D. sokoła, C. sokołowi, B. sokoła, N. sokołem, M. sokole
1. «legenda, weteran, tuz, pionier, tytan, pomnik zbudowany za życia, wielki Polak, raper, poeta, geniusz»

Źródło: internet

Czytając wypowiedzi różnych autorów przy okazji kolejnych płyt Wojtka trudno nie odnieść wrażenia, że właśnie w taki sposób jest traktowany przez słuchaczy. W otwierającym utworze „Cześć” słyszymy jednak:

Cześć, chyba jeszcze nie znasz mnie
Jestem pierwszy dzień w tej grze
Podpowiedziałbyś co, gdzie?
W przygodzie z rapem

Sokół zapewne jedynie odnosi się ironicznie do wszystkich żartów przy okazji poprzedniego materiału, jakoby miał być to jego debiut. Późny debiut jak na kogoś ze stażem liczonym w dekadach. Jednak ja postanowiłem zrobić z igły widły i faktycznie potraktować „NIC” jak płytę początkującego, młodego rapera. W tej recenzji nie padnie ani jeden żart z tytułu „NIC”, ani żadne odniesienie do poprzedniej twórczości autora.

Po serii singli w końcu doczekaliśmy się pełnego albumu Wojtka Sokoła. Nie jest to jednak typowa płyta debiutującego w 2021 roku wykonawcy. Autor w sferze tekstowej niewątpliwie nie idzie w jednym szeregu z rówieśnikami. Jasne, mamy na trackliście numer bragga (“Na cały świat”), kawałek o niewiernych pannach (“Plastikowy tulipan”), piosenkę o nierezygnowaniu z dziecięcym marzeń (“Jak urosnę”), a to standardowe tematy na płytach obecnie popularnych młodych raperów.

Jednak problematyka jest znacznie szersza, a sposób jej podejmowania znacznie bardziej różnorodny niż zwykle. Niezbyt często mamy tu do czynienia z prostym mówieniem tez do bitu, autor raczej stawia na narracje, opowiadanie scenami i bohaterami.

Weźmy na tapet “After”, który z morza utworów o tej samej tematyce, a nawet o tym samym tytule, wyróżnia właśnie sposób opowiadania. Zaczynamy krótką mówioną wymianą zdań między dwoma bohaterami. Jeden z nich zadaje masę bazowanych na tabloidowych nagłówkach pytań, które chcąc nie chcąc – budzą też naszą ciekawość. Po chwili druga postać przestaje stawiać opór i puszcza parę z ust.

I co? Od samego początku dostajemy to, po co przyszliśmy. Żadnych długich wstępów. Żadnego lania wody. Większość z tych odpowiedzi okazuje się faktycznie zaskakująca i zabawna, a że pytań padło całkiem sporo, to gadka nie wyczerpuje się w ciągu pięciu zdań. Do tego całość prowadzi do przewrotnej pointy utworu. Zwykle raper powiedziałby nam: “media kłamią!”, “myśl samodzielnie” i na tym zakończył, ale Sokół poszedł krok dalej i postawił wszystko na głowie.

Problem polega na tym, że na “NIC” znajdziemy niewiele więcej tak dobrze poprowadzonych narracji. “Plastikowy tulipan” podejmuje absolutnie nudny i skrajnie wyeksploatowany temat. Nie porusza go też w żaden interesujący sposób. Same wersy napisane zostały na poziomie, nie ma tu wstydu. Tylko który raz słuchamy dwudziestolatka nawijającego o puszczalskiej pannie? Rozumiem, że młodzi ludzie, do których sam należę, mają inny zestaw problemów od czterdziestoczterolatków, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy od nich niczego wymagać i dawać sobie wciskać znowu to samo z fajnym refrenem.

