Matt:
Odnoszę wrażenie, że Frosti próbował już wszystkiego: był klasycznie uliczny, niezwykle melodyjny, trapowy, drillowy czy autotune’owy. Rapowanie najlepiej wychodzi mu wtedy, gdy jest skurwysyńsko bezczelny i zostawia fragmenty trzustki na popkillerze. Od początku miał w sobie przewózkowy pierwiastek przyklejający słuchacza do głośnika. Pamiętacie, jak darł mordę na bicie Dybca w „SP. ZOO” albo jak pokracznie wchodził w pierwszą zwrotkę „Oczu”, by później refrenem przeistoczyć ten kawałek w jeden z najlepszych bangerów tamtego roku? W ogóle on tam sylabizuje wers: Masz tu ty-tuł pi-zdy i je-steś la-mu-sem – jak wpisałem tę linijkę w truskulowy kalkulator, to się zawiesił, ale z ust tego naturszczyka brzmi to jak najlepszy panczlajn świata.
„8′ BARS” z kolei przypomina jego wspaniałe czasy domowych freestyle’i – w tamtym runie wyszły tak dobre numery jak „trrra”, „Slalom na salonach” czy „Odpukać”. Tutaj bije z niego podobna bezczelność, agresja i dosadność. Tak – to jest w pewnym stopniu kalkulowane, bo dużo z jego wersów pewnie trafi na nagłówki, co pozwoli mu wrócić na języki. Tak – trafiają mu się tu antypanczlajny jak Jestem twoją kokainą, bo na samą myśl o mnie już ciśnie cię na dwóję, ale całość to jego raperski popis. Wygląda jak John Rambo, który chce wyrównać rachunki z niezliczonymi oponentami.
Właśnie – w kawałku padają panczlajny i ksywki, lecz uwagę kradnie bezwzględny atak w dwie wytwórnie, w których wydawał wcześniej: Jebać polski Def Jam i Prosto Label. Frosti rzeczywiście miał pecha do labeli. Do Prosto trafił, gdy zaliczało zjazd i brakowało im pomysłów na to, jak promować młodych raperów, a późniejszy transfer do Def Jamu okazał się też nie najlepszym wyborem. Delikatnie mówiąc, nie dali z siebie wszystkiego, by wylansować warszawskiego MC. Chociaż niektórzy fanatycy docenili „Alberta Trapsteina”, nigdy nie udało mu się wbić do czołówki mainstreamu. „8′ BARS” jest zatem naturalnym podsumowaniem pewnego etapu kariery Frostiego. Ale oddaję już klawiaturę Amberowi, który rwie się do sypania pochwał, bo od dawna nie sprawdzał, co tam u niego.
Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że polski raper staje przed mikrofonem zdeterminowany, żeby pokazać skillsy, jakby to było jego być albo nie być. Przykłady to oczywiście słynne „My” Mesa, czy „Linie” VNM’a – nagrania, które odbiły się echem w hip-hopowym światku. Do tego grona dołącza Frosti: wbija przed mikrofon podczas audycji radiowej i zaczyna rzucać swoje barsy. Nie jestem jego fanem, ale Jose mówi, że dobre, więc włączam i z rosnącym zaintrygowaniem słucham, jak dwudziestosiedmioletni raper wchodzi na bit i rozdaje punche na prawo i lewo. Kiwam przy tym głową z uznaniem, jak wielki zrobił progres od czasu udziału w „Młodych wilkach”.
Żeby pisać o wszystkim i o niczym, najpierw musisz umieć pisać: zaciekawiać, rozbawiać, intrygować – sprawiać, że słuchacz zacznie czekać, co też jeszcze wymyślisz. Tak jak tutaj: Wiedzą że przyjadę i dojadę ich, mówią mi: „Poniedziałek”!; Dziecko nie wysyłaj dema, wrzuć je w sieć!/ Korpotwarze nie widzą co jest pięć; Ich preordery mam pod drzwiami jak chujowy catering./ Nie chcę tego jeść, więc nie wysyłajcie nic; Jesteś dobry chłopak, albo pizda, jak… <Bez reklamy>; Nie widzę światła w tunelu, tak jak na okładce „Dondy”./ Czekaj, oddech… yo!/ Twoja ekipa to 3kipa, no bo nie ma jej bez trąby. – na kartce to są dość proste zabiegi, więc aby je odpowiednio dostarczyć, tak, żeby zrobiły wrażenie, trzeba mieć charyzmę, flow i skill.
A Frosti to ma, więc mikrofon płonie, gdy obdziela prztyczkami w nos kilku znanych raperów oraz równie celnie, co bezpardonowo, disuje klasyczny warszawski skład Płomień 81 i dwie wytwórnie specjalizujące się w rapie (Rucham te ugody, co miały mi zamknąć gębę!) – obie wydały mu album, więc ma swoje powody. Na tle dzisiejszej zachowawczej sceny, gdzie niemal każdy zastanowi się siedem razy, zanim powie coś niemiłego o kimś z branży, ten numer jest jak powiew świeżego powietrza. Nawet jeśli jest to obliczone na wywołanie kontrowersji i zainteresowania – co z tego? Według mnie nic, gdy środek do tego celu jest zrobiony dobrze i brzmi szczerze. Mam ochotę krzyknąć: tak się napierdala! To jest rap. Dzięki Frosti, że przypomniałeś, jak to się robi.