Niewielu jest raperów, którzy otrzymali od losu tak olbrzymią szansę jak Saful. Pierwszoplanowa rola w ekranizacji bestsellerowej powieści Jakuba Żulczyka „Ślepnąc od świateł” stała się dla niego windą do celebryckiego światka oraz zupełnie nowego audytorium. W rapie Saful nie był anonimową postacią – jako członek Dixon37 zgarniał złote płyty – lecz dopiero budząca skrajne emocje kreacja dilera narkotyków pozwoliła mu wyfrunąć poza wierne, choć hermetyczne środowisko prawilnego rapu. Zatem „Krok w chmurach” powinien być zarazem krokiem ku niegasnącej chwale i wiecznego pobytu na karcie „Na czasie”.

Solowy debiut Safula jest z jednej strony wydawnictwem dość odważnym, z drugiej – zrozumiałym. Zamiast przypominania o ulicznych kodeksach oraz rapowania o dobrych chłopaczynach z bloku na klasycznych hip-hopowych bitach, w których perkusja ma tłuc mocno, a wersy mają być zarapowane z energią i od linijki, raper gra na sentymencie fanów ekranizacji pozostając serialowym Kubusiem. Już w pierwszym kawałku deklaruje, że jest dilerem, dodając później, że chodzi jedynie o dilowanie „gęstymi literkami”. Blok poszedł w odstawkę: na „Kroku w chmurach” Saful wędruje raczej nocnymi ulicami miasta, a jego klientami (czyt. słuchaczami) nie są już osiedlowe ziomki, a klasa średnia. Co zrozumiałe, teksty stały się jakby bardziej poetyckie, inteligentne, cedzone, próbujące trafić w sedno.

Z tym że… Saful rzadko kiedy wychodzi poza sprawianie wrażenia mędrca. Słychać, że ma przemyślany koncept, jednakże brakuje mu wokalnych i pisarskich zdolności, by w pełni go zrealizować. Rapersko próbuje być kimś w rodzaju Sokoła – gadane flow, mentorstwo, przeciągnięte wyrazy, brak pośpiechu. To jest całkiem dobry ruch, tym bardziej że pasuje to do wizerunku wykreowanego w serialu: gościa, który odzywa się tylko wtedy, gdy naprawdę potrzeba. Jednak kiedy trzeba przełamać tę stylówkę i pojawiają się offbeaty (przegadany „Kogel mogel”) czy próby energiczniejszego rapowania (nieudane wejście w „Noc rozchyla uda”), to uwidaczniają się niedobory w jego raperskim warsztacie, Saful brzmi karykaturalnie i zamiast Sokoła, słychać tu raczej kolegę z drugiego fachu – Sebastiana Fabijańskiego. Warszawiakowi nie pomaga fakt, że cierpi na deficyt precyzyjnych myśli, puent, ładnie namalowanych obrazów; krótko mówiąc, czegokolwiek, co pozwoliłoby zatrzymać się na dłużej. Odnoszę wrażenie, że gdyby odrzeć jego liryki z ozdobników, to treści byłoby tam jak na lekarstwo. Najlepiej Saful wypada, gdy nie pozuje, pisze o sobie i nabija się z przyznanego mu tytułu Ciacha Roku, lecz takich linijek jest tylko kilka.

Sampler Orchestra jako producenci „Kroku w chmurach” to wybór nieoczywisty, ale doskonały, jeśli chodzi o budowanie klimatu do tych historii. Ich mroczne, ambientowe produkcje z nierówno poukładanymi bębnami, służą temu, by opleść wypowiadane przez Safula słowa i pomóc w tym, by jego niezbyt ciekawe wersy tonęły w dźwiękach malowanych przez ten duet. Uwielbiam oszczędnie dozowane cykacze w „Smole”, fragmenty „Ona chciała”, które brzmią jak klasyczny polski funk z lat 70. czy to jak piękne potrafią być przejścia z refrenów w zwrotki. Większość podkładów jest świetnie zaaranżowanych, czuć jak żyją, rozwijają się, podoba mi się, jak miejscami modulowany wokal Safula do nich pasuje – kawał świetnej roboty i chętnie przesłuchałbym ten album w formie instrumentalnej, choć wyrzuciłbym te najbardziej hip-hopowe, napchane cykaczami podkłady, a utwory z ReTo czy Janem-rapowanie niekoniecznie są takimi bangerami, jakimi prawdopodobnie miały być. Natomiast tytułowy „Krok w chmurach” chciałbym usłyszeć w remiksie z Sokołem, Oskarem lub Kazem Bałagane, bo przydałoby się, by ktoś wziął ten bit za mordę i wytaplał go w błocie.

„Krok w chmurach” – swoją drogą mam nadzieję, że to nie jest nawiązanie do Hłaski – wypada przeciętnie, w czym największej winy należy szukać w wypranym z emocji Safulu. Ma na siebie dobry pomysł, tylko trzeba go porządnie wykonać – lepsze teksty i sprawniejsze przemieszczanie się po bitach byłyby wskazane. Szkoda, że trzeba o tym przypominać raperowi z takim stażem. Początek solowej kariery Saful zaliczy do rozczarowań także pod względem marketingowym. Premiera przeszła bez większego echa, wyświetlenia ciągną goście, a o wynikach kolegów z Dixon37 raper może tylko pomarzyć. Natomiast po bity od Sampler Orchestra powinna się powoli ustawiać kolejka.