Innym przykładem jest singlowy “Jednorożec”, który mówi, że no nie ma co gadać, że kiedyś to było, bo wcale nie było. Tylko czemu Sokół próbuje obalić tę tezę na podstawie wyłącznie własnych doświadczeń? Nie zrozumcie mnie źle, odnoszenie się do własnych przeżyć to zwykle właściwa droga. Autor jednak dyskutuje tutaj z tezą, że kiedyś powszechnie było lepiej, a nie tylko u niego. Dyskutuje z problemem ogólnym, podając argument szczegółowy.

Tylko ten problem nie wynika z właściwego tekstu utworu, ale z gadanego wstępu, w którym Pan Autor postanawia wyłożyć kawę na ławę i zinterpretować tekst za nas (a potem wejść na Geniusa i zrobić to jeszcze raz, dla pewności). Jakby zostawić same zwrotki i refreny, to wyszedłby dobry numer, ale nadgorliwość niestety nie zadziałała na jego korzyść.

To niejedyny przypadek tego problemu. W pierwszym singlu pod tytułem “Zorro” Wojtek w refrenie interpretuje zwrotki za nas (a potem oczywiście dopisuje adnotacje na Geniusie). Przy czym to nie jest żaden skomplikowany narracyjnie utwór, tylko proste zestawie dwóch podobnych sytuacji. Nie mówiąc o tym, że niemal identyczny zabieg i to w obu przypadkach w temacie straty (chociaż trochę inaczej ujętej) został zastosowany później we “Wkraczając w pustkę”.

Zgodnie ze współczesnymi trendami zwrotki na tym albumie są krótkie. Dwanaście, osiem, nawet cztery wersy. Wiadomo, zdarzają się również dłuższe niż przepisowe szesnaście. Ten wybór zastanawia jednak, skoro mamy do czynienia z autorem, który ma przyciągać do siebie właśnie tekstami. W rzeczywistości jednak nawet tych kilku wersów często nie potrafi zapełnić interesującą treścią. Może właśnie to stanowi problem? Więcej tekstu to więcej przestrzeni na rozbudowanie historii, dodanie większej liczby scen, kontekstów, szczegółów, które mogą wszystko zmienić.

Za to sporo miejsca zajmują refreny, które czasem są bardzo dobre, jak ten senny, przypominający kołysankę w “Jednorożcu” albo podsumowujący, wyciągający esencje z całego utworu w “52Hz”. W “Płaczemy pięścią w stół” odpowiednio umieszczone skandowanie tłumu idzie w parze z charyzmą gospodarza, co daje autentycznie emocjonalny efekt. Sokół ma dobre pomysły na refreny, potrafi je wykonać i odpowiednio dobrać sobie wspierających go współpracowników, więc zwykle prezentują one wysoki poziom.

Niestety nie wszystkie wybory były tak samo trafne, chociaż trudno oczekiwać ich po debiutancie. Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, po co w batonikach jest w ogóle to “ratatata” (i przy okazji zwrotka Hodaka)? Czemu w “Cześć” postawiono na jeden prostacki rym i to jeszcze tak zaakcentowany? Dlaczego Sokół postanowił zaśpiewać razem z Fasolkami na końcu “Jak urosnę”? Jego stonowany niski głos w towarzystwie wesołego, chóralnego śpiewu dzieci brzmi… po prostu źle.

Kto po Sariusie z Kizo i Sokole zaśpiewa na bicie z wianuszkiem przedszkolaków? Paluch? Kaz Bałagane? Sentino? Zapraszam do spekulacji.

Chyba najlepszym elementem “NIC” jest muzyka. Gospodarz wybrał sobie bity przypominające na przykład “Widmo” PRO8L3Mu (a “Wkraczając w pustkę” odrzut z “Art Brut 2”). Zimne, futurystyczne syntezatory tworzą wręcz cyberpunkową atmosferę produkcji, których bogate aranżacje dają poczucie wykorzystania ich pełnego potencjału. Nawet najlepsza pętla potrafi zmęczyć, jeśli powtarza się przez kilka minut, nie ewoluując w interesujący sposób. Tu nie ma tego problemu.

