego tła na prawo od niej.
Na koniec bonusowo graficy/fotografowie w kolejności chronologicznej odpowiadający za stworzenie tych małych dzieł sztuki: Andrzej Georgiew i Tytus, Pushead, Jeff Jank i Eric Coleman, 77cuts, Lamour Supreme i Alfredo Rico-Dimas, Jay Shaw, Forin, Mikołaj Milewicz i Nikaragua Guacamole, Konrad Wullert, Marco Burbano, Pablosz.
I to tyle z mojej strony na ten temat, zachęcam do analizowania okładek. Całkiem ciekawe zajęcie.