To nie tak, że w 2011 roku o Kendricku wiedział mało kto. Rok wcześniej 72. miejsce „Overly Dedicated” na liście Billboard stanowiło dopiero zaczątek tego, co miał nam do zaoferowania Lamar. Cztery miesiące pracy, niecałe dwanaście od poprzedniego projektu i światło dzienne ujrzał albumowy debiut „Section.80”. Tytuł wywodzi się od programu Section 8 umożliwiającego wynajem mieszkań rodzinom uboższym przez dotacje, a 80 jest symbolem lat 80. Otwarcie można go nazwać projektem siedzącym w cieniu trzech kolejnych albumów czy mniej rozchwytywanym, pomimo wpływu na karierę (bo przecież pierwszy album). Klasycznie został wydany spod skrzydeł rodzimego Top Dawg, a swoje trzy grosze wtrącił i Dr. Dre, jednak bez fizycznego śladu na albumie. Pierwsze zetknięcia w studiu odbiegały od muzyki, a polegały na rozmowie dwóch wychowanków Compton. Kendrick odstąpił od wykorzystania jego producenckich możliwości, nie chciał, żeby ludzie kupowali album ze względu na bity Dre. Liczyła się dyskusja i opinia, co sam Lamar przyrównał do relacji wujek-bratanek. Muzyczne efekty ich pracy otrzymaliśmy rok później w postaci „Compton” czy „The Recipe” w „Good Kid, M.A.A.D City”.

Debiut to i kolejny krok w muzycznym dojrzewaniu Kendricka, co doskonale widzimy w tekstach. W „OD” zakończył się rozdział imitowania Lil Wayne’a, za to w „Section.80” nie zamierzał robić z siebie gangstera, jak na kalifornijskie klimaty przystało. Melodia, historie, młodzieńcze lata w Compton i przede wszystkim światopogląd, który ciągnął się za nim aż po „DAMN.”. Album rozpoczyna się słowami „I’m glad everybody came out tonight”, tworząc bezpieczny azyl dla słuchacza. Nie liczy się twój kolor skóry, pochodzenie – wszyscy są równi – a Kendrick korzysta z chwili, aby zostać wysłuchanym. Ponadto zostajemy zapoznani z dwoma przejawiającymi się bohaterkami – Keishą oraz Tammy, którym poświęca osobne utwory.

Pierwsza bohaterka to prostytutka, z którą Kendrick się kumpluje. Poświęcił jej dwa utwory w debiucie i zwrotkę na „Sing About Me, I’m Dying of Thirst” w kolejnym albumie. Koncentruje się na naturalnym i zarazem pięknym obliczu kobiet, co sugeruje sam tytuł „No Makeup (Her Vice)”. Uwielbia Keishę w naturalnym wydaniu, uważa jej niedoskonałości za atut, jednak jej praca jak i poczucie własnej wartości sprawiają, że kamufluje defekty pod warstwą makijażu. Lamar widzi w tym utratę indywidualności, odejście kobiet od swojego prawdziwego ja. W bridge’u tworzy aluzję do korzystania używek przez ludzi – nie potrzebujemy narkotyków/alkoholu, aby się dobrze bawić, nie potrzebujemy makijażu, aby być pięknym. Kolejny utwór „Keisha’s Song (Her Pain)ma wybrzmiewać w stronę wtedy jedenastoletniej siostry Kendricka – co wydaje się dość niekonwencjonalne wobec dziecka – a przekaz początkowo okazał się być zupełnie niezrozumiały. Lamar skupia się na skutkach czy konsekwencji prostytucji, jednak nie potępia tej działalności. Nie chce, aby jego siostra kiedykolwiek musiała stanąć nad wyborem tego zawodu przez brak środków do życia. Keisha rozpoczęła swoją pracę w wieku siedemnastu lat właśnie z powodów finansowych. Los jej nie sprzyjał już od początku, ponieważ jako dziecko była wykorzystywana seksualnie. Jej historia kończy się równo nieszczęśliwie, co zaczyna. Keisha zostaje zamordowana. Zostajemy o tym informowani jednym wersem, a Kendrick przedstawia nam kruchość życia i możliwości utraty go w każdym momencie.

Losy drugiej bohaterki – Tammy – opierają się na dwóch historiach z tym samym rozpoczęciem, jednak z przewrotnym, wspólnym zakończeniem. Pojawiają się dwie kobiety, w tym Tammy, które wiodą szczęśliwe życie ze swoimi partnerami. Jedna z nich wydaje się być osobą łagodną, życzliwą, z ułożonym życiem, druga bardziej odbiega od subtelności, jednak łączy je przede wszystkim lojalność wobec swoich chłopaków, co zostało bezlitośnie naruszone. Obydwie zostały zdradzone. Dowiedziały się o tym z przypadku, ale i z dociekliwości, co miało swoje konsekwencje – całkowicie wykreśliły mężczyzn ze swojego życia. Tylko czemu ta historia staje się taka przewrotna i wspólna? Obie kobiety znalazły w sobie nawzajem pocieszenie.

