Przez lata pisania o muzyce, moje pomysły na teksty były najczęściej rezultatem dość prostej metody. Po prostu brałem sobie płytę lub kilka i je oceniałem. W ramach takiego sztywnego procesu nie da się uchwycić wszystkiego, co chce się powiedzieć. Pisanie o pojedynczych dziełach jest wygodne, ale tłumi myśli obejmujące szersze zjawiska. Te myśli, dzięki swojemu większemu zasięgowi, często są wartościowsze i mówią nam więcej o autorze. Poniższe rosły we mnie przez lata i czuję, że to dobry czas, by je w końcu wypuścić. Zdecydowałem się na formę eseju, ponieważ czułem, że na moją zwykłą recenzję zabraknie mi słów innych niż te poświęcone dzisiejszemu tematowi.

Dostrzegłem, że wydane w odstępie 5 dni płyty Let Her Burn Rebecci Black i Desire, I Want to Turn Into You Caroline Polachek nie spodobały mi się i to ze z grubsza zbieżnych powodów. Nie potrafię stwierdzić, jakie są przyczyny tego, że na obu płytach znajduje się nieciekawa dla mnie muzyka, ale mogę zebrać w jednym miejscu cechy wspólne tych i wielu innych wydawnictw, które wywołują we mnie podobne uczucia. Wszystko to chciałbym umieścić w kontekście wymyślonego przeze mnie na potrzeby tego tekstu terminu ikonicznego popu.

Ikoniczny pop, jak sama nazwa wskazuje, to pop ikon. Jest to muzyczny nurt, który występuje w towarzystwie różnych gatunków i stylów. Ikony mają w nim pierwszorzędne znaczenie – stąd właśnie to słowo, a nie inne. Ikony to, w tym przypadku, uwiecznione w formie graficznej popkulturowe obiekty, które za sprawą swoich wyraźnych cech zyskują oddzielny, spersonalizowany charakter. Owymi ikonami są bez wyjątku występujący na okładkach swojej muzyki artyści wykonujący pop. Co sprawia, że są ikonami? W wielu przypadkach dyktowana przez środowiskową presję, ale częściej jednak własna decyzja postawienia się w tej roli. Stają się ikonami przede wszystkim dzięki okładkowej deklaracji, ale wpływ na to mają również inne czynniki jak zachowanie w sieci i materiałach medialnych, np. teledyskach.

W historii muzyki popularnej mieliśmy już wiele ikon, ale tylko część z nich zaliczyłbym do
nurtu ikonicznego popu. Poniżej przedstawiam wam zestaw cech, po których klasyfikuję muzykę do tego nurtu. Kolejność nie ma znaczenia:

  • 1. Wizualny estetyzm
  • 2. Zarzucenie gatunkowości względem autorskości
  • 3. Zwiększona rola tekstów względem dźwięków
  • 4. Indywidualny, osobisty i emocjonalny charakter
  • 5. Poważny i/lub zawadiacki ton
  • 6. Powstanie w czasach dominacji serwisów streamingowych i nawrotu popularności winyli
  • 7. Tematyka przynależności artysty do uciskanej grupy
  • 8. Komercyjność

Chciałbym zaznaczyć, że powyższe cechy są dla mnie jedynie wskaźnikami i nie wszystkie punkty na liście muszą być odhaczone. W następnych akapitach będę omawiał po kolei je wszystkie.

1. Wizualny estetyzm

To najważniejsza ze wszystkich cech, jej obecność jest absolutnie konieczna. Bez klasycznie dobrej i wyraźnej warstwy wizualnej, bez pieczołowitego zadbania o estetykę nie ma ikony. Nie możesz nie wiedzieć, jak wygląda artysta i z jaką estetyką należy go kojarzyć. Zahaczamy tu przy okazji o zjawisko, które nazywam okładkozą, czyli ogólny trend w przemyśle muzycznym do zwiększonego przykładania uwagi do okładek. Branża muzyczna nie od dziś wie, że okładka ma kolosalny wpływ na odbiór samej muzyki. Przykłady dobrej muzyki ze złą okładką traktowane są jako ewenementy, coś niepasującego. Zazwyczaj nim włączymy muzykę, wpierw widzimy jej okładkę i drogą autosugestii nastawiamy się, że skoro wygląda dobrze, to będzie również dobrze brzmieć.

Tego zdjęcia nie zrobiono w 5 minut. Każdy widoczny na nim detal od fryzury przez wyraz twarzy po kolczyk i tatuaż były starannie przemyślane.

Możecie w tym momencie pomyśleć „ale przecież zawsze tak było!”. To prawda, że okładki od dawna są ważną częścią wydawnictwa muzycznego, ale w ikonicznym popie ich rola jest zgoła inna niż u płyt sprzed, chociażby, 50 lat. Zadaniem starej okładki było przede wszystkim zasugerowanie odbiorcy, jakiej muzyki może się spodziewać. Po takich elementach jak wygląd artysty na okładce czy typografia, konsument decydował czy na płycie powinna się znajdować muzyka, w której gustuje. Zadaniem okładki ikonicznego popu, tymczasem, jest przedstawienie tobie kim jest postać artysty-ikony. Realizowane są najczęściej w formie grafiki portretowej i rzadko kiedy używają rekwizytów, które mogłyby zasłonić jej widok, szczególnie twarzy. Okładki te bardzo często nie dają żadnej informacji na temat dźwięków, jakich można oczekiwać od muzyki. Chodzi o to, żebyś zapoznał się z ikoną i twój odbiór opierał się w największym stopniu o to, czy lubisz tę postać, czy nie. Co przenosi nas do punktu drugiego, którym jest…

2. Zarzucenie kryterium gatunkowego względem kryterium autorskości

Używam określenia „ikoniczny pop”, a nie „muzyka ikoniczna”, ponieważ cechą wspólną twórców w tym nurcie jest tworzenie muzyki popularnej w rozumieniu pozadźwiękowym. Celem ikonicznego popu jest osiągnięcie sukcesu komercyjnego wśród mas, artystycznego wśród melomanów i mediów lub obu naraz. Brzmienia ikonicznego popu najczęściej pozycjonują się w muzycznym centrum i nie są „rasowe”. Jeśli już realizują gatunkowy temat, to jest on widoczny przede wszystkim, a czasem i tylko w warstwie wierzchniej. W ikonicznym popie ważniejsze jest to, czyja jest to muzyka i czyj jest głos, którego słuchamy. Piosenki ikoniczno-popowe zazwyczaj trafniej opisuje się słowami nawiązującymi do nastroju, jak np. „spokojna”, „balladowa”. Takie określenia jak „popowa”, „soulowa”, „rockowa” często nie mają sensu, nie są nikomu potrzebne.

Halsey nie do końca odtwarza tutaj “Upadłą Madonnę z wielkim cycem”, ale jest wystarczająco blisko.

3. Zwiększona rola tekstów względem dźwięków

Ten punkt oczywiście ma wiele wspólnego z poprzednim. Nie trzeba głęboko grzebać, by dostrzec, że zarówno artyści, jak i fani ikonicznego popu otwarcie zwracają najwięcej uwagi na zawartość tekstową. Choć muzycy coraz częściej sami zajmują się komponowaniem własnych piosenek (patrz: kryterium autorskości), zapytani o nie nadal wolą opowiadać o znaczeniach tekstowych. Uczestniczą tym samym w dialogu ze swoimi słuchaczami, którzy, chwaląc swoich idoli, podkreślają motywy i emocjonalny efekt tekstów. Nie twierdzę, że jest to jakiś nowy stan rzeczy, ale na przykładzie ikonicznego popu dobitnie widać, jak pozostałe aspekty powstawania piosenek coraz bardziej stają się tematem dla nerdów, a przynajmniej widowni jutubowych dekonstrukcji piosenek w konwencji „ścieżka po ścieżce”.

Taylor Swift zobaczyła okładkę płyty „Controversy” Prince’a i podbiła stawkę. Kontrowersja to ona sama.

4. Indywidualny, osobisty i emocjonalny charakter

Podczas rozpoznawania cech ikonicznego popu zauważyłem jak bardzo niepasujące byłoby uwzględnienie w jego definicji zespołów. Ikoniczny pop to nurt skrajnie indywidualistyczny, zorientowany na zacieśnianie więzi między słuchaczem i ikoną ponad wszystko. Słuchanie tej muzyki powinno być jak najbliższym ekwiwalentem czytania mniej lub bardziej fabularyzowanej autobiografii. By podbić jak najwięcej serc, artyści są znacznie bardziej otwarci i skorzy do skracania dystansu do słuchaczy. To, co o sobie opowiadają, nie zawsze musi być prawdziwe czy rzeczywiście odzierające ich z tajemnic, ale cel jest taki, żeby słuchacz poczuł, że się z artystą zakolegował i dobrze rozumiał jego postać. Po intymnej rozmowie z kolegą wytwarzają się ciepłe emocje, takie jak empatia i wzajemne zaufanie, a odrzucenie go jest trudniejsze, może się wiązać z poczuciem winy.

Michael „Perfume Genius” Hadreas na okładce jednej ze swoich płyt obnaża swój tors i dzięki temu możemy podejrzewać, że obnaży się również emocjonalnie w tekstach.

5. Poważny i/lub zawadiacki ton

Ikona może się w swoich tekstach emocjonalnie obnażać, ale zawsze zawczasu zadba, by nie zostało to wykorzystane przeciwko niej. W niczym nie przypomina to pijackich zwierzeń, których głosiciel nazajutrz żałuje podczas przeprowadzania desperackiego damage control. Otwartość ikony to jedna z jej największych sił, która w żadnym wypadku nie może być obrócona w słabość. W walce z nieprzychylnym wykorzystaniem owej otwartości artysty, obierane są przeciwko niemu dwie główne strategie. Pierwsza z nich to wsparcie własnych słów za pomocą powagi. Powaga sprawia, że krytyka czy złośliwości wobec twórczości artysty obarczone są dodatkową warstwą ryzyka. Nawet jeśli odbiorca nie do końca kupuje ową twórczość, jest znacznie bardziej skłonny do łagodzenia lub umniejszania wartości swoich osądów. Gdy krytyczny odbiorca zauważa, że dzieło jest dla artysty bardzo ważne, częściej wspomina, że mimo to szanuje starania i wkład, że to jest tylko jego zdanie i tym podobne. Drugą strategią jest zawadiackość. Zanim krytyka w ogóle będzie mogła się ukazać, ikona prezentuje sobą postawę nieprzejmowania się, bycia ponad to wszystko. Cokolwiek złego nie powiesz, zostanie to spotkane z wygrywającym, cynicznym uśmiechem. Spójrz zresztą na siebie. Klepiesz żałośnie te swoje słówka w klawiaturę, ale nigdy nie będziesz wyglądać tak zajebiście jak okładkowa ikona. Znaj swoje miejsce. Płyty ikoniczno-popowe można rozpoznać po tym, że na ich okładkach humor występuje bardzo rzadko, a jeśli już to wykorzystywany w sposób instrumentalny, pozbawiony spontaniczności i szczerości. Ikoniczny pop to nie zabawa. Ikoniczny pop to nie przelewki.

Rozmazane zdjęcie, kurtkowy kokon, podniosły grymas na twarzy i już wiesz, że Shygirl ma wyjebane w to, co tam ujadasz na temat jej płyty.

6. Powstanie w czasach dominacji serwisów streamingowych i nawrotu popularności winyli

Ramy czasowe ikonicznego popu powiązałbym z wielkimi zmianami w metodach słuchania muzyki w ostatniej dekadzie. Do mniej więcej połowy dekady lat 10. owymi dominującymi metodami w formie cyfrowej były lokalnie przechowywane pliki mp3, a w formie fizycznej płyty CD. Dzisiaj już mało kto zajmuje się przenoszeniem plików z muzyką na swoje telefony, bo ma dostęp do całej muzyki świata poprzez łącze internetowe. Winyle z kolei nabierały rozpędu od połowy lat zerowych, ale w końcu w 2023 w USA pobiły sprzedażowo kompakty.

Zmiany te oznaczały zwiększoną rolę strony wizualnej w doświadczeniu muzycznym, która koreluje z tą u ikonicznego popu. W czasach dominacji empetrójek, większość z nich nie pochodziła z oficjalnych źródeł, a pirackich serwisów, gdzie rzadko dbało się o tagi, a co dopiero okładki plików. Ludziom nie chciało się i wciąż nie chce się manualnie poprawiać źle sformatowanych i zaśmieconych tytułów piosenek, a co dopiero ustawiać na nich prawidłowe okładki. To, czy jako okładka figuruje logo jakiejś aplikacji z przesyłem danych metodą peer-to-peer, czy zespołu uploaderów nie miało znaczenia. Na serwisach streamingowych sprawa wygląda zgoła inaczej. Upload muzyki przechodzi przez proces autoryzacji i musi dostosować się do standardów. Za czasów empetrójkowych odkrywanie nowej muzyki znacznie częściej odbywało się poza miejscem, z którego pobierało się pliki. Są oczywiście takie przypadki jak fora dyskusyjne hostujące torrenty, ale przed pobraniem zazwyczaj już wiedziało się, czego się szuka. Dzisiaj odkrywanie muzyki bardzo często odbywa się w obrębie aplikacji do streamowania, gdzie miniaturki okładek, a nawet sam sposób zapisywania tytułów utworów pełnią funkcję reklamy.

Z winylami sprawa wygląda znacznie prościej i w mojej opinii zdecydowanie smutniej. Badania rynku przez lata wykazywały, że znaczna część kupców winyli nawet nie posiada do nich odtwarzacza. Najnowsze, przeprowadzone w 2022 przez Luminate ujawniło, że w Stanach Zjednoczonych stanowią oni aż połowę. Potwierdza to teorię, że dzisiejszym głównym przeznaczeniem wydań winylowych jest wiszenie na ścianie jak obrazy. Podejrzewam, że bierze się to z tego, iż okładki jako element wystroju wnętrza mówią więcej o mieszkającej w danym miejscu osobie niż „prawdziwy” obraz. Mówią nie tylko o jej wizualnym zmyśle estetycznym, ale i o guście muzycznym. Takie dwa w cenie jednego. Rzecz jasna zdecydowanie lepiej to wygląda na szerokich i wysokich na około 30 centymetrów okładkach winyli niż kilka razy węższych i krótszych, ale za to znacznie grubszych opakowaniach cedeków.

IKONICZNA okładka płyty „Blonde” Franka Oceana jest wspaniała i dzięki temu stała się jednym z popularniejszych obrazów do powieszenia na ścianie naszego pokolenia.

7. Tematyka przynależności artysty do uciskanej grupy

Podczas formułowania cech ikonicznego popu zauważyłem, że z punktu 4. (indywidualny, osobisty i emocjonalny charakter) można wyszczególnić nową, pełnoprawną cechę. Kwestia własnej tożsamości u autorów w tym nurcie jest często kluczowa i w wielu przypadkach ich perspektywa, choć wciąż indywidualna, obramowana jest jako przeżycia członka grupy uciskanej. Oznacza to tyle, że w wielu przypadkach tematem muzyki ikoniczno-popowej jest bycie kobietą, członkiem mniejszości „rasowej”, LGBT+ lub innej. Na szczególną uwagę zasługuje queerowość, która w kulturze popularnej nie została tak bardzo zgłębiona jak pozostałe wymienione przeze mnie elementy tożsamości. Jesteśmy w trakcie boomu na opowieści z queerowej perspektywy i nie da się określić, czy dotarliśmy już do szczytu tego zjawiska. Artyści z tej gałęzi ikonicznego popu mogą rzucać krótkie, sugestywne wzmianki o tych elementach swojej tożsamości, ale też je otwarcie, dogłębnie eksplorować. Wśród powszechnych motywów można wyróżnić określenie swojej pozycji w społeczeństwie, samoakceptację, emancypacyjne fantazje i celebrację swojej tożsamości.

Lil Nas X pokazuje nam jak wyglądałyby malunki w Kaplicy Sykstyńskiej w reinterpretacji ikoniczno-popowej.

8. Komercyjność

Część z was może stwierdzić, że słowo „pop” sprawia, że ten podpunkt jest zbędny. Nic bardziej mylnego, bo ikoniczny pop, mimo okazjonalnych nastrojowych podobieństw, od strony produkcyjnej nie ma wiele wspólnego z nagrywanym w zaciszu domowym popem sypialnianym. Od samego początku procesu powstawania płyty, ikona otoczona jest tabunem fachowców z branży, którzy dbają między innymi o brzmienie, format, kierownictwo artystyczne, a czasem nawet i samą treść utworów. Po zakończeniu nagrywania, ikona nie pozostaje sama i jej wytwórnia rozpoczyna dla przyszłego wydawnictwa kampanię reklamową. Każdy album ikoniczno-popowy dąży do dotarcia do jak najszerszej widowni, bycia wydarzeniem w dniu premiery i pozostania po niej jak najdłużej na językach słuchaczy.

Carly Rae Jepsen wygina śmiało ciało. Teatralne pozy to częsty element portretów ikoniczno-popowych.

Ładne znaczy złe.

Podczas dotychczasowego czytania wielokrotnie mogliście wyłapać, że ten cały ikoniczny pop mi się tak nie do końca podoba. Spróbowałem dziś nakreślić przed wami wspólne cechy tych wszystkich płyt, o których dużo się gada, a do których jestem dość sceptycznie nastawiony. Widzicie, jeśli chodzi o muzykę, od początku mojej świadomej podróży wychodziłem z założenia, że gust społeczności zaangażowanych słuchaczy jest generalnie dobry. Od lat śledzę premiery i ikoniczny pop zawsze był wśród nich obecny. Ten, ale i inne nurty muzyczne, na które się obecnie wypinam (takie jak polski niezal), traktowałem jako muzykę, jak każdą inną, z zupełnie równymi szansami na podbicie mojego serca. Z czasem jednak moje gusta się wyklarowały i utwardziły. Po obraniu określonej drogi, miejsce, w którym się znalazłem, okazało się być dość daleko od rozdroży, na których niegdyś stałem. Lat mi nie ubywa, a starzenie się to proces kiszenia. Otwórzcie swoje mózgi, a dostrzeżecie, że jest w nich więcej kwasu niż kiedyś.

Pierwsze słowo, o jakim myślę, gdy widzę to zdjęcie, to reżyseria. To bardzo mocno wyreżyserowana fota i nie bardzo mi się to podoba.

Nabierane przez całe życie doświadczenie sprawia, że stajesz się coraz bardziej uczulony na ściemę. Ja w ikonicznym popie dostrzegam sporą dawkę fałszu, kitu. Jest to dla mnie najbardziej wyraźne na przykładzie jego wymuskanej warstwy wizualnej. Widzę w niej efekciarstwo i, co absolutnie najważniejsze, próbę odwrócenia uwagi słuchacza od warstwy dźwiękowej. Gdy widzę starannie przygotowaną, estetyczną okładkę, zaczynam mieć podejrzenia, że przyłożono się do niej bardziej niż do muzyki, której ma jedynie towarzyszyć. Tak często się zdarzało, że za taką okładką znajdowała się muzyka kompletnie przezroczysta, powtarzalna i zupełnie nie zapadająca w pamięć. Ikoniczny pop bardzo często sprawia wrażenie sztucznego i, mimo sygnałów autorskości, stworzonego przez maszynę na podstawie gotowego szablonu. Ikoniczna muzyka ma w zwyczaju oferować sobą nachalną dramaturgię i podniosłe emocje, czym zamiast do siebie przyciągać, tylko mnie od niej oddala. Tak kluczowe w moim muzycznym doświadczeniu pojęcia jak przyjemność i zabawa wydają mi się być tłumione. Reakcje fanowskie i przekaz medialny sugerują mi, że ikoniczny pop to muzyka do czytania i oglądania, ale nie do słuchania. Jedno sugestywne mrugnięcie okiem w pełnym przepychu teledysku może wzbudzić większą wrzawę niż zabiegi stricte muzyczne. Pozamuzyczne czynniki mogą się nam wszystkim podobać, ale, błagam, nie udawajmy, że muzyka jest obiektem naszych zachwytów, kiedy chodzi nam naprawdę o nie. Przyznajmy wszyscy przed sobą, że po prostu spacerujemy po sferze narracji i uprawiamy zwykłą wajbologię.

Kocham stare okładki portretowe Normana Seefa. Powyższa nie jest zgodna ze standardami ikonicznego popu, bo jest pełna życia, spontaniczności i zawiera prawdziwe, pozytywne emocje. Śle wiadomość, że tworzenie muzyki to pasja i radość ze współpracy, a nie indywidualna powinność, spowiedź, etap na drodze do lansu, czy jeszcze coś innego.

Na koniec łyżka miodu do beczki dziegciu. Wszystko, co wyżej przeczytaliście, to zestaw moich niewiążących uprzedzeń. Uprzedzenia są zdrowe, jeśli są świadome i nieszkodliwe. Ten tekst to formalizacja tego, co od dawna kipiało w mojej świadomości i nie widzę w tym żadnej szkody. Wiele płyt w tym nurcie mi się całkiem spodobało, a kilka nawet bardzo. Przykładowo, wydane w 2019 płyty When I Get Home Solange i Igor Tylera the Creatora, które raczej zaliczyłbym do ikonicznego popu, dostały się na odpowiednio 11. i 2. miejsce mojej listy ulubionych albumów owego roku. Jak zawsze, każdy przykład jest do jednostkowego rozpatrywania. Trochę obawiam się, że wśród osób, które przeczytają ten tekst znajdą się ludzie złej woli, którzy zarzucą mi tworzenie wymówek dla nienawiści wobec kobiet, osób czarnych i osób LGBT. Najwyraźniej nie znają mojego zdania na temat dzisiejszego męskiego, białasiarskiego, artystycznego post-punku. Na przemyślenia o tym nurcie przyjdzie jednak pora dopiero później jeśli pod dzisiejszym tworem dostanę zachęcający feedback. Trzymajcie się i słuchajcie uchem, a nie brzuchem, albo szkiełkiem i okiem, czy czymś tam jeszcze innym.