Kilkanaście lat czekaliśmy na jego debiut. W zeszłym roku udało mu się w końcu wydać longplaya “Carolina Reaper” i – jak widać – z rapowania ponownie zrobił główne hobby. Mowa oczywiście o Pierrocie, który nie kazał długo czekać na drugą płytę. “Kapuśniaczek” to kontynuacja współpracy z Look.outem i naturalnie wyglądający krok naprzód. 

Zacznijmy od tego, co się nie zmieniło. Pierrot dalej ma o czym gadać, a przynajmniej wymyśla sobie tematy, którymi potrafi zapełnić całe numery. W “Bayraktarze w Kamaz” ulewa mu się na temat Putina i w żołnierskich słowach wypowiada to, co wszyscy mieliśmy w głowach na przełomie lutego i marca tego roku. “Pasjożyt” przekonuje, że – jak nawijał Laik – dobrym patentem na życie jest znalezienie swojej pasji i bycie w niej dobrym. Innymi przykładami na konkretny temat kawałka niech będą westernowe “Pif Paf” (znane z naszego mixtape’u) czy numer “90te” – tutaj chyba zgadniecie o czym. Gdy nie ma innego wiodącego tematu, Pierrot nawija o sobie i swoich doświadczeniach – standard, ale się sprawdza.

Natomiast są cieszące ucho nowości. Po pierwsze, rozszerzyło się grono gości. Mamy wokalistki, znanego gorzowskiego DJ Nambeara, Musiela oraz – co najbardziej zaskakujące – Cypisa. Ten ostatni zostawił szalony refren w równie zwariowanym tytułowym numerze, który jest przełożeniem na raperski język filmu “Kapuśniaczek” z kultowym Louisem de Funès w roli głównej. Co więcej, widać, że te kilkanaście utworów nagranych od powrotu do studia zadziałało niczym picie Hammerite’a. We flow Pierrota nie słychać już fałszywych nut, nie goni za bitem, nie brzmi jak tetryk. Wręcz przeciwnie: odnajduje się na świeższych podkładach, potrafi bawić się tempami, przy czym wciąż dba o technikę rymów. Słowem – Pierrotweiler wrócił, a niektóre kawałki po prostu rozpierdalają energią i mógłbym uwierzyć, gdyby ktoś powiedział mi, że odkopał je z odmętów dysku HDD z 2007. Chociaż podejrzane byłoby to, że nie brzmią jakby były nagrywane tosterem. 

Przede wszystkim jednak rozhulał się Look.out. Nie wiem, czy to kwestia tego, że udał się przeszczep płuc Pierrota i mógł sobie na więcej pozwolić, czy sam zaczął odważniej kombinować, ale “Kapuśniaczek” to już nie tylko zbiór klasycznych bitów. Otwierające płytę i nieco drillujące “Szukać chłopa” jest zwiastunem, że szukamy nowych brzmień, a te poszukiwania idą w przeróżnych kierunkach. “Pif paf” przyciąga prostym, acz chwytliwym klawiszowym motywem, który mógłby być grany w saloonie. “Lenny Krawiec” oparty jest na nadających tempa i wpadających w ucho pojedynczych stuknięciach w struny, ale co pewien czas Look.out robi przejścia, byśmy nie mogli się zbytnio zmęczyć energiczną nawijką gospodarza. Z kolei ”Kapuśniaczek” to pop rapowa próba Kizo type beatu. Kilka pozostałych produkcji to klasyczne bangery, na których darcie mordy Pierrota po prostu dobrze brzmi. A choć mogliśmy wcześniej podejrzewać producenta o taki sprawny, militarny bit z marszowym werblem jak w “Bayraktarze”, to ponowna aranżacja tego podkładu daje temu kawałkowi pooddychać. Zamykające album “Antap” uspokaja klimat, ma zdecydowanie luźniejszy wajb, przyjemne wokale Seniority Seni oraz długie jazzujące outro. To wszystko pokazuje, jak bardzo Look.out zadbał o różnorodność. I nawet jeśli nie ma tu żadnych rewolucji, ani nie jest na tyle wszechstronny, by w każdym z tych klimatów dawał bity 10/10, to i tak jego wkład bardzo urozmaica krążek, a rozwój zasługuje na docenienie. 

O ile “Carolina Reaper” traktowałem bardzo sentymentalnie i sam fakt publikacji sprawiał, że trudno było mi nabrać dystansu do tego albumu, to “Kapuśniaczek” rozwiewa już moje wątpliwości. Współczesny Pierrot i jego najnowsza płyta to już nie tylko rap dla jego starych słuchaczy, a coś, co można zaproponować ogółowi. To na pewno wejście schodek wyżej i przyznam, że chętnie sprawdziłbym, jak wypadłby na koncercie. Ale póki nie ma żadnych ofert, to prostu fajnie, że dalej rapowanie sprawia mu przyjemność.