Krótka historia Brak Kultury. How it started? Sentino „Czary Mary”. How it’s going? Sentino „Fenix”.

Offcheck

Zapraszam na lekcję geometrii. Temat na dzisiaj – „kwadratowy” drill, czyli muzyka prosta pod każdym kątem. Tylko skoro taka banalna, to dlaczego dotychczasowe próby w naszym kraju wypadły słabo (poza przebłyskami Sp. Zoo). Kwestią czasu było, kiedy z tą stylistyką zmierzy się najbardziej „okrągły” raper na polskiej scenie – Sentino. Można powiedzieć, że to podejście zakończyło się sukcesem. Dostaliśmy dobry album, a produkcyjnie jest to nawet najlepszy projekt Pana Sebastiana. Ziomki, które mu przygotowały bity, zrobiły solidną robotę i dostaliśmy niezłą dawkę bangerów. Szczególnie zapętlone wokalizy („Sauce” czy „Givenchy”) robią dobry duet z drillowym bassem. Całe wejście w ten album to jest solidny kopniak dla słuchacza. Sam Sentino wypada dobrze. Klasycznie skupia się na tematyce ulicznych praw majątkowych, rozliczeń pieniężnych, przekształceń własnościowych oraz antagonistycznych relacji międzyludzkich. Nasz kwadratowy, szeleszczący język nie jest tutaj sprzymierzeńcem, uwypuklonym jeszcze przez słaby mix. Ale Sentino udało się z tego wybrnąć, głównie dzięki swojemu bardzo sprawnemu zmysłowi poruszania się po nowoczesnych bitach. Rytmika nie jest dla niego żadną przeszkodą (it never was). Dlatego „Fenix” to album, który się bardzo dobrze słucha.

Tylko mam pytanie, Panie Sentino. Polubiliśmy się z Pańską muzyką ze względu na Pana umiejętności, głos i flow. Dlaczego się Pan tego częściowo pozbawia na własne życzenie? Wyskoczył Pan jak „Felix z popiołu”: obniżanie głosu (bo wiadomo, poważni ludzie mówią wyłącznie niskim głosem), często monotonne flow. Chętnie sprawdziłem Pana w wersji drill i uważam, że brzmi Pan dobrze w tej stylistyce, ale kiedy wjeżdża „6 A.M.” to słyszę, czego mi brakowało od początku – rozśpiewanego latynosa, który robi swoje gangsterskie ballady. Brakuje mi też linijek, które od pierwszego odsłuchu meldują się w pamięci. Dlatego wybaczy Pan, ale ja jednak wolę wrócić do „Pistoletu”, „Pido a dios” czy „Vitalyi”. Mam nadzieję, że na „King Sento” uda się to Panu wypośrodkować.

PS. Nie rozumiem jak taki dziwoląg „Halo policja” mógł się znaleźć na tym albumie. Albo w ogóle na jakimkolwiek.

Mateusz Osiak

Targają mną sprzeczne emocje. Z jednej strony wydaje mi się, że “Fenix” to jeden z najbardziej niechlujnych materiałów Sentino, z drugiej – to wciąż może być najlepszy drillowy album po polsku. Natomiast to przede wszystkim pierwszy jego materiał, gdzie minusy łatwiej wymienić niż plusy: nawijka Sentino została poddana totalnej mumblizacji, czego apogeum zostało osiągnięte w “Halo policja”. Przez tę manierę raper brzmi, jakby totalnie spiłowano mu pazury, a jego flow nie ma takiego uderzenia jak w “Vitalyim” czy “Amfetaminie”, tylko coś tam sobie mruczy. Tak, tu wciąż są momenty – patenty i pantenciki na refreny i wprowadzanie melodyjnej nawijki są zauważalne, ale jakby z mniejszym rozmachem niż choćby na niedawnym “Czary mary”. W zakłopotanie wprawia mnie też tematyka: o ile licentia poetica jest czymś zupełnie normalnym i nie oczekuję od Sentino bycia w 100% prawdziwym (choć on cały czas stara się nas o tym przekonać), a co więcej drill sam w sobie powinien być właśnie gangsterski, to teksty o broni pod łóżkiem czy o uzi “nieco” gryzą się z niewielkim rewolwerem prezentowanym na Instagramowym livie, tak samo jak niekończący się flex na robienie hajsu wygląda dość komicznie w kolejnym klipie z budżetem zamykającym się w kilku stówach.  

Jednak co by się nie czepiać “Feniksa”, to jest to zdecydowanie lepiej wyprodukowany krążek niż “Czary mary” i to nie powinno dziwić, skoro wśród producentów przewijają się m. in. Yung Swisher (wcześniej produkujący dla Pop Smoke’a czy AJ Tracy’ego) czy SLS (bity dla Ufo361 i KC Rebell). Sentino dalej potrafi robić wpadające w ucho refreny (“Givenchy”, “6AM”), kreślić historie, w których wychodzi na topowego samca alfa: “Wchodzę na sprawę, wychodzę bez plamy i krzyczę do służby, że CHWDP” (i tutaj popiera to charyzmatyczną nawijką) czy położyć niekonwencjonalne rymy (“Kolega z Izraela / wie, jak załatwić skurwiela”). Dzięki temu “Fenix” na tle polskiego drillu (pamiętacie “POL Smoke’a”?) i tak się wyróżnia. 

Największym problemem pozostaje fakt, że gdy po ostatnim kawałku “Feniksa” wjeżdża na plejkę numer z “Czary mary” czy “ZL3” to czuję się w sekundę odmulony.