Na początku zeszłego miesiąca miałam przyjemność uczestniczyć w XV edycji najlepszego festiwalu metalowego w Polsce – Summer Dying Loud. Wśród tegorocznych koncertów pojawiły się zarówno rozczarowania – Mayhem, Godflesh – jak i pozytywne zaskoczenia (Masacre, Blaze of Perdition). Były również zespoły, które mówiąc kolokwialnie „dowiozły”. W tej grupie znalazła się norweska kapela Borknagar, na ich występ zdecydowanie czekałam najbardziej.

Dlaczego tak? Otóż Borknagar to formacja muzyczna grająca progresywny folk/black metal. W swoich utworach zawierają głównie motywy związane z naturą i mitologią nordycką – przez to ich dzieła utrzymane są w klimacie kultury wikingów. Szczególnie przemawia do mnie również warstwa instrumentalna, gdzie nietrudno znaleźć znakomite połączenia nastrojowych klawiszy, ciężkich gitar i rytmicznej perkusji.

Myśląc o zespole w samych superlatywach, obawiałam się, że na żywo zwyczajnie mnie zawiodą. Tym bardziej, że dzień wcześniej zrobiła to wyżej wspomniana kapela Mayhem. Na szczęście w tym wypadku było inaczej. Koncert od początku oglądałam praktycznie spod samej sceny, mając na wyciągnięcie ręki jej kraniec. Panowie z Bergen postanowili otworzyć swoje show kawałkiem „Nordic Anthem” – nie bez powodu każde istotne wydarzenia rozpoczyna się hymnem. Był to niezwykle udany zabieg, gdyż numer porwał wszystkich stojących zarówno blisko estrady, jak i tych uczestniczących na dystans.

Ich set – pomimo lekkich problemów z nagłośnieniem – trzymał się na bardzo dobrym, równym poziomie, ale tylko do czasu. Zmieniło się to, gdy usłyszałam swój ulubiony kawałek, czyli „Voices”. Śmiało mogę powiedzieć, że był to punkt kulminacyjny wydarzenia. Lwia część publiczności słuchała piosenki ze łzami w oczach, a pozostali wykrzykiwali tekst nawet głośniej niż wokaliści. Poza tym, muzycy przez cały koncert pokazywali swój niepodważalny kunszt. Robili to na każdym polu – od popisowego śpiewu, poprzez zapadające w pamięć riffy i partie perkusyjne, aż po magiczne sekwencje klawiszy – wszystko było na najwyższym poziomie. Nie da się również nie wspomnieć o kontakcie z fanami. Między utworami, artyści znajdowali chwilę, by powiedzieć coś do swoich słuchaczy – a to nie jest oczywiste na wydarzeniach związanych z kulturą metalową. Tłum pod sceną żywo odpowiadał na to, co mówili członkowie zespołu.

Występ zespołu Borknagar zawarł w sobie wszystko, czego oczekiwałam. Bez wahania mogę powiedzieć, że na tegorocznym SDL jest to mój absolutny faworyt. Nie dość, że zobaczyłam na żywo jedną ze swoich ulubionych kapel, to jeszcze pokazała mi ona, dlaczego zasługuje na bycie w tym gronie.