Zapraszam na przegląd ciekawych projektów z Wysp Brytyjskich, wypuszczonych w pierwszym kwartale bieżącego roku. Dodatkowo postaram się wyróżnić przegapione albumy z poprzednich lat. Welcome to UKącik, mate. Miłej lektury.

Jam Baxter „Fetch The Poison”

Już w styczniu dostaliśmy album, który bezwzględnie będzie murowanym kandydatem do topki roku. Przepiękny, klimatyczny projekt Jam Baxtera wciąga od pierwszego dźwięku. Klasycznie dla jego stylu, dostajemy bajkowe opowieści pełne dziwnych postaci i przedmiotów. Kapitalne, trzeszczące melodie, które budują napięcie. Piękne, sunące w tle basy. Kiedy dochodzimy do wspaniałego, najlepszego na albumie „Every Pool of Stagnant Water”, tempo lekko przyspiesza, do głosu dochodzi perkusja. „All Sprawled Out In The City” hipnotyzujące głównym motywem. Niesamowicie klimatyczne „The Infamous Gatwick Meltdown of 2015”. Cudownie drillujące „Sundown Sundown”, będące dwa poziomy wyżej niż każdy generyk z mainstreamu. Każdy odsłuch tego albumu to niesamowita muzyczna przygoda, którą warto przeżyć.

Black Josh/Milkavelli/Lee Scott „Swegasus”

Kolejny projekt z obozu Blah Records. Milkavelli nie jest zanadto aktywny, także każdy jego album to święto. Tym razem Black Joshowi i Lee Scottowi udało się go zaciągnąć przed mikrofon. Bardzo fajny, wyluzowany album, na którym raperom zdecydowanie się nigdzie nie spieszy. Black Josh po ubiegłorocznych wariacjach na „Heartbreak Hostel” wrócił do swoich korzeni. Klasyczna nawijka bez zbędnych ozdobników idealnie komponuje się z celowo ubogim brzmieniem. Za całą produkcję odpowiada Lee Scott, także dostajemy piękny klimatyczny blahsound oparty na lofi motywach. Najlepszymi trackami są „Doin Bits”, „Proper” oraz „Take A Chance”, chociaż trzeba przyznać, że pozostałe są na podobnym poziomie. Chłopaki z Blah zawsze w formie.

Kojey Radical „Reason To Smile”

W poprzednim roku serca słuchaczy skradł duet Little Simz/Inflo. Teraz odpowiednikiem schludności i organiczności „Sometimes I Might Be Introvert” może być debiutanckie LP Kojey Radicala. To jest full package dla fanów „ładnej” muzyki. Utalentowany raper, który potrafi sprawnie nawijać (momentami brzmi trochę jak 2Pac), dobrze dobrani goście wzbogacający utwory, całość tętniąca soulowo-jazzową duszą. Nawet w sercu fana abstract rapu zaświeci słońce. Kiedy pierwszy raz przesłuchałem, od razu przesłałem koledze Modestowi (fanowi organicznej muzyki), bo czułem, że może mu się spodobać. I chyba trafiłem. Bezwzględnie autor nie kłamał – ten materiał to jest powód do uśmiechu.

Bad Boy Chiller Crew „Disrespectful”

Na początku była impreza. Czy to w sali u Kool Herca, czy to na ulicach Miami, czy też w brytyjskich klubach. I właśnie czwórka wariatów z Brentford, żywcem wyciągnięta z programu Dirty Sanchez, puściła w obieg najbardziej imprezowy album tego roku. Od początku do końca władca jest jeden – tempo. Do zabawy zmuszają wszystkie EDM-owe dźwięki, które lecą z głośników w każdym kurorcie nawiedzanym przez hordy zataczających się Brytyjczyków. Po co silić się na pseudośpiewy, kiedy można wziąć jakąkolwiek wokalistkę. Refreny, chociażby we „Free” czy „Get Out My Head” przypominają złote czasy eurodance. Całość podlana czysto soundsystemową nawijką, która ma za zadanie napędzić ten, i tak rozpędzony, bassline’owy pociąg. I pięknie się broni charyzmą. Także nie puszczajcie babci, bo zacznie zamiatać podłogę swoim cellulitem.

Yungen „Passionate & Paranoid”

Niesamowite, że to dopiero czwarty projekt rapera z 10-letnim stażem na scenie. Yungen wrócił z bardzo przyjemnym mainstream ready materiałem. Dostajemy mix drillowych, trapowych i klasycznych utworów. Yungen pokazuje, że jego umiejętności pozwalają się bezproblemowo poruszać w każdej stylistyce. Z tracków warto wyróżnić „Tom Brady”, „Batmobile”, „Comes In 3’s”, „Boyz In The Hood” i „Grieve”. Pięknie płynie także w nagraniu z Daily Duppy, Na duży plus ciekawe gościnne występy Ghettsa, Avelino oraz Krept & Konan. Powrót można uznać za całkowicie udany. Czekam na więcej.

Blade Brown/K-Trap „Joints”

Miało nie być drillu, ale panowie Blade Brown i K-Trap przygotowali tak dobry kawał materiału, że ciężko go pominąć. Od początku słychać, że bohaterów łączy fajna więź muzyczna. Nie są to super dynamiczni nawijacze, ale ich sprawne uliczne linijki dobrze leżą na bitach. Efektem jest bardzo dobry street album raperów z dwóch muzycznych pokoleń. Produkcyjnie to nie jest do końca UK drill. Pierwsza część albumu to bardziej gęsty trap z mocnym basem a’la Memphis. Bez względu na gatunek, mamy tu zestaw ślicznych bangerów. Zresztą K-Trap już nieraz pokazał, że jak mało kto ma ucho do bitów.

PRZEGAPIONE

John Glacier „SHILOH: Lost For Words” (2021)

Odpaliłem intro „If Anything” i już byłem kupiony. Każdy track pokazuje, że mamy do czynienia z ciekawą artystką, której stylistyka wisi gdzieś pomiędzy niektórymi alternatywnymi przelotami JPEGmafii a piwnicznym rapem Pink Siifu. Za całą produkcję odpowiada Vegyn z kilkoma kolegami. Te przestrzenne i niezbyt krępujące bity pozwalają rozkwitnąć raperce ze swoim lekko ospałym flow oraz introwertycznymi tekstami. Mnie szczególnie urzekło wspomniane wcześniej „If Anything” oraz chyba najbardziej żywe na albumie „Boozy”. Mam nadzieję, że młoda raperka znajdzie swoich miłośników tak jak chociażby Little Simz. Słuchajcie John Glacier Na Miłość Boską!