Minęło jedenaście lat, od kiedy Kendrick wydał ostatni mixtape, zmieniając kolosalnie losy swojej kariery. Wypuszczając w świat „Overly Dedicated”, przestał być tuzinkowym raperem z Compton, który mógł liczyć jedynie na lokalny szum. Nie dosyć, że zyskał respekt i sławę, to 72. miejsce na liście Billboard Top R&B/Hip-Hop Albums. Nie skończyło się tylko na pokaźnej pozycji w rankingu, Dr. Dre wraz ze Snoop Doggiem spostrzegli w Kendricku spore możliwości – dzięki utworowi „Ignorance is Bliss”, więc doszło do kooperacji. Został wypatrzony już jako piętnastoletni chłopak, co rozpoczęło trwającą do dziś współpracę z TDE, choć jak wiadomo, zbliża się ona ku końcowi. Od 23 września 2010 „Overly Dedicated” dostępne jest na platformach streamingowych, ale ze względu na prawa autorskie, tracklista pozbawiona jest czterech utworów, więc wynikły z tego również różnice w kolejności piosenek. Dzień wydania albumu prawdopodobnie odnosi się do numeru na koszulce Michaela Jordana – jemu też dedykowany jest utwór ze Schoolboyem Q. Kendrick zadbał o oprawę graficzną, gdyż tło okładki przedstawia artystów, którzy w większości zmarli w wyniku przedawkowania.

Na okładce widoczni m.in: Michael Jackson, ODB, Jimi Hendrix,
Pimp C, Kurt Cobain, Dash Snow czy Jim Morrison.

„Overly Dedicated” jest zdecydowanie rewolucyjnym projektem. Kendrick – do tej pory usiłujący upodobnić się do Lil Wayne’a – został zastąpiony dojrzalszym, bardziej świadomym, wyrafinowanym artystą. Rozpoczął opracowywać własny, autorski styl, udoskonalany w kolejnych latach. Można śmiało stwierdzić, że zaczął być traktowany zupełnie na poważnie, wychodząc z wcielenia nieznanego, młodego rapera, a powoli dążąc do perfekcji. Jak wszyscy wiemy, opłaciło mu się to. Dostrzegł go J. Cole, czego efektem było wyprodukowanie przez niego znakomitego „HiiiPower” – utworu kończącego debiutancki album Kendricka „Section.80”. Opatentowanie własnej konwencji i przerabianie jej przy kolejnych krążkach, doprowadziło do tytułowania go jednym z najlepszych tekściarzy, a nawet raperów w historii.

Mixtape oryginalnie zaczyna się utworem „The Heart Pt. 2”, niestety nie usłyszymy go na żadnej platformie streamingowej. W pierwszych sekundach napotykamy się na wypowiedź Dasha Snowa, dzięki której Kendrick zrozumiał moc wartości muzyki w życiu jego, jak i każdego słuchacza. Tym samym chce robić to, co on – inspirować, pomagać, przykładając do tego ogromną wagę oraz starania. Widać to do dziś w kwestii długiego czasu oczekiwania na albumy, a także ich niebywałej jakości. W pierwotnej wersji „OD”, „Growing Apart” z Jhené Aiko był drugim utworem na trackliście, ale w serwisach streamingowych widnieje on jako pierwszy. Nieco odbiera to mocy słów Dasha jako pierwszych dźwięków, które słyszymy na albumie. Melancholijny, dość spokojny utwór z miłosnymi potyczkami Kendricka, przedstawiając się jako postać zagubiona z utraconymi ambicjami, ale też z ukochaną, która przestała być tak ważna w jego życiu. Jhené w swojej dyskografii posiada drugą część o nazwie „Growing Apart Too”, lecz na platformach streamingowych jej nie posłuchamy.

Tematyka zależnie od utworów jest różna. „Night of the Living Junkies” jest poświęcone narkotykom, ale wykorzystanie sampli z „The New Workout Plan” Kanye Westa spowodowały kolejną lukę na trackliście. W interlude mixtape’u poddał wątpliwości nawet swoją działalność muzyczną na rzecz dilerki, co wynikało z jego rodzimego miejsca zamieszkania i faktu, że jego ojciec należał do gangu. Jeden z dłuższych tracków – „P&P 1.5” z gościnką Ab-Soula, to kolejne starcie, tym razem z alkoholem. Obydwaj zaczynają swoje zwrotki nawiązaniem do pamiętnika, gdzie trunki zostały przedstawione jako ucieczka przed problemami, bólem oraz smutkiem. Nie brakuje wychwalania się abstynencją od marihuany w „H.O.C”, co wyróżnia go na tle innych osobistości w hip-hopie. Pewnego dnia skończył palić, ale alkohol z nim pozostał, a przez następne lata Lamar nie zawahał się o nim wspominać w utworach.

