Denzel Curry to zabawny przypadek rapera, który mimo młodego wieku (27 lat) jest tak naprawdę w obecnej rap grze od samego początku „generacji Soundclouda”. Wtedy też razem z Raider Klan w 2012 roku tworzył – jak się później okazało – najbardziej wpływowy movement na wspomnianej wyżej platformie. Tak oto znajdujemy się dekadę później w momencie zapowiedzi „Melt My Eyez See Your Future”. Denzel jest już po wydaniu kilku świetnie przyjętych przez krytyków oraz słuchaczy albumów („Ta13oo” oraz „Zuu”). Raper zapowiadając ten projekt zaprezentował również listę swoich inspiracji, która składała się z takich pozycji, jak „Graduation” autorstwa Kanye Westa oraz „Mama’s Gun” Eryki Badu. Jednak to nie wspomniane albumy kolegi i koleżanki po fachu najbardziej wzbudziły moją ciekawość, a japoński serial animowany z końcówki lat 80-tych pod tytułem „Cowboy Bebop”.
To anime w formie epizodycznej przestawia nam pełne akcji przygody trójki łowców nagród, żyjących w świecie sci-fi bardzo zbliżonym stylistyką do dzikiego zachodu. Jednak nie to jest największym elementem fabuły tej opowieści. Tym, co wydaje się kluczowym elementem kreskówki, jest głębokie wejście w psychikę tej grupy postaci, gdzie każdy z nich zatrzymał się mentalnie żyjąc tylko swoimi wspomnieniami i demonami przeszłości. Nowy album Denzela pod tym względem zupełnie nie różni się od dzieła Hajime Yatate (pseudonim zbiorowy twórców ze studia animacji Sunrise). Nieświadomy mainstreamowy słuchacz zobaczy w tym albumie świetnie wyprodukowany projekt z paroma trackami, które wrzuci na playlistę, bo mają chwytliwe refreny, zaś dopiero odbiorca, któremu zachce się kopać głębiej w tekstach, wyciągnie z tego albumu prawdziwy sens i lekcję życiową przekazaną od twórców. Curry, mimo chęci patrzenia w przyszłość i prób bycia klasą samą w sobie, ciągle porównuje się swoich idoli, którzy w jego wieku już nie chodzili po naszym świecie. Wzbudza to w muzyku ogromny kompleks, bo w swojej głowie musi im dorównać za wszelką cenę, zamiast zrozumieć, że nie będzie drugim Notoriousem czy Tupakiem. Ale jest za to jedynym Denzelem.
W warstwie czysto instrumentalnej także trudno nie odnieść wrażenia, że „Cowboy Bebop” miał ogromny wpływ na to, jak brzmi „Melt My Eyez See Your Future”. Genialny soundtrack autorstwa Yoko Kanno przepełniony jest funkowymi, soulowymi i jazzowymi dźwiękami nadającymi temu anime masy klimatu oraz charakteru niespotykanego w żadnym innym serialu osadzonym w podobnej stylistyce. Producenci nowego LP Denzela dołożyli największych starań, by odwzorować i unowocześnić zamysł, jaki przyświecał kompozytorce zespołu Seatbelts podczas tworzenia tego unikatowego brzmienia – mimo bycia wyrwanym prosto z lat 70-tych, dalej zaskakuje świeżością oraz futurystycznością. Na specjalne wyróżnienie zasługują tutaj: Kal Banx, który zmianą instrumentalu w drugiej połowie „Walking” sprawił, że dosłownie myślałem, że lewituję, oraz JPEGMAFIA, udowadniający „Johnem Wayne’em”, jak bardzo różnorodne i oryginalne bity potrafi tworzyć (zsamplowanie dźwięku otwierania aplikacji Discord – no kto inny by na to wpadł?).
Podsumowując, Denzel Curry zabiera słuchaczy w podróż po swojej psychice w stylistyce sci-fi westernu. Pokazuje im, że pora zacząć doceniać świat oraz ludzi, którzy w danym momencie życia nas otaczają, a nie rozdrapywać stare rany, jak on sam to miał w zwyczaju przez lata. A to wszystko po to, by nie skończyć jak trójka bohaterów wspomnianego anime. Tego, co ich spotkało, wam nie zdradzę, bo nie chcę zabierać przyjemności z poznawania wybitnej historii, jaką jest „Cowboy Bebop” (tylko 26 odcinków dostępnych w ofercie platformy Netflix). Tak dojrzałego wydania rapera z Florydy jeszcze nie słyszeliśmy i pozostaje nam czekać, co przyniosą kolejne projekty tego artysty w niedalekiej świetlanej przyszłości. „See you Space Cowboy…”.