Kolejną dedykację w innym utworze pozostawia tragicznie zmarłej Aaliyah’i, jak i wszystkim znanym, nieobecnym już z nami ikonom muzyki. Kendrick sampluje jej utwór „4 Page Letter”, a przy okazji zapodaje refren równieź zmarłego Pimpa C z utworu „Big Pimpin” Jay’a Z, co więcej wspomina również Lisę Lopes – byłą członkinię TLC i zarazem byłą dziewczynę 2Paca, która tragicznie zginęła w wypadku samochodowym.

Rodzime miasto Kendricka to niezbędny element każdego albumu, a w „Section.80” wchodzi temat rozprzestrzeniającego się handlu narkotykami w Compton za rządów Reagana. Sprzedaż i użytkowanie wzrosło, a Lamar gra poruszonego dzieciaka, który zachowanie swoich rówieśników traktuje jako istnie absurdalne. Krytykuje lekkomyślność wśród młodych w „Chapter Six”, co pośrednio łączy się z przekazem w „ADHD” z motywem wielkiej imprezy i masy ludzi po zażyciu Adderallu (leku pomocniczego na tytułowe zaburzenie). Nierozsądek podbija dziewczyna, którą tam poznaje, jednak jej brak asertywności wobec zapalenia zioła go znacznie odstrasza, bo sam jest abstynentem. Wszystko sprowadza się do punktu, gdzie dziewczyna jak i on dochodzą do wniosku, że są dziećmi cracku. Nie liczy się rodzina, rasa, a twoje pochodzenie i rocznik 80’. W „Poe Mans Dreams (His Vice)” demonstruje również rzeczywistość, która go otaczała. Za dzieciaka uważał przestępstwa za coś fajnego, jednak teraz robi wszystko, aby jego muzyka stała się motywacją do osiągnięć, pomimo więzienia czy mieszkania w jednym z najbardziej przestępczych miast kraju. Nie pozostaje dłużny i chce uciec od demonów przeszłości, wymienia przedmioty, które go otaczały za dzieciaka i zarazem stanowią one część okładki.

Ab-Soul przejmuje outro i podsumowuje album. Oczekuje od słuchacza wiarygodnego spojrzenia na swoje życie, wspomina o dzieciach cracku i stawia słuchaczowi pytania. Co by było, gdyby Keisha żyła w celibacie, a Tammy spotkała lojalnego mężczyznę? Kendrick tłumaczy się, że nie stawia siebie wyżej lub nie gloryfikuje złych cech swojego pokolenia, sam do niego należy i wciela się w rolę obserwatora tego, co się działo wokół niego. Album oficjalnie kończy się produkcyjnym dziełem J. Cole, gdzie Lamar wspomina dwie postacie walczące o równouprawnienie Afroamerykanów – Luthera Kinga i Malcolma X, a także Marcusa Garveya, który rozpowszechnił czarny nacjonalizm. Sugeruje, że toczy z nim wyścig o powrót do korzeni, jednak go nie ukończy przez rząd. Nawiązuje to również do ofiary aresztowania i torturowania za działalność sprzeciwiającą się osobnemu rozwojowi społeczności różnych ras Steve’a Biko. Kendrick obawia się uciszenia ze strony rządu, który tłumie wpływowe postaci.

Bliżej „Section.80” do spokojnych brzmień niż do nadmiernej dynamiki. Kendrick bardziej beztrosko obraca się wokół lżejszych dźwięków, niż ma to miejsce w kolejnych latach. Zahacza o pop – co doskonale słyszymy w „No Makeup (Her Vice)” – czy tworzy idylliczną otoczkę w „ADHD”. Stroni od eksperymentów, zatem otrzymaliśmy wdzięczny album, który ma swoje lepsze i gorsze momenty. Błahy refren Colina Munroe w pierwszym, wyżej wymienionym tracku uważam za niezbyt pomyślny, ale drugi utwór mogę otwarcie nazwać obecnie ulubionym z całej dyskografii Lamara. Zostajemy zaproszeni do jego świata, a Kendrick przejmuje rolę dziennikarza, który opowiada o swoim otoczeniu. Nie zamierza zmieniać naszego światopoglądu – każda opinia jest wyłącznie jego i niekoniecznie mamy się z nią zgodzić – dla niego liczy się wysłuchanie i formowanie własnych przekonań.