Maciej Spons, jeden z ojców chrzestnych polskiego trapu, wypuścił kolejny album. Zwięzły jak poprzednie, ale za to – co jest sporą zaletą „Białego albumu” – z wyraźnym motywem przewodnim, jakim jest handel narkotykami z całą przewózkowo-imprezową otoczką. Słychać, że wszystko pod tym względem zostało dopracowane. Spons bardzo ładnie napisał ten krążek: tematyka poszczególnych kawałków, punchlines, mnóstwo bardzo fajnych namedroppingów i odniesień (takich jak meta-follow-up „Slice Cakes”) – to wszystko działa na plus. Gościnnie nieprzypadkowo z propsami wpada Krzysztof Kozak, a inną ciekawą postacią jest Stevie Stone związany kiedyś ze Strange Music Tech N9ne’a. Długość – a w zasadzie krótkość – poszczególnych tracków, jak i całego „Białego albumu” także działa na jego korzyść – błyskawicznie wpada, kolejne bangerki zmieniają się w mgnieniu oka, dzięki czemu przejście przez te 10 kawałków jest naprawdę szybkie i satysfakcjonujące. Spons zatem dołożył solidną cegiełkę do swojej obfitej dyskografii.