Cousin Stizz ma swoje specjalne miejsce w moim sercu z kilku powodów. Jest jednym z pierwszym artystów, którego odkryłem podczas moich początków w poszukiwaniu świeżych brzmień i wschodzących postaci na scenie. Suffolk County, tak jak i wiele innych pozycji, poznałem dzięki kolumnie na Pigeons and Planes i dziękuję im za to, że zdecydowali się na wrzutkę o pierwszym mikstejpie newcomera z Bostonu. 

Najważniejszym jednak czynnikiem jest oczywiście muzyka, która się na nim znalazła. Byłem wtedy licealistą mieszkającym w niewielkiej mieścinie bez perspektyw. Pełna pewności siebie przewózka opowiadająca o ulicznej hustlerce, ale też świadome obserwacje na temat wychowywania się w Dorchester rezonowały we mnie jak nigdy dotąd. Stoicka maniera, z jaką Stizz dostarczał często proste, nieprzekombinowane linijki, trafiała do mnie z celnością Jaysona Tatuma, gdy ten ma swój dzień. Suffolk County zmuszało mnie do ciągłego działania w celu poprawy jakości jutra. Kilka lat później można powiedzieć, że w dużym stopniu się to udało, a favourite cousin często mi na tej ścieżce towarzyszył. Czy to Fresh Prince w czasach większego wygranka, czy też Fed Up kiedy byłem tired of the bullshit. Dziś Suffolk County to prywatny klasyk i praktycznie z każdego odsłuchu wracam z innym ulubionym utworem.

W 2016 roku ukazał się równie dobry sofomor mikstejp Monda, będący naturalną kontynuacją debiutu. Następnie kontrakt z RCA i dwa albumy pod ich wydawnictwem, by w lutym 2022 wrócić z powrotem jako niezależny artysta z projektem Just For You. Jak sam Stizz przyznaje w wywiadzie dla Audiomacka “Just For You is a project for you. It’s a project to show you can do whatever, and you don’t need anybody. It was a damn-near therapy session for me.” Sesje podążyły bezpieczną drogą, trzymając się schematów znanych z wcześniejszych materiałów. 

Jedna z moich ulubionych cech rapów Stizza jest tutaj ponownie eksponowana z charyzmatycznymi one-linerami, które nigdy nie pozwolą ci rozważyć zaprzestania dążenia do swoich celów. „Imma make this shit exist cause we go and get it” – manifestuje Cousin na LBS. Pochodzący z Bostonu raper zawsze starał się być jak najlepszą wersją siebie i jeśli pozwolisz sobie równolegle rapować do takich wersów jak „I was always up, I been focused on the better me”, ta energia może stać się zaraźliwa. Nawet jeśli nie zawsze z najsprytniejszym wordplayem, przykuwa uwagę jedynym w swoim rodzaju delivery, które charakteryzuje czysty luz i naturalność. To powtarzający się motyw w całej dyskografii, podobnie jak wpadające w ucho refreny, które zostają w głowie na długie godziny. „Flippin it, servin it, weightin it, gone” z Gone może być tego najlepszym przykładem.

Jeśli chodzi o produkcję, dostajemy pełen wachlarz bitów pochodzących głównie od wieloletnich współpracowników. Wyprodukowane przez Tee-WaTTa i M. Aliego Blessings składa się z wokalnego sampla, który mógłby wysłać nawet najbardziej zagorzałego ateistę do najbliższej świątyni. Mocne 808s w Say Dat czy relaksujące akordy w Lethal Weapon, oba wyprodukowane przez Snapza. Energetyczny After The Buzzer Charliego Heata brzmi trochę jak porecyklingowa wersja bitu z Aloha, który stworzył dla Denzela Curry’ego i jest słabszym momentem na Just For You. To samo można powiedzieć o Stone wykonanym na bardziej mainstream-trapową modłę.

Triumfalne Star Power w asyście Curren$y’ego stanowi świetne zamknięcie 36-minutowego odsłuchu. Pozostawienie Spitty jako jedynego gościa ma wiele sensu, biorąc pod uwagę, że obydwaj posiadają ten sam rzadki gen, nie pozwalający im schodzić poniżej pewnego poziomu w swojej twórczości. Cousin Stizz nie zdążył jeszcze w pełni zaistnieć w głównym nurcie, ale słusznie świętuje swój powrót na niezależną ścieżkę oraz fanbase, który zgromadził dzięki pozostaniu wiernym swoim przekonaniom. Just For You to solidny materiał, który docenią oddani już fani, ale również może przysporzyć mu kilku nowych, jeśli ci odkryją go przy pomocy tego albumu.