Na koniec “Batoników” bit Sampler Orchestry dostaje półtorej minuty bez rapowego kagańca, a w “Ty też” podkład DJa B buduje rytm całego utworu i podkreśla niski wokal Sokoła. To w ogóle najlepsza produkcja na całym albumie. Oparta na dwóch zestawach mocnych perkusji i przestrzennym, głębokim basie, który zostawia dużo miejsca wysokiemu leadowi. Do tego Wojtek bardziej rapuje, a mniej recytuje niż zwykle, więc całość brzmi rewelacyjnie. Niestety tylko brzmi, bo tekst utworu nie porywa. To żart, który już przy pierwszym przesłuchaniu nie jest zbyt śmieszny, a przy drugim męczy. Gadany fragment, jak zawsze, nie pomaga.

Wspomniałem o niepotrzebnej, niewnoszącej nic do utworu zwrotce Hodaka. Mimo śmiesznego wstępu, o występie Sariusa mogę powiedzieć to samo. Za to “Na cały świat” jest cały do wywalenia, nie tylko gościnki. Pezet chyba postanowił sprawdzić, jak bardzo chujową zwrotkę może nagrać, a ta i tak zostanie zaakceptowana. W ogóle skoro “to jest diss na cały świat”, to naprawdę tak młodzi raperzy widzą dissy? Sokół słyszał jakiś kiedykolwiek?

Ornitologiczny crossover ze Szpakiem niestety też zawodzi. Pierwszy bit został zrujnowany przez okropnie irytującą piszczałę, a drugi to nudziarski drill. Refreny należą też raczej do tych gorszych, a zwrotek nie trzeba słuchać, tytuł mówi wszystko.

Na tym tle naprawdę doceniam występ Zip Składu w “Burzy”. Przynajmniej całość jest śmieszna, a to zdecydowanie lepsze niż gdyby Sokół wyciągnął z szafy swoich kolegów z zespołu, których kariery obecnie rzeczywiście przypominają Maradonę, do kolejnego smutno-poważnego numeru o ciężkim życiu. Można by jeszcze trochę bardziej dokręcić śrubę, bo po pierwszym refrenie niewiele się dzieje, jest zbyt powtarzalny, a bit zbyt monotonny, ale chociaż całość odróżnia się jakoś od typowego rapowego kawałka.

Dobra, nie mogę być aż tak negatywny. “52Hz” to zajebisty numer. Ujęty w szybkich scenach, krótkich pociągnięciach pędzlem, obraz samotności po rozstaniu z ukochaną jest naprawdę dojmujący. Nawet ten odrobinę kiczowaty zabieg z powtarzaniem liczby 52 znalazł swoje symboliczne uzasadnienie, odpowiedni kontekst, który nadaje mu mówiony skit poprzedzający utwór. Spokojna melodia Duita idealnie oddaje melancholijny nastrój. Razem z delayem i pogłosem na wokalu w refrenie tworzy naprawdę pięknie przestrzenną kompozycję.

Słuchając tego kawałka, doskonale rozumiem wszystkich fanów Sokoła, którzy wynoszą tę płytę na piedestał. Byłaby najlepszą w tym roku, gdyby wszystkie pozycje na trackliście utrzymywały taki poziom. Niestety wspomniany utwór to jeden z niewielu wyjątków. Na większości tracków Sokół nie pokazuje ogromnej wyższości ponad średnią krajową.

Recenzja, którą czytasz, zawiera bardzo dużo uwag i przytyków. O ile w treści tego tekstu próbuję udowodnić, że Sokół wcale nie jest taki dobry, jak się wszystkim wydaje, to o czymś zgoła odmiennym świadczy jego długość. Może jego całej objętości nie zajmują pochwały, ale właśnie sama duża objętość, spowodowana masą tematów, którą chciałem poruszyć w kontekście tego materiału, sugeruje jego pewien poziom. Moja analiza całej dyskografii Kizo byłaby krótsza o połowę.

Ocena końcowa w skali “Cześć”? Chyba nie “zgon”. “Cud że żyje”? Też nie.
Wojtula/10