Pomimo dość nieprzychylnej tematyki, mamy do czynienia też z tą romantyczniejszą stroną Lamara, która staje się równie przewrotna. „Alien Girl” to zdecydowanie jeden z moich ulubionych utworów z „OD”. Tak jak błahy jest ten tekst, tak mogę się rozpływać na jego temat. Niesamowicie nastrojowy, uczuciowy i na swój sposób niesamowicie banalny, jednak nie ma tak wdzięcznego zakończenia. Kendrick kończy track słowami „So pretty, I’ll never do anything to hurt you”, a następny utwór rozpoczyna się płaczem kobiety i linijką „We hurt people that love us, love people that hurt us”. Bez problemu można się domyślić, że obietnicy nie dotrzymał. „Opposites Attract” to dwie perspektywy – kobiety i mężczyzny. Prawie w całości tekst opiera się na anaforach i pytaniach, ona się zastanawia, czemu ją tak okropnie potraktował, a on wnika w jej dobroduszność.

Nie obyłoby się bez nawiązania do rodzimego miasta Kendricka w „Average Joe”. Wychował się w Compton, wśród gangsterów, ogromnej ilości przemocy, narkotyków oraz policji, która często monitorowała dzielnicę. Opisuje codzienność jako dziecko przestępcy i środowiska, w jakim było mu dane żyć. Wyniósł z tego spore doświadczenie, ale też zachowywał spokój jako tamtejszy mieszkaniec, gdyż nie angażował się w handel prochami ani wszelkie konflikty doprowadzające niekiedy do strzelanin. „Average Joe” poniekąd stało się zapowiedzią powstania w późniejszym czasie „Good Kid, M.A.A.D City” i za niewielką oznakę późniejszego „To Pimp a Butterfly” można uznać „Barbed Wire”. To jeden z pierwszych mocno świadomych oraz dojrzałych utworów poruszających kwestie rasizmu i negowania stereotypów z nim związanych. Podważa myśl, że czarnoskórzy nie dożywają 25 lat, a jak już, to w więzieniu za przestępstwa. Jednym słowem są bez przyszłości oraz przede wszystkim ambicji. Kendrick temu przeczy i nalega, aby pomimo trudności wydostać się z dołka. Ojciec Kendricka prosił go o niepopełnianie tych samych błędów, więc Lamar dotrzymał tego, stając się przykładem łamacza tych stereotypów.

„Cut You Off” to mój największy faworyt w tym mixtapie, rozpoczynający się ikonicznymi wersami „Ali, you thirsty on Twitter! You boo-boo, you T’d. You turned down, you thirsty. You boo-boo!”. Cały utwór to polemika Kendricka na temat ambicji i doświadczenia. Raper przyznaje, że każde wytknięcie jego wad go przygasza. Każda zwrotka zaczyna się tym samym zdaniem, a on serwuje nam swoje starania dążenia do ideału. Marzy o tym, aby jego muzyka była tak idealna, jak „Mona Lisa”. Nie brakuje też przedstawień realiów na świecie i to w całkiem intrygujący sposób. „Heaven and Hell” to jedna pokaźna zwrotka na temat zła i krótkie outro nawiązujące do dobroci, co wyraźnie wskazuje, czego jest mniej, a czego więcej na Ziemi.

Zakończenie mamy różne, zależnie od wersji. W oryginale mamy zagwarantowany przyjemny remix „I Do This”, pierwotnie pojawiający się na self-titled EP. Zero zaskoczenia, gdyż żadna platforma streamingowa nam tego utworu nie zapewnia. Tam kończy się „She Needs Me”, które składa się z dwóch podmiotów. Mamy do czynienia z Domem Kennedym, mówiącym o swoim zaprzeszłym związku tylko w kontekście fizycznym i Lamara, który tę skończoną relację traktuje zdecydowanie uczuciowo, co po części przekłada się na „Alien Girl” i „Opposites Attract”.

Nieważne, czym zakończymy słuchanie „OD”, jesteśmy w stanie poczuć pustkę i mały niedosyt, porównując do kolejnego w dyskografii „Section.80” czy jeszcze późniejszych albumów. Bez zastanowienia mogę nazwać ten projekt najlepszym mixtapem w karierze Kendricka, ale też tym, co ma parę niedociągnięć. Instrumentale nie porażają, a grają zdecydowanie dalszoplanową rolę. Nic w tym złego, Lamar nie od dziś jest chwalony raczej za perfekcyjne linijki, aniżeli melodię, jednak w tym projekcie brakuje czegoś bardziej dosadnego oraz wyrazistego. Po pierwszych odsłuchach instrumentale wydawały mi się nawet nużące, a od zawsze fundamentalne w dyskografii Kendricka teksty dotarły do mnie dopiero po dłuższym czasie. Cała istota tego projektu to progres, jaki zrobił oraz przedstawienie własnego, jeszcze wtedy nowego, opatentowanego stylu. Wydając ten mixtape, rozpoczął serię prześwietnych albumów, w tym przede wszystkim „To Pimp a Butterfly”, któremu nic nie brakuje, ewentualnie jeszcze więcej oklasków za osiągnięcie perfekcji. Tyle, ile jest do poprawy w „Overly Dedicated”, tyle zdążył w późniejszych latach dopracować.