Ocean Wisdom – raper mało popularny w kraju nad Wisłą. Raper, który na scenie grime’owej wyróżnia się, jak Luquinhas swoim dryblingiem na boiskach Ekstraklasy. Raper pełną gębą, znany ze swojego oldschoolowego stylu. Raper, którego technika nie może pozostać przeoczona. No i przede wszystkim raper, który zafascynował mnie do tego stopnia, że wsiąknąłem w scenę brytyjską na parę lat.

Specjalnie użyłem dużych słów, a nie jest to gracz, który przychodzi pierwszy na myśl, gdy mówi się o scenie na Wyspach. Dlaczego? Bo uważam, że na swoim czwartym albumie „Stay Sane” udowodnił, że potrafi nie tylko świetnie rapować, ale i niestraszne są mu wyzwania bardziej zaawansowane wokalnie.

Jednak od początku. Ocean Wisdom urodził się w maju 1993 roku w Camden Town w Londynie. Jego rodzice szybko wyemigrowali do Brighton, gdzie dorastał, jednak wkrótce wrócił do stolicy. Pierwszy jego singiel, jaki ujrzał światło dzienne legalnie to „Walkin'”. Dziś to 10 milionów wyświetleń, ale nie to jest ważne w tym przypadku. Ocean wjebał się na scenę niczym Conrado Moreno w widownię „Europa da się lubić”. Brytyjczyk pokazał swoje świetne techniczne wyszkolenie, rapując z szybkością… 4.45 słów na sekundę. Dla porównania „Rap God” Eminema to „jedynie” 4.31 słów na sekundę. Iście niesamowite wejście! Dlatego do dziś na moim odtwarzaczu jego pierwsze single z EPki „Splittin’ the Racket” nie schodzą z pętli. Niesamowite repeat value oraz lekkość z jaką autor porusza się po bitach, są godne uwagi. Arcydzieło!

Toteż nie może dziwić fakt, że Wizzy postanowił iść za ciosem i zaledwie rok później wydał pierwszy pełnoprawny album. „Chaos 93” to istna kulminacja fenomenalnych kawałków. Jak to bywa, do LPka dołączono dwa kawałki z EPki, ale reszta nowych utworów to prawdziwa uczta dla uszu. Od czego tu zacząć? Może od tego, że do tej płyty dograli się „The Four Owls”, którzy współpracowali m.in. z DJ Premierem, czy też Klashnekoffem – legendą brytyjskich rapowych klimatów. Zresztą wraz z Oceanem stworzyli oni jeden z najlepszych utworów na tej płycie. „Real Smooth” jest kawałkiem dobrego brzmienia. Oldschoolowe biciwio i różnorodne flow. Do tego świetne wersy pokroju „I’ve got Bills, like Bo Baggins”. To pokazuje, że Ocean potrafi nie tylko nawijać szybko, ale i nawijać z pazurem. Z solowych utworów warto jeszcze wspomnieć o utworze wyróżniającym się swoim klimatem: „Freeze”. Sam Wizzy udowodnił, że potrafi nawijać nie tylko na klasycznych bitach, ale też w utworze „High Street” radzi sobie z trudniejszym podkładem.

Dlatego też fani jego twórczości byli żądni większej ilości kawałków, kolejnej płyty. Toteż wjazd na scenę z „Wizville” w 2018 roku, to był prawdziwy rozpierdol. Album jeszcze lepszy, kompletny, idealny. To, co się wydarzyło na tym LP to coś niepojętego! Dobre utwory były przeplatane jeszcze lepszymi. Wizzy pokazał na tej płycie, że jest graczem kompletnym. Świetne aranżacje i niebagatelne flow, każdy track to uczta dla uszu, gdy Ocean świetnie płynie po beatach. Nie dziwota, że płyta ma 21 utworów. Trudno byłoby mi wyselekcjonować najsłabszy kawałek z tego projektu. Co można zarzucić twórcy, który na jeden album ściąga: Method Mana, Dizzeego Rascala, Roots Manuve? Fenomenalna sprawa. Album warty odtworzenia, chociażby ze względu na wspomniane featuringi. Ocean pokazuje różnorodność swojego stylu – od klasycznego rapu w „Bricks or Bat?”, przez grime’owy „Revvin'”, aż po drum&bass w utworze „Don”, na którym pokazuje pełnie swoich możliwości. Nic dziwnego, że album osiągnął spory sukces: 39. miejsce na liście UK Charts. Wizville to do dziś pokaz sił Oceana, który zaledwie rok później wydał kolejny album – tym razem mixtape.

Zanim do tego doszło, opowiem krótką historię, jak to się stało że poznałem Oceana. Otóż wyobraźcie sobie, że na studiach wraz ze współlokatorami ogrywaliśmy demo Fify. I wpadł nam strasznie w ucho jeden z utworów, więc przesłuchaliśmy cały soundtrack tejże gry. Tak wpadliśmy na genialny numer z „Wizzville” – „Tom&Jerry”. Do dziś ten kawałek jest w moim Oceanowym top 10.

Dobra, historia była krótsza niż się spodziewałem. To teraz przejdźmy do kolejnej pozycji z dyskografii Oceana. Już nie tak głośny, choć nadal niedoceniony. Już nie z takim rozmachem, choć nadal imponujący. Już nie tak fenomenalny, ale nadal świetny. Wisdom wypuszczający „Big Talk, vol. 1.” – już na własnych zasadach, bez wspierania przez High Focus Records. Wiele eksperymentów muzycznych, które pokazują ewolucję artysty. Ocean otworzył to świetnym „4AM”, a stylówka była wyczuwalnie różna od poprzednich wydawnictw. Portal „clashmusic” świetnie opisał to co się wydarzyło na tym krążku. Im bardziej Ocean zwalniał flow, tym bardziej jego wersy się polepszały. To było odczuwalne, a cały mixtape to kawałek świetnej muzyki. Chociaż dało się wyczuć niekiedy powtarzalność, jak w utworze z Dizzee Rascalem. W całości jest to produkt kompletny, ale nadal nie dorastało to do „Wizville”.

No i jesteśmy w roku 2021, gdzie rynki muzyczne Wizzy atakuje z albumem „Stay Sane”. Z albumem różnym od innych, gdzie zrywa łatkę gościa od przyspieszeń, a pokazuje swój potencjał. Teraz bądź mądry człowieku i wybierz, co ci się bardziej podobało. Ten twór to moim fanbojskim (nie ukrywajmy tego) zdaniem prawdziwe opus magnum Oceana. Utwór „Drilly Rucksack” to coś niespotykanego, technika nawijki na poziomie nieosiągalnym dla większości raperów. Kawałek „Uneven Lives” porusza swoim przekazem, gdzie nie tylko Ocean zbudował klimat, ale i świetnie dobrany do tego utworu Maverick Sabre. Jeszcze tylko wspomnę o świetnym follow-upie do Eminema w utworze „Racists”, gdzie wraz z Novelistem poruszają ważny temat rasizmu. Taki rap powinno się pokazywać i promować. Bez zbędnego naburmuszenia, z przymrużeniem oka i świetnym brzmieniem.

UK to nie tylko Stormzy, Skepta czy Bugzy Malone, ale też cała kawalkada fenomenalnych raperów, którzy mają świetne całe dyskografie. Początkowo miała to być recenzja, jednak chyba nikt w Polsce nie starał się nigdy opisać szerzej Oceana. Też tego nie zrobiłem, bo każdy Wizzy’ego odkryje indywidualnie, słuchając jego muzyki.