2017 był bardzo dobrym okresem dla hip hopu. Świetnymi projektami pochwalić się mogą choćby Tyler, the Creator, Jay Z czy Big K.R.I.T. W roku tym Kendrick Lamar wydał swój ostatni jak do tej pory album – DAMN. W cieniu tych wszystkich gwiazd, pewien facet pochodzący z Haiti po cichu dokonywał czegoś absolutnie niewyobrażalnego. I choć Mach-Hommy na scenie hiphopowej stał się bardziej popularny dopiero dzięki zeszłorocznemu albumowi Pray for Haiti, to seria wydanych przez niego projektów w 2017 roku jest czymś, czym pochwalić się może naprawdę niewielu raperów.

Ekskluzywne, tajemnicze, surowe – te epitety idealnie opisują albumy Macha z tego okresu. Artysta o nowych projektach praktycznie nigdy nie informował swoich fanów, pojawiały się one z zaskoczenia na jego stronie, dostępne do zakupu za przeogromne ceny. Trudno się temu dziwić, gdyż Mach wielokrotnie wspominał, że muzyka to dla niego sztuka. Zauważyć można to było już rok wcześniej, gdzie – poza ucztą dla uszu – album Haitian Body Odor wyróżniał się piękną okładką: namalowanym przez Macha obrazem. Przedstawiał on Michèle Bennett – byłą pierwszą damę Haiti. Sam album poruszał wiele istotnych problemów mających miejsce w tym kraju.

Wróćmy jednak do roku 2017. Mach i Tha God Fahim wydają dwie części swojej trylogii Dollar Menu. Produkcja między innymi Sadhu Golda czy Augusta Fanona, a także świetna forma obu raperów powodują, że wielu fanów, spośród przeróżnych kolaboracji Macha z Fahimem, właśnie tę uważa za najlepszą. Jak się okazało, Dollar Menu to była dopiero przystawka do arcybogatej karty dań przygotowanej przez artystę pochodzącego z Newark. W maju nadchodzi The Spook, kolaboracyjny projekt Macha z producentem Knxwledge, znanym z współpracy między innymi z Andersonem .Paakiem. Gościnnie na płycie pojawiają się JuJu Gotti oraz ponownie Fahim. Przepiękny projekt, lecz swego czasu wywołał niemałe kontrowersje. Związane są one z wypowiedzią producenta, jakoby Mach miał ukraść od niego instrumentale i nigdy za nie nie zapłacić. Trudno jednak zweryfikować tę informację, a sam Knxwledge znany jest ze wszczynania kłótni z ludźmi z branży muzycznej. Propozycja z pewnością warta uwagi, choć nie znajdziecie jej na platformach streamingowych. W czerwcu Mach publikuje (ponownie wykluczając serwisy streamingowe z dystrybucji) Dump Gawd: Hommy Edition. Nad projektem pracowali między innymi The Alchemist czy Earl Sweatshirt. W lekki, swobodny sposób Mach dostarcza robiące ogromne wrażenie zwrotki i formę, której pozazdrościć mogłaby większość sceny. Prezentuje swój unikalny styl rymowania, malowania słowem, przeciągania samogłosek czy melodyjnych wstawek w języku kreolskim. Płyta ta zapoczątkowała całą serię albumów z cyklu 'Dump Gawd’, wydawanych od 2017 roku przez Macha, Fahima i ich znajomych, między innymi Your Old Drooga i ala.divino.

Mouchwa Sal, singiel z albumu The Spook

Mach dopiero się rozkręcał. We wrześniu stwierdził, że dokona czegoś, o czym powinno się nauczać w szkołach i wypuszcza trzy kapitalne albumy – Dumpmeister, Luh Hertz i w końcu The G.A.T. Na ten pierwszy Mach zbiera śmietankę podziemnej sceny. Camoflauge Monk czy The Alchemist na produkcji, Billy Woods, Crimeapple, czy Hus Kingpin na featach. Ten drugi to projekt niezwykle tajemniczy, mroczny, z utworami pozbawionymi nazw, ostatecznie zapisywanymi jako ‘x’, ‘xx’, ‘xxx’ i tak dalej. Wreszcie ten trzeci, któremu zdecydowanie należy poświęcić osobny akapit.

d’Shady & d’Lamp z albumu Dollar Menu 2

The G.A.T (Gospel According To…). Opus magnum. Album speaks for itself – i na tym mógłbym zakończyć. Arcydzieło zachowane w lo-fi, jazzowej atmosferze. Produkcja Augusta Fanona to absolutny peak jego kariery, za którą nigdy nie został odpowiednio doceniony. Jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Album sprawia wrażenie jednocześnie luksusowego, jak i bardzo surowego, niezwykle dopracowanego, jak i niedokończonego – z powodu momentami dziwnego, lecz idealnie pasującego do Macha miksu. Charyzmatyczne wersy połączone z rytmiczną, nieco eksperymentalną produkcją. Wszystko na tym albumie idealnie ze sobą współgra. Piosenki nazwane są poprzez kolejne liczby rzymskie. Choć pod tym względem niewiele je wyróżnia, to każda z nich dostarcza do albumu czegoś specjalnego. Na szczególną uwagę zasługuje utwór II – chwytające za serce połączenie dźwięków pianina z gitarą elektryczną, dopełnione kapitalnym flow artysty. W pewnych momentach tego albumu wydaje się, jakby odkopano stare, niegotowe utwory i dano im drugie, lepsze życie. Ta teoria może mieć coś wspólnego z prawdą, gdyż przynajmniej jeden z utworów miał pojawić się na nigdy niewydanym, swego czasu bardzo oczekiwanym projekcie Macha – Supertape, planowanym na 2013 rok. Fani artysty z niecierpliwością czekają na moment, w którym The G.A.T stanie się albumem ogólnodostępnym w internecie. Mach-Hommy część ze swojej starszej dyskografii systematycznie publikuje w sieci, wciąż brakuje jednak przede wszystkim tego projektu.

Gościnny występ Macha na albumie Adamantium Dojo Fahima z 2017 roku.

W listopadzie, jako DUMPMEISTER wydaje jeszcze krótki, lecz treściwy album Fete des Morts AKA Dia de las Muertos. Generalnie można go opisać podobnymi epitetami, co wcześniejsze produkcje. Co jednak łączy wszystkie te projekty? Żadnego z nich wciąż nie znajdziecie na Spotify, Apple Music czy innych platformach do streamingu. Teksty również nie są dostępne, ponieważ artysta sobie tego nie życzy. Można powiedzieć nieco ironicznie, że jest to najlepsza seria w historii, której fani nie przesłuchają – z wyjątkiem inwestujących w okresie premier ogromne pieniądze w limitowane winyle, CD czy kasety. To specyficzne podejście do muzyki może wielu irytować. Śmiem jednak wątpić, czy Mach-Hommy byłby tak wybitnym artystą bez tej nutki tajemniczości i ekskluzywności. Jest to coś, co odróżnia go od reszty sceny, również tej undergroundowej. I nawet teraz, kiedy – dzięki współpracy z Westside Gunnem czy Kaytranadą – staje się coraz mniej anonimowy, jego persona niewiele się zmienia. Jest tym samym człowiekiem, który przed kilkoma laty zyskał sobie sympatię sceny, przede wszystkim dzięki wspominanym przeze mnie albumom. Choć zapewne nigdy nie przebije się do mainstreamu, a na sławie mu nie zależy, Mach to żywa legenda hip hopu i – w mojej opinii – ma coś w sobie z MF DOOMa drugiej dekady 21. wieku, jeśli chodzi o wpływ na podziemny